Nie od dzisiaj wiadomo, że dla wielu osób studia to przedłużenie dzieciństwa i w niektórych przypadkach wyjazd do jakiegoś większego miasta sponsorowany przez rodziców. Studia mają sens, jeżeli jest na nich jakaś selekcja. Nie może być tak że studia kończy każdy kto chce bądź każdy kto się dostał. Pomijając uczelnie techniczne to wszelkiego rodzaju wyższego szkoły gotowania na gazie, zarządzania i biznesu koncentrują się na kasie a nie przekazywaniu umiejętności przydatnych w
@Lukasz0806: Głupoty piszesz. Nigdzie nie jest tak, że studia kończy każdy który się dostał, nawet na uczelniach niepublicznych. Jeśli ktoś jest głąbem to nie zaliczy egzaminów i wyleci, przecież nikt go "na piękne oczy" nie przepuści, jaki miałby w tym interes? Aktualnie jestem na magisterce, uczelnia państwowa ale tryb zaoczny, więc nie było aż takiej selekcji jak na dziennych. I mimo tego pamiętam, że po pierwszej sesji na I stopniu z
Tytuł mocno przesadzony. System jest dziwny, mam semestralnie 510h do przerobienia i kiedy mam znaleźć czas na zgłębienie tego co mnie interesuje czy nauczenie się czegoś bardziej/lepiej. Jak nagle przychodzi sesja to 8 egzaminów dzień po dniu to nie jest dobre. Na studiach jest za dużo godzin i chcąc nie chcąc czasem już nie mam siły ani czasu jak ściągnąć na przedmiocie który nie jest dla mnie wartościowy.
@ZUS_KRUS: politechnika poznańska - nawet nie zwracałem uwagi na to, z czego jest egzamin, a z czego zaliczenie. Różniło się tylko tym, czy brać garnitur czy nie. Żeby zdać to i tak i tak musiałeś zdać test.
Problem jest z prywatnymi uczelniami, na państwowych problem nie jest aż tak duży. Jeden z moich prowadzących opowiadał nam jak miał zaliczać przedmioty na prywatnej uczelni, jednego z ulubieńców wypoku. Za obecność były oceny wyższe o półtorej stopnia, a ludzie po licencjatach na KSW nie wytrzymują na magisterskich na UJ 4 godzin zajęć. Nie ma co na siłę mieszać z błotem środowiska akademickiego na dobrych polskich uczelniach, na których wiele ludzi naprawdę
Niestety na większości uczelni to studenci są dla wykładowców, a nie wykładowcy dla studentów. Człowiek płaci np. za zaoczne lub wieczorowe studia, a potem mu ustalają egzamin w południe w środku tygodnia, bo "profesor nie ma czasu ze względu na inne obowiązki".
W tej chwili użeram się z wykładowcą, który każe się uczyć ze swojej książki, przychodzi egzamin z pytaniami otwartymi np. wymień instrumenty polityki pieniężnej, człowiek się rozpisuje na całą stronę
Miałem kilka razy sytuacje że materiał z wykładów miał się nijak do tego na ćwiczeniach, przez co jest kolokwium i pani ćwiczeniowiec stwierdza że to powinniśmy wiedzieć bo było na wykładach XD
@Lrrr: A ja miałem sytuacje, że wykładowcy nie ogarniali zakresu danego przedmiotu i czytali slajdy dotyczące, bardzo często, innych przedmiotów i znacznie wykraczające poza program. A laborki miały właśnie tylko uzupełniać materiał z wykładów :D
Za czasów studenckim, miałem porównanie do uczelni prywatnych. Na politechnice zakuwają, na prywatnej jeżdżą po sklepach. Na politechnice zdają egzaminy, na prywatnej mają już wakacje. A potem artykuły, że tylu magistrów nie ma pracy...
Tak? A jak to wygląda z drugiej strony? Masa wykładowców jak już zrobi jakiś tytuł, to myśli, że nie wiadomo kim oni to nie są i jak to mogą marnować czas studentów (śmiecie, godni pomyśleć, że my tu jesteśmy dla nich). Ile razy chodziłem po wpis kilka razy, bo ktoś miał w dupie mój czas. Ale to też zależy od osoby, bo niektórzy są spoko, a niektórzy, to jak tylko zrobią tytuł,
@Herm1t: Chodziłeś po wpis? Ja znam ludzi, którzy na zaocznych studiach na bardzo znanej i szanowanej uczelni, przyjeżdżali specjalnie po wpisy aż z Holandii i wiesz co? Gówno! Jaśniepan nawet nie raczył wcześniej poinformować, że się k$$?a nie ma zamiaru pojawić na uczelni!
@Herm1t: Jak to wygląda z drugiej strony? Tak samo. :-)
Miernoty zostają by zajmować się przepuszczanymi miernotami.
W moim przypadku to było tak: starasz się zmienić system na lepszy, wdrażasz w spotkania ze studentami jak najbardziej efektywne metody wspierania ich rozwoju, działasz na potrzeby przemysłu, chrzanisz zbieranie punktów za publikację i gdy czujesz, że firma coraz bardziej cię ogranicza w rozwoju, porzucasz pracę "wykładowcy-bajkopisarza nauki" i idziesz dalej.
Uczelnia uczelni i kierunek kierunkowi nierówny - Na uczelni A na kierunku X na pierwszym semestrze na analizie mat. doszliśmy do całek oznaczonych i równań różniczkowych (i to nie takich banalnych, schematycznych), oczywiście równolegle mieliśmy algebrę (w tym kilka działów liniowej :( ). Na drugi semestrze skończyliśmy na całkach potrójnych - zastosowaniach w fizyce, układach równań różniczkowych, transformatach Z, Fermata, Laplaca rachunku prawd. dwóch zmiennych itd. Na uczelni B na kierunku Y
Powiem szczerze. Jestem magistrem i autorem ok 40 licencjatów i magisterek. Choć niektóre prace nigdy nie powinny nawet rościć sobie prawa do nazwy licencjat czy magister. Dlaczego? Nie dlatego, że odwalałem "halturę", ale praca pisana dla Wyższej Szkoły Jakiejś Tam, i dokładnie określone - nie może przekroczyć z wszystkim 40 stron...a nieraz sama bibliografia miała, w zwykłej Uniwersyteckiej pracy tyle stron...taka naga prawda...
Komentarze (154)
najlepsze
Ze mną studia zaczynało 40 osób, na piątym roku została trójka :)
W tej chwili użeram się z wykładowcą, który każe się uczyć ze swojej książki, przychodzi egzamin z pytaniami otwartymi np. wymień instrumenty polityki pieniężnej, człowiek się rozpisuje na całą stronę
Miernoty zostają by zajmować się przepuszczanymi miernotami.
W moim przypadku to było tak: starasz się zmienić system na lepszy, wdrażasz w spotkania ze studentami jak najbardziej efektywne metody wspierania ich rozwoju, działasz na potrzeby przemysłu, chrzanisz zbieranie punktów za publikację i gdy czujesz, że firma coraz bardziej cię ogranicza w rozwoju, porzucasz pracę "wykładowcy-bajkopisarza nauki" i idziesz dalej.
Pamiętam z własnych