Wpis z mikrobloga

Kurcze jak już jesteśmy tak przy tym temacie #ufo to ja opowiem Wam swoją przygodę w trójkącie bermudzkim.

Jest przepiękny 2021 lub 2020 rok (tego już dokładnie nie pamiętam).
Moje ostatnie podrygi jako oficer na statku kontenerowym przed przejściem na statku pasażerskie (chociaż wtedy jeszcze tego nie wiedziałem).

Statek stoi w porcie na Bermudach - Hamilton Container Terminal.
Trwa załadunek. Ostatnie kontenery są ładowane na statek. Rutyna.
Wyjście w morze - następny port Jamajka. 
Trasa wyznaczona przez sam środek trójkąta :)

Stary - czyli kapitan zatwierdza trasę wyznaczoną przez oficera wachtowego. 

Pierwsze godziny - po zdaniu pilota przez prawie dwie wachty nikt nie zorientował się, że coś jest nie tak z kompasem magnetycznym.
Oczywiście ta sytuacja nie powinna mieć miejsca ale tak było.
Na statku jest jeszcze gyro kompas.
Magnetyczne kompasy są też w łodziach.
Kompas wariował i pokazywał totalnie z czapy kierunki (odchyły po 35 stopni).
Idąc takim kierunkiem równie dobrze zamiast na Jamajce można wylądować na Grenlandii.
Kapitan żeby wykluczyć co jest nie tak  na drugi dzień wpadł na pomysł. Kazał oficerowi (a dokładniej mi) żeby sprawdził rutynowo kompasy w dwóch łodziach - to samo. 

W jednej totalnie z księżyca kierunki. 
Jeden kompas może się zepsuć ale dwa - małe prawdopodobieństwo...

Wspólnie chyba na całym statku sceptycznie do tego podchodzil kapitan no i ja (drugi oficer).

Na statku zapanowała totalna histeria wśród załogi z Filipin.
Niektórzy słyszeli głosy. Inni widzieli zjawiska - nawet we dwie osoby. Cała załoga coś widziała lub coś słyszała (szeregowa).
Były światła, przelatywały obiekty i były nawet statki widmo :D
Każdy z nich przeżył tego dnia coś paranormalnego. Gdyby tak dokładnie tego posłuchać i zdać z tego relacje można by zrobić dobry podcast. Można potem snuć hipotezy, że tyle osób nie mogło się pomylić.

Dodatkowo sprawę podkręcał im pierwszy oficer (zastępca kapitana) - fanatyk takich zjawisk, który twierdził, że serio coś jest na rzeczy. Marynarze z wysp są przesądni i wiele mówić już im nie trzeba było - spali w kapokach.

Już słyszałem głosy o naszym przyszłym zagubieniu się w czasoprzestrzeni.
Dodatkowo chłopaki naczytali się w necie (satelitarny) o różnych historiach i dorysowali swoją o naszym rychłym zatonięciu.
Ten rejon świata to w sumie pustynia. Mały ruch więc tragizmu dodawał fakt braku innych jednostek.

Kilkanaście godzin po wyjściu z portu siadł nam internet satelitarny. Załoga straciła łączność z domem. Kompas nie działa, brak statków - usłyszałem, że jesteśmy statkiem widmo od bosmana - tak mówi załoga.

Co się okazało:

-Internet siadł bo siadła antena.

-Statkow nie było bo po prostu ich tam nie było

-Kompas naprawił się w ciągu 1 minuty postoju w porcie. 

Okazało się, że jakoś baran załadował nam przy samej nadbudówce praktycznie na wysokości mostka kontener z magnesami w środku co wpływało na pracę kompasow.

W porcie na Jamajce była zmiana części załogi, która pojechała do domu. Po jakimś czasie dowiedziałem się, iż opowiadają oni o anomaliach w trójkącie a dwóch Azjatów opowiadało o tym zjawisku w jakiś mediach na Filipinach i robiono z nimi normalnie wywiad xD
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach