Witam,
Na początek sprawy techniczne. Będziemy odpowiadać na dwa konta: Ja oraz @
elliaee . Będziemy czytać Babci Wasze pytania, a odpowiedzi przepisywać na Wykop. Jeśli Babcia o czymś zapomni (a ma prawo - skończyła 88 lat), to dopiszemy parę słów od siebie, odpowiednio to zaznaczając.
Życiorys:
Babcia urodziła się 20 maja 1927 roku w Augustowie jako piąte z szóstki dzieci w rodzinie Feliksy i Leona Klattów. W wieku sześciu lat rozpoczęła naukę w Szkole Powszechnej Żeńskiej. Była dzieckiem śmiałym i ciekawym świata, przejawiała nieprzeciętny zmysł spostrzegawczości, miała doskonałą pamięć, uwielbiała książki. Miała zostać nauczycielką. Wojna odmieniła życie całej rodziny: ojca – augustowskiego policjanta – nocą 13 grudnia 1939 roku aresztowało NKWD; zaginął bez śladu. Cztery miesiące później - 13 kwietnia 1940 - Feliksa z pięciorgiem dzieci (17-letnim Eueniuszem, 15-letnim Antonim, 12-letnią Wiktorią, 10-letnim Walentym i 8-letnią Anną) została deportowana w okolice Pietropawłowska na Syberii. Tam rodzina spędziła sześć długich lat na walce o przetrwanie. Gdy starsi bracia wyjechali na front (Eugeniusz w 1942 z Armią Andersa, Antoni w 1943 z 1 Dywizją Piechoty im. Tadeusza Kościuszki), szesnastoletnia Wiktoria przejęła obowiązki głowy rodziny, ratując matkę i młodsze rodzeństwo od śmierci głodowej. Szczęśliwie w 1946 wszyscy wrócili do Polski.
Po wojnie wyszła za mąż, urodziła czwórkę dzieci. Zajmując się domem, uzupełniała wykształcenie, w 1965 zdała maturę. Przez wiele lat pracowała jako kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Augustowie.
Po przejściu na emeryturę poświęciła się swoim pasjom: historii i przewodnictwu (od 1972 jest przewodnikiem po regionie). Została uhonorowana Złotą Odznaką PTTK oraz odznaką Zasłużony dla Województwa Suwalskiego. W 1988 roku wstąpiła do reaktywowanego Związku Sybiraków, za swoją misję życiową uznając upowszechnianie wiedzy o wywózkach Polaków na Sybir.
Odbyła setki spotkań, głównie z młodzieżą szkolną, na temat losów Sybiraków i historii najnowszej. Uczestniczy w uroczystościach szkolnych, zasiada w jury konkursów, przeprowadza lekcje i pogadanki, współpracuje z Kołem Wnuka Sybiraka. Bierze udział w dorocznych uroczystościach sybirackich: Pielgrzymce Sybiraków, Marszu Żywej Pamięci Sybiru oraz uroczystościach upamiętniających rocznice wywózek, a także w sesjach Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie. W 1996 roku otrzymała Odznakę Honorową Sybiraka, w 2004 – Krzyż Zesłańców Sybiru. Jest też laureatką prestiżowej nagrody IPN "Świadek Historii" za rok 2012, przyznawanej za zasługi w dziedzinie utrwalania pamięci historycznej.
Historia wydania książki:
W roku 1999 ośrodek Karta ogłosił dla młodzieży szkolnej konkurs "Rodzina w wirach historii". Zadanie konkursowe polegało na ukazaniu fragmentu burzliwej historii XX wieku przez pryzmat losów własnej rodziny. Basia (@elliaee) uznała, że syberyjskie dzieje je Babci dobrze wpisują się w tematykę i postanowiła namówić Ją do przelania ich na papier. I choć powrót do przeszłości nie był dla Babci łatwy, wkrótce zasiadła do pisania. Termin nadsyłania prac konkursowych dawno minął, a treści ciągle przybywało. W ciągu roku powstało około 200 stron rękopisu w zeszycie A4. Tekst wprowadziliśmy do komputera i zaczął on krążyć po rodzinie i znajomych. Zainteresowanie było duże, coraz częściej pojawiały się też głosy, że warto by to wydać. Ale - powiedzieć łatwo, zrobić trudniej. Mimo chęci, brakowało środków finansowych. Wreszcie wiosną 2012 podjęliśmy decyzję. Zdecydowaliśmy, że prace niefachowe dla oszczędności wykonamy sami, natomiast redakcję tekstu, korektę, skład i projekt okładki powierzymy profesjonalistom.
Mama przejęła funkcję koordynatora i ruszyliśmy z kopyta. A tu już na wstępie pan Zbyszek Kaszlej, miejscowy historyk, dokłada nową robotę. Mówi: Wiktoria tak dobrze wszystkich pamięta - zróbcie jeszcze wykaz polskich rodzin, które mieszkały wtedy w okolicy – bo kto się za nimi ujmie? Babcia znów wyostrzyła swoją genialną pamięć. Przywołała na papier 80 polskich rodzin, mieszkających w okolicy jej pobytu, nazywając każdego z członków z imienia i nazwiska i, w przypadku wielu z nich, skrótowo szkicując losy (kim był z zawodu, z którą armią wyjechał, czy przeżył). Mama wzięła się za robienie przypisów i zbieranie po rodzinie starych zdjęć. Wspólnie z wnuczką Moniką oraz Błażejem (@mrkaczor) – mężem Basi zestawiliśmy hasła do indeksów. Błażej zrobił też stronę internetową i wziął na siebie wszelkie kwestie informatyczne. Swachna Babci, pani Maria, wykonała mapki. Jadzia (druga córka Babci) przerzuciła sterty gazet i zrobiła bibliografię, a w tym czasie Basia w bibliotece Jagiellońskiej przekopywała się przez stare mapy i spisy ludności, wspomagała Mamę w prowadzeniu korespondencji i poszukiwała taniej drukarni oraz kogoś do napisania przedmowy. Łącznie w przedsięwzięcie zaangażowanych było w mniejszym lub większym stopniu siedmiu członków najbliższej rodziny.
Ale nie tylko rodzina pomagała – wielu naszych znajomych bezinteresownie podzieliło się swoim czasem i doświadczeniem – wszystkich ich wypisaliśmy na końcu książki. Niezliczoną ilość razy słyszeliśmy: "Dla Pani Wiktorii? Z przyjemnością!" Książka ta miała wielkie szczęście do ludzi.
Wielkim wyzwaniem był dla nas tytuł. Już na początku ogłosiliśmy w rodzinie internetową burzę mózgów – każdy drogą mailową nadsyłał propozycje, które Mama scalała w jedną listę i rozsyłała do wiadomości wszystkich. W efekcie zebrało się ponad 60 tytułów – co jeden, to bardziej twórczy ;). Skończyło się na tym, że ostateczny tytuł, za pięć dwunasta, musiał wymyślać redaktor Fałtynowicz.
Do prac, które wykonaliśmy samodzielnie, należało:
* przepisanie tekstu z rękopisu do komputera
* uzupełnienie niektórych wątków: dopytanie Babci, nagranie i przepisanie (cała zima) - z tego do publikacji włączyliśmy ok. 30 stron
* sprawdzenie wszystkich opisanych zdarzeń na tle szerszej historii (ewakuacja na Wołyń, napaść ZSRR na Polskę, głód na Ukrainie, deportacje Polaków, Niemców, Czeczenów, rekrutacja zesłańców do armi Kościuszkowskiej i Andersa)
* prześledzenie chronologii opisywanych zdarzeń
* sprawdzenie tras ewakuacji na Wołyń, deportacji na Syberię i powrotu
* sprawdzenie dawnych i współczesnych nazw miejscowości poleskich, wołyńskich, syberyjskich i ich położenia na mapie, ustalenie współczesnej pisowni nazw geograficznych
* ustalenie pisowni nazwisk oraz imion obcojęzycznych (Babcia nie miała do czynienia z wersjami pisanymi, wszystko ze słuchu)
* zweryfikowanie możliwie wielu zdarzeń opowieści poprzez rozmowy z innymi żyjącymi świadkami: rodzeństwem Babci, członkami Koła Sybiraków. Zawsze okazywało się, że pamięć Babci nie zawiodła.
* przejrzenie w Archiwum Państwowym rejestrów repatriacyjnych
* konsultacje historyczne ze specjalistami z zakresu historii XX wieku
* przejrzenie zdjęć i dokumentów znajdujących się w posiadania bliższych i dalszych krewnych, ocena materiałów pod kątem przydatności do publikacji, wybór, zeskanowanie i opisanie poszczególnych materiałów
* zestawienie haseł do indeksu nazwisk oraz indeksu nazw geograficznych i etnicznych
* przełożenie zwrotów rosyjskich i ukraińskich na alfabet łaciński - konsultacje z rusycystką
* fonetyczne zapisanie słów kazachskich
* uporządkowanie spisu zapamiętanych przez Babcię deportowanych rodzin polskich, zamieszkałych w sąsiednich wioskach (około 80 rodzin)
* opracowanie przypisów
* opracowanie mapek poglądowych z uwzględnieniem praw autorskich (niemożliwość wykorzystania gotowych typu googlemaps)
* stworzenie bibliografii
* wystąpienie do lokalnych władz (burmisrz, starosta) oraz do Oddziału IPN w Białymstoku o wsparcie finansowe
Zatrudnieni Specjaliści:
* plastyk - projekt okładki
* grafik komputerowy - komputerowy skład tekstu, obróbka zdjęć i dokumentów
* redaktorzy (podział tekstu na rozdziały, dodanie podtytułów, w kilku przypadkach zmiana w kolejności akapitów, dwukrotne czytanie tekstu)
* korektorzy - 3-krotna korekta: dwie niezależne po redakcji, trzecia po składzie
Decyzje, które wymagały współpracy ze Specjalistami:
* wybór formatu książki
* koncepcja okładki
* ilość kolorów na okładce (liczba kolorów ma duży wpływ na koszt druku)
* kolory wnętrza ksiażki (druk czarny jest znacząco tańszy niż kolorowy)
* wybór atrybutów tekstu: czcionka podstawowa i dodatkowe (tytuły, podpisy pod zdjęciami, przypisy itp.), interlinia, odstępy miedzy akapitami, wcięcia
* umiejscowienie zdjęć i dokumentów (w tekście/na końcu rozdziałów/na końcu książki?)
* umiejscowienie mapek (w środku/na okładce/na wkładkach?)
* okładka (twarda/miękka, błyszcząca/matowa, ze skrzydełkami)
Decyzje dotyczące druku
* wybór drukarni (drukarnie znacząco różnią się cenami przy zbliżonej jakości)
* zamówienie terminu w drukarni (na przełomie grudnia i stycznia drukarnie są bardzo obciążone)
* decyzja co do nakładu (niedoszacowaliśmy wielkości nakładu i robiliśmy potem duży dodruk, co okazało się sporo droższe)
* wybór rodzaju papieru (trzeba balansować między jakością zdjęć a ceną papieru)
* poprosić o proof (próbny wydruk środka i okładki przed drukiem całego nakładu)
* sprawdzenie jakości zdjęć na proofie (u nas okładkę trzeba było poprawiać)
Uwagi ogólne:
* Nie spieszyć się!!! Każda publikacja potrzebuje swego czasu - w pośpiechu nie zauważa się błędów i umykają dobre rozwiazania.
* Przykładać wagę do każdego szczegółu - to od nich zależy efekt końcowy.
* Do redakcji, składu i korekty nie brać amatorów - oszczędność może mieć złe skutki.
* Bardzo ważna jest dobra współpraca z fachowcem od składu. Idealnie, jeśli można razem usiąść przed ekranem i na bieżąco przedyskutować koncepcje.
* Korekt nigdy za wiele. Ile razy byśmy nie sprawdzali, zawsze znajdą się błędy. Najlepiej, jeśli korektorów będzie dwóch, bo swoich błędów często się nie widzi. (Uważać jednak na przecinki - każdy ma nieco inną koncepcję i czasem robi się zamieszanie, kiedy jeden poprawia drugiego).
* Przed oddaniem materiałów do drukarni wszystko dokładnie przeczytać i sprawdzić osobiście ich kompletność.
* Koniecznie poprosić drukarnię o proof, czyli wydruk próbny i czas na sprawdzenie (dzień-kilka dni, zależnie od potrzeby). Niech raz jeszcze korektor zerknie na tekst. Samemu sprawdzić, czy strony są wszystkie i w dobrej kolejności, przeczytać stopkę, sprawdzić jakość zdjęć, kolorów i kodowanie polskich znaków.
* Warto zadbać o numer ISBN dla książki, ponieważ obniża to podatek VAT za druk.
Wstęp profesora Czesława Porębskiego (Uniwersytet Jagielloński):
Wspomnienia Wiktorii Malinowskiej są przede wszystkim opowieścią o Niej samej, o najtrudniejszym, najbardziej traumatycznym okresie Jej życia, który zaczął się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Niespełna trzynastoletnia dziewczynka została wtedy wyrwana z krainy szczęśliwego dzieciństwa upływającego w Augustowie i okolicach. Lasy, jeziora, Kanał Augustowski, mnóstwo koleżanek i kolegów, z którymi w lasach i nad wodą spędza się upalne lata, duży dom rodzinny – wszystko to nagle i bezpowrotnie odchodzi w przeszłość. Nowa rzeczywistość boleśnie daje znać o sobie: władze sowieceie zabierają ojca, który w dniu aresztowania znika na zawsze i bez śladu. Rodzina dzieli potem los dużej części lokalnej społeczności – wszyscy zostają wywiezieni do Kazachstanu.
W warunkach, jakie tam zastają, rozpoczyna się elementarna walka o przetrwanie. Wrogami są mróz, głód, choroby – tyfus, zapalenia płuc, malaria – robactwo, wszechobecny brud, nad którym niepodobna zapanować, gdy w jednej izbie gnieździć się musi kilka osób, zmuszonych jeszcze do dzielenia tego pomieszczenia z krową właściciela ziemianki. Choć z czasem rodzina zdobywa własną ziemiankę, warunki życia są nadal takie, że przeżycie kolejnych miesięcy, zwłaszcza zimą, graniczy z cudem. Do tego dochodzi ciężka katorżnicza praca. W tych warunkach nieodległe dzieciństwo wydaje się czymś nieprawdopodobnym. Młoda dziewczyna szybko staje się dorosłą osobą, nierzadko podporą rodziny, zdobywającą pożywienie dla wszystkich.
Ma oczy szeroko otwarte. Zmysł obserwacji i niemal fotograficzna pamięć pozwala Jej odnotowywać olbrzymią ilość szczegółów dotyczących codziennego życia, losów krewnych, bliższych i dalszych znajomych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji w tej samej okolicy kazachskiego stepu. Wszystkie te szczegóły, w jakie obfituje każdy niemal akapit tej opowieści, układają się w plastyczny obraz życia polskich zesłańców. Jest to obraz wstrząsający. Nakreślony został słowem precyzyjnym, prostym a trafnym, niezawodnie chwytającym sedno dookolnej rzeczywistości i przeżywanych doświadczeń.
W sposobie prowadzenia opowieści nie widać jakichś szczególnych zabiegów kompozycyjnych. A mimo to wspomnienia Wiktorii Malinowskiej mają złożoną strukturę, nacechowaną kunsztownością właściwą naturalnej narracji. W strukturze tego zwięzłego tekstu mieści się jeszcze wiele: wcześniejsze i późniejsze dzieje własnej rodziny; między innymi: opowieść o tym, jak za cenę wyrzeczeń powstaje najpierw dom dziadków, spalony podczas pierwszej wojny światowej, a potem dom rodziców, który pochłonie druga wojna światowa. Wspominani są ukochani bracia Autorki, z których jeden powrócił do Polski z armią Kościuszkowską, a drugi, starszy, po przejściu całego szlaku armii Andersa, po walkach pod Monte Cassino, decyduje się na powrót do Polski w 1947 roku, by dostać się w ręce Urzędu Bezpieczeństwa.
Ale powtórzmy: wspomnienia te są przede wszystkim opowieścią Autorki o Niej samej, o dorastaniu w okolicznościach, które młodszym pokoleniom trudno wyobraźnią ogarnąć. Również ten główny wątek ujęty jest jasno i rzeczowo.
Autorka nie odwraca wzroku od tego, przez co przechodzi. Oddając własne przeżycia i uczucia sięga po te same barwy, których używa, gdy przedstawia innych. Jest w Jej słowach zrozumienie, sympatia, swoista czułość, solidarność także z tą kilkunastoletnią osobą, którą była sama, gdy wiek XX dawał potworne dowody swojego szaleństwa. To charakterystyczne nastawienie widoczne jest między innymi w historii miłosnej, której lakoniczność pozwala przytoczyć ją w całości.
„3 maja 1943 roku żegnamy na długo mojego brata Antka i Adama Tychanowicza, powołanych do 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Obaj ledwie ukończyli po 18 lat. Z Adamem mieliśmy się ku sobie już dawno. Młode, zielone cielaki, nie wiedzieliśmy, co nam dolega. Dopiero rozłąka uświadomiła nam, że to było pierwsze, gorące, młodzieńcze uczucie, którego finał był dla nas tragiczny. Adam, który przeżył Syberię i front, zmarł w Warszawie na tzw. galopujące suchoty w wieku 25 lat. Były to powikłania na skutek nieleczonej grypy. Tak to los zakpił z nas obojga.”
Jakość tej relacji, jej odważna precyzja i oszczędność sprawia, że wspomnienia Wiktorii Malinowskiej powinno się postawić w jednym rzędzie ze świadectwami Oli Watowej i Barbary Skargi.
Autorce należy się wdzięczność za to, że napisała swoje wspomnienia, za ich bogactwo i zasadniczy ton oraz za to, że zechciała je udostępnić szerszej publiczności, choć początkowo spisywała je dla swoich „Dzieci, Wnuków i Prawnuków”.
Autorka z prof. Czesławem Porębskim podczas spotkania w Krakowie
Promocja dla WYKOP.PL:
Pierwsze 10 osób, które kupi książkę na allegro i dopisze w informacjach dodatkowych "WYKOP", otrzyma wersję elektroniczną gratis, a książkę papierową z autografem autorki.
Linki:
* strona:
//zapamietane.edu.pl
* FB -
https://www.facebook.com/ksiazka.zapamietane
* Fragmenty na issuu:
//issuu.com/mrkaczor/docs/calosc/1?e=10932687/7026989
* wywiad część 1 z 4 - uwaga: około 3,5 godziny!
https://www.youtube.com/watch?v=K-BU1hF9p5Q
* media o książce i spotkaniach autorskich:
*
//akklub.pl/aktualnosci/publikacja-wiktorii-malinowskiej-zapamietane-opowiesc-sybiraczki/
*
//augustow24.pl/info/promocja-ksiazki-wiktorii-malinowskiej-zapamietane.10373.html
*
//dziennikpowiatowy.pl/augustow-czwartek-literacki-spotkanie-z-wiktoria-malinowska.html
*
//www.choroszcz.pl/artykul/2785
*
//spoleczna.com.pl/?q=node/595
Komentarze (110)
najlepsze
1. Jak Rosjanie traktowali Polaków zesłanych na Syberię?
2. Jak uratowała Pani rodzinę przed śmiercią głodową?
3.
"Początkowo wyzywali nas "Praklate Polaki" ale jak troche popracowalismy ze sobą to zmienili o nas opinię."
2. Jak uratowała Pani rodzinę przed śmiercią