Wpis z mikrobloga

Uwielbiam tłok w komunikacji miejskiej. Dziś podjeżdża mój autobus, patrzę i od razu miałem zasępioną twarz, bo w środku było więcej ludzi niż mieści się na Polach Elizejskich. Mimo to wsiadłem do środka na chama, bo było mi spieszno. Stałem na środku, rozglądam się, po prawej spocony grubas, po lewej matka z wózkiem, przede mną jakiś podstarzały pan a za mną jakaś babka prycha mi prosto w ucho. Do tego zamknięte okna i zerowa klimatyzacja, więc po minucie na moim czole wyżłobiły się trzy mokre ścieżki potu. Super wycieczka #!$%@?. Ściśnięty, wzgardzony, zaszczuty stałem w takim tłoku, że gdyby nagle #!$%@?ł mnie w rękę lis to nie miałbym nawet jak się odwrócić i go dopaść. Nie minęło 5 minut a babka prychająca mi w ucho wydarła się do kierowcy aby ten otworzył dach albo włączył klimatyzację. Normalnie bym jej wydłubał oczy napletkiem, bo prawie straciłem bębenki, ale w sumie powiew świeżości w tej stęchliznie potu, łoju, moczu i perfum byłby dla mej duszy tym, czym jest powolna masturbacja w wannie po ciężko przepracowanym dniu. Lecz kierowca jest głuchy na utyskiwania, nie reaguje, siedzi sobie w swojej kabinie odcięty od pasażerów i śmieje się im w twarz. Ludzie zaczynają szeptać między sobą, powtarzać wzburzeni, że to skandal, tak nie wolno, podusimy się tutaj, niech ktoś otworzy okno, panie podhacz pan ten dach. A ja stoję trzymając się lewą ręką za poręcz, już mi cała zdrętwiała, spociłem się pod prawą pachą i czułem, że zaraz wybuchnę bo do przystanku jeszcze 10 minut. Lecz to nie ja wybuchłem.

Nagle jakiś typ krzyczy 'przepraszam, mam niedotlenienie mózgu'. Prychłem, myśląc, że blefuje. Ale nie. Jednak mówił prawdę i poprosił o ustąpienie mu miejsca, bo może zemdleć. Przyjrzałem się mu bliżej spoconą spojówką i rzeczywiście miał jakiś dziwny ryj. Ktoś mu ustąpił a niedotleniony usiadł i zaczął narzekać na swoje zdrowie, jednak żaden pasażer nie nawiązał z nim dialogu. Tymczasem ja zacząłem rozważać, czy czasem nie udać że mam raka czy też stulejkę, aby też zająć miejsce siedzące. Jednak moje rozważania zostały brutalnie zakończone, bo nagle autobus raptownie się zatrzymał i ludzie zaczęli na siebie wpadać, łapać się siebie, przewracać, ktoś mnie złapał z tyłu za szyję, a ja przypadkowo uderzyłem łokciem matkę z wózkiem w policzek. Sytuacja w autobusie się uspokoiła, ucichły plebejskie szmery i groźby kierowane pod adresem kierowcy więc odwracam się do matki, której twarz wyglądała dziwnie znajomo i chcę ją przeprosić, gdy ta do mnie:

- Ty #!$%@?.

Zdębiałem, byłem zszokowany. Pasażerowie odwracają wzrok w naszą stronę, a matka raz jeszcze do mnie:

- Ty #!$%@?.

Nie wiedziałem jak się zachować, bo już dawno nie słyszałem pod swoim adresem takiej obelgi. Postanowiłem powalczyć o swoje i mówię ostrym głosem:

- Proszę sobie uważać, to było niechcący.

Nagle podstarzały pan spojrzał na mnie gniewnie i mówi:

- Matkę z dzieckiem bijesz, gnoju jeden?

Spocony grubas również się podłączył sapiąc:

- Może ja Ciebie uderzę, co #!$%@??

I moment później babcia za mną krzyczy:

- Ależ ja Cię znam, widziałam Cię z nim, jesteś jednym z jego uczniów!

Poczułem się jak w jakimś filmie, jak w baśni, o co tu chodziło? Puls przyspieszył mi dwukrotnie, otarłem ręką pot z czoła i mówię siląc się na spokój:

- Jakim #!$%@? uczniem?

- Widziałam Cię, byłeś tam!

- Gdzie niby byłem? Co Ty #!$%@? stara pipo?

Do rozmowy znowu podłączył się podstarzały pan głosząc:

- Babkę wyzywasz, gnoju jeden?

A babka raz jeszcze:

- Widziałam Cię z nim, na pewno jesteś jednym z nich. Brać go!

- Łżesz!

I w tej chwili kur zapiał. A moment później zostałem otoczony zgrają ludzi z żądzą mordu na twarzach, którzy zaczęli mnie szturchać, popychać, bić, krzycząc przy tym sążniste obelgi i rzucać we mnie mięsem. Wtem broniąc się przed prawym sierpowym grubasa zerknąłem w stronę matki z wózkiem i dopiero wtedy zauważyłem, że jest to Kazimiera Szczuka. W oczach mych pojawił się błysk zrozumienia, patrzę a spocony grubas to nie kto inny jak profesor Jan Hartman, podstarzały pan to znany awanturnik Leszek Miller, zaś babka zza pleców to profesor Magdalena Środa. Do tej czwórki natychmiast podłączyły się inne osoby, które zaczęły mnie dusić, łamać mi golenie, żebra, zdejmować ubranie i dopuszczać się innych niecnych czynów. Zacząłem wołać o pomoc, gdy nagle autobus się zatrzymał i z kokpitu wysiadł kierowca. Jestem uratowany, tak myślałem. Oto idzie ostatni sprawiedliwy, wybawiciel, ale nie, to tylko Janusz Palikot, który krótko spojrzał na scenę i powiedział:

- Na krzyż go.

W autobusie wybuchła radość, ludzie przybijali sobie piątki, padali w swoje objęcia, i tylko jeden Nikodem Gowin zawył:

- Ale tak bez sądu?!

Palikot pogładził bródkę, coś tam mruknął, w końcu rzekł:

- Zabrać go do Kajfasza Michnika.

Wyciągnęli mnie z autobusu i ponieśli przez Krakowskie Przedmieście pod Palmę Kajfasza. Przechodnie z początku obojętnie spoglądali na całą scenę, ale słysząc jakich dopuściłem się czynów ochoczo podłączyli się pod pochód. Byłem stracony, czułem, że to mój koniec, czułem, że już nigdy na mej twarzy nie zagości uśmiech który zwykle towarzyszył mi w sekundę po wypuszczeniu z napletka białego kremu nivea. Tak, to koniec, zostałem zdemaskowany i poniosę karę. Kajfasz Michnik oczekiwał pod palmą, po czym podszedł i mnie spoliczkował mówiąc:

- Yyy.. ty... yyy.. ty...kur... yyy... kur... ty...

Niestety, Kajfasz Michnik nie wiedział, że dzień wcześniej kucharz Przemysław Wipler dorzucił mu środek na przeczyszczenie do koszernego wywaru z jagnięcia. Michnikowi puściły zwieracze i posrał się tuż pod palmę bełkocząc przy tym w języku jidysz niezrozumiałe dla masy słowa. Krzyczał, bił pianę z ust, ale nikt nie śmiał mu pomóc. Zasrał się tak, że schudł co najmniej 10 kilogramów, po czym padł martwy na trawę. Gawiedź wstrząśnięta uznała, że to moja wina i Kazimiera Szczuka zawyła, aby zabrać go pod sąd Bronisława 'Piłata' Komorowskiego. Ponieśli mnie ponownie, tym razem w stronę Pałacu Prezydenckiego, a mijając okoliczne kawiarnie spostrzegłem, że przy jednej z nich siedzi Janusz Korwin-Mikke popijając latte z Aleksandrem Kwaśniewskim i uśmiechając się szyderczo w moją stronę.

A więc to tak. Ja nadstawiałem karku dla starego błazna, a ten jednak współpracował z Razwiedką jako tajny agent lewicy. Z oczu pociekły mi łzy, a z siusiaka mocz. Bardzo się zasmuciłem, popłakałem, chciałem umrzeć. Zdradzony, zdradzony o świcie przez mojego nauczyciela. Taki młody, taki piękny, a teraz umrę. Dotarliśmy pod Pałac, gdzie powitał nas Bronisław 'Piłat' Komorowski, który spytał o moje winy, na co Leszek Miller odparł, że jestem wolnorynkowcem i przeprowadzałem akcje odwetowe myśląc, że Mikke to swój chłop. 'Piłat' zafrapowany rzekł:

- Nie znajduję w nim wina.

- Winy. - szepnął 'Piłatowi' w ucho Jan Hartman.

- Tak, winny.

Spuściłem głowę ze smutkiem. Nagle jednak 'Piłat' raz jeszcze przemówił:

- Jednagże.. mamy dziś dzień hłopaka wienc zgodnie ze staropolskim zwyczajem mogę dziś uwolnidź jednego z więźniów. Czy mam uwolnić tego podżegacza i zbrodniarza Sebastiana Kuca, czy też nauczyciela wychowania fizycznego i pedofila Mariusza Trynkiewicza?

Spojrzałem w prawo i ze zdumieniem zauważyłem, że stoi tam Mariusz Trynkiewicz.

Tłum zawył:

- Trynkiewicza!

'Piłat' spojrzał na tłum i raz jeszcze spytał:

- Kogo mam uwolnić?

- Trynkiewicza!

'Piłat' poprosił mnie na chwilę na rozmowę w cztery oczy:

- Słóhaj kim ty jesteś?

- Sebastian Kuc.

- Wiesz, że mam władzę skazać cię na śmierć jak i uwolnidź?

- Nie miałbyś żadnej władzy, gdyby nie było demokracji.

'Piłat' poderwał się z miejsca i wrócił ze mną przed oblicze tłumu. W końcu rzekł:

- Pozdrawiam polskich piłkarzy.

W tłumie zaległa cisza, gapie spoglądali na siebie zdumieni. Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz szepnął mu coś w ucho, po czym 'Piłat' rzekł:

- Serdecznie pozdrawiam wszystkich Polaków.

Roześmiałem się mimo woli, ciesząc się, że jednak moje ideały nie poszły na marne, bo prezydent nie jest wysokich lotów, gdy nagle patrzę, a prezydent zmienił się w papieża Benedykta. To on pozdrowił wszystkich Polaków, w papieskiej czapce na głowie. Przetarłem oczy ze zdumienia i znowu ujrzałem 'Piłata', z tym że też miał papieską czapkę. Jednak ostatnimi czasy za dużo się masturbowałem. Jeśli przeżyję, zaprzestanę tego grzesznego czynu. Nagle ktoś wybiegł z tłumu przed szereg i wrzasnął:

- Nabić go na pal, to katolik!

To była ta gnida, Armand Ryfiński. Splunąłem na niego i rzekłem:

- Śmieć.

Armand zaczął wygrażać mi pięścią, krzyczeć, bluzgać, gdy nagle z prawej strony nadleciała motolotnia a na jej pokładzie znajdował się niezawodny Przemysław Wipler z krzyżem w dłoniach, a także jakiś cygan trzymający w rękach wilka. Ryfiński na widok krzyża dostał spazmów, zaczął się trząść, z pyska potoczyła mu się piana aż zmienił się w diabła. Tłum wrzasnął oburzony i ukamienował diabła, po czym zwrócił się w stronę Wiplera krzycząc:

- PRZEMEK! PRZEMEK! PRZEMEK!

Do chóralnych okrzyków dołączył także 'Piłat', ku zdumieniu swoich towarzyszy i doradców. Czym prędzej abdykował i oddał koronę w ręce Przemka Wiplera, a ja wzruszony otarłem kolejną porcję łez. Oto jestem uratowany. Spojrzałem dokładniej, a okazało się, że cygan to nie kto inny jak Artur Dziambor, zaś wilk to tak naprawdę Jacek Wilk, słynny prawnik i mąż aktorki.

Dziambor wrzasnął:

- Tej siły już nie powstrzymacie!

A Wilk dodał:

- WOOOOOF.

Wraz z Przemkiem podeszli do mnie, uściskali i uwolnili z okowów. Chwilę potem każdy z nas trzymał przed sobą pas i krzyknął:

- ZORDON!

Na niebie ukazał się hologram grubego starego mężczyzny, którym był Stanisław Michalkiewicz. Przemówił do nas:

- Dobra robota, panowie. Razwiedka została zniszczona.

Po czym rozłączył się i poszedł jeść pieczeń.

I oto i on. Janusz Korwin-Mikke. Podjechał motorem. Tak, dokonało się. Wygraliśmy. Wyprowadziliśmy wszystkich w pole. Forteca została zdobyta, wróg rozbity. Mikke podszedł do mnie i uścisnął moją dłoń, po czym pochwycił papieską czapkę. Wrzasnąłem ile sił w płucach:

- HABEMUS PAPAM. CARDINALEM MIKKE.

Mikke wstąpił na podest i zaczął machać do zgromadzonych ludzi. Tak, warto było przez setki godzin obrażać lewaków w internecie. Oto walczyłem. I oto dopiąłem swego. Mikke królem Polski. Tak, zasłużyłem na niebo, święty Piotr na pewno patrzy z góry. Ale zaraz. Co to. Zabiło mi szybciej serce.. Przecież.. on jest teraz Papieżem... a nie królem Polski.. Ostatkiem sił zmusiłem się by spojrzeć na Mikkego, a ten zdjął maskę i oto ujrzałem jego prawdziwe oblicze. Ozjasz Goldberg, pejsy, jarmułka. A więc jednak, przechytrzył mnie, przechytrzył nas wszystkich. Żyd Papieżem. Wyzionąłem ducha.

#pasta #coolstory #korwin #jkm #heheszki #oswiadczenie #ztm #religia
  • 6