Wpis z mikrobloga

Sen o tym jak Janusz Korwin-Mikke wywołał I wojną wszechświatową zwaną również Bitwą o Ziemię

Tl;dr


Zaczęło się od tego, że wszelkie sondażownie w naszym kraju w tajemniczych okolicznościach padły i ludzie wreszcie mogli głosować zgodnie ze swoim sumieniem, nie sugerując się tym, na kogo się głosować opłaca, a kogo by tam trzeba przypadkiem nie dopuścić do władzy.

Niespodziewanie dla wszystkich wybory parlamentarne wygrał Korwin.

Jednymi z pierwszych reform było obalanie ekranów dźwiękochłonnych zbudowanych w Polsce wzdłuż autostrad i zbudowanie wielkiej zjeżdżalni w sejmie. Wygranej Korwina towarzyszyło interesujące zdziczenie społeczeństwa. Ludzie przenieśli się ze swoimi gównoburzami z Mirko, fejsa i różnych onetów na ulicę. Wychodząc z domu trudno było nie wdać się w jakąś polityczną dyskusję. Hordy chuliganów chodziły po ulicach, pytając tubalnym głosem: „za czym jesteś?!” By nie dostać #!$%@?, nie wystarczyło odpowiedzieć, że za wolnym rynkiem, trzeba było umieć odpowiednio uargumentować swoją odpowiedź.

Takie przemiany polityczne i obyczajowe szybko rozniosły się na cały świat. Nie spodobało się to kosmitom, którzy od dawna obserwowali naszą planetę. Cała planeta zrobiła się wolnorynkowa i pełna zjeżdżalni w parlamentach i to nie było przez nich dobrze widziane.

Pierwsza inwazja przyniosła ogromne straty w ludności. Kosmici byli niscy (sięgali ludziom do kolan), mieli śmieszne kombinezony i większość ludzi, widząc takie śmieszne stworki, reagowała śmiechem lub pogardą, co nie podobało się małym Panom. Mieli miniaturowe miotacze ognia o dużej mocy, którymi pozbawili życie ok. 80 % ludzkości. Dodać trzeba, że nie działała na nich żadna konwencjonalna broń, kiedy pędziły ku nim pociski, potrafili się zdezintegrować w mgnieniu okna i pojawić chwilę później w tym samym miejscu, kiedy byli już zupełnie bezpieczni.

Jednym z głównych problemów w czasie wojny o ziemię było to, że kosmici zabili nam Internet, na szczęście istniała jeszcze łączność telefoniczna. Mimo to ludzie nie potrafili się mądrze podzielić swoimi odkryciami co do tego, jak radzić sobie z miniaturowymi kosmitami. A jedynym sposobem było po prostu nie atakować ich, nie strzelać w nich niczym, położyć się na ziemi i założyć ręce na kark, kiedy celowali w ciebie swoim miniaturowym miotaczem, który wyglądał jak śmieszna trąbka.

To nie był czas amerykańskiego bohaterstwa rodem z hollywoodzkich filmów. Trzeba było być grzecznym, posłusznym, pokornie wykonywać wszystkie rozkazy kosmitów.

Wiecie, nie wiem, o co chodziło tym kosmitkom, bo ich celem nie było zniszczenie wolnego rynku. Wiem tylko, że po pierwszej inwazji, która skończyła się eksterminacją większej części ludności naszej planety, na Ziemi zrobiło się trochę pustawo, w naszym sejmie również, Korwina już nie było, ale nikt nie wiedział, czy wykończyli go nasi, czy może armia #!$%@? kosmitów.

No i czy wam to się spodoba, czy nie, my Polacy byliśmy nowymi Niemcami, Korwin nowym Hitlerem, tym razem na skalę galaktyczną. Musieliśmy przepraszać za całe zło świata.

Potem kosmici sobie jakby o nas przypomnieli, znów nie bardzo było wiadomo o co im chodzi, ale wrócili i znów nas jarali swoimi miotaczami ognia, tym razem nie działało bycie grzecznym, trzeba było prowadzić z nimi wojnę iście partyzancką. Wydawał się też, że kosmici mordowali ludzi na chybił i trafił, ale potem okazało się, że zabijali tych z ajfonami oraz z brakiem zainstalowanych aktualizacji w swoich smartfonach. Okazało się już po wojnie, że traktowali to, jakby nasze telefony pokazywały, że niektórzy z nas są zdezaktualizowanymi ludźmi, nieupoważnionymi przez ziemskie władze do przeżycia.

Niektórzy ludzie zaczęli też czcić tych małych kosmitków i startowali swoimi rakietami domowej roboty na spotkanie ze swoimi bogami. Niektórzy z tych oszołomów mieli ajfony i niezainstalowane aktualizacje na swoich smartfonach i czekało ich srogie rozczarowanie.

To był też czas dwóch wielkich bitew: Bitwy pod Amsterdamem i bitwy pod Waszyngtonem. Bitwa pod Waszyngtonem, jak się wydawało, zdecydowała o wygranej ludzi nad kosmitami.

Gówno prawda.

Prawda była taka, że kosmici szukali sobie ziemskiego partnera dla swojej kosmickiej księżniczki i mieli nietypowe metody eliminacji. Pewnego dnia do mojego mieszkania w Łodzi, gdzie zebrała się cała moja zestrachana, cudem wciąż żywa rodzina, zapukała kosmicka księżniczka, która dzięki specjalnej technologii doprowadziła się do ludzkich rozmiarów. Miała na imię Bahirri. Kiedy zobaczyła mojego brata zakochała się w nim w mgnieniu oka, postanowiła też, że mój brat będzie jej księżniczką, a ona zostanie księciem (umieli sobie zmieniać płcie na zawołanie).

Pomachałam bratu na do widzenia, w duchu podśpiewując: Yes, you’re fucked, shit out of luck…

Tyle go widziałam. I Bitwa o Ziemię dobiegła końca.

#sny #spijzlucyferia #korwin #kosmici
  • 5
  • Odpowiedz