Wpis z mikrobloga

Tak ciągle czytam o tym jakie to mieszkania są drogie, że młodych nie stać na mieszkanie, że tragiczna sytuacja itd.
No i generalnie ciężko się nie zgodzić, ale wiele osób popełnia podstawy problem poznawczy - mieszkania są ciężko osiągalne ale w dużych miastach, dlaczego Anetka zarabiająca 6tys. netto musi żyć w takiej Warszawie czy Krakowie? Dlaczego nie może się przenieść do powiatowego ~50k mieszkańców, pewnie straci ten tysiąc netto, ale za to zyska 2x tańsze mieszkania i w finalnym rozrachunku będzie ją stać na kredyt na mieszkanie. No pomijam fakt, że te kredyty to lichwa w białych rękawiczkach poprzez stopy procentowe i masywny dodruk pieniądza.

Musicie zrozumieć, że miasta takie jak Warszawa, Wrocław, Kraków, Katowice czy Gdańsk są dla osób, które zarabiają 15tys. netto i więcej, albo przynajmniej po 8tys. będąc w związku z partnerem/partnerką, co pozwoli im na rozbicie kosztów kredytu na 2 osoby i takich ludzi stać na mieszkanie.

Problemem nie są same wywindowane ceny nieruchomości, a silna centralizacja kraju, to nie dzieje się tylko w Polsce, dzieje się zarówno w Hiszpanii czy Portugalii. Nic dziwnego, że mieszkania kosztują po 18tys/m2 jak wszyscy prą do największych miast jakby się mieli zaraz zesrać.

A już najbardziej rozwala mnie, kiedy pytam kogoś kto narzeka na ceny nieruchów w WWA po co chcę tu mieszkać a on odpowiada "bo tu jest życie, są imprezy, sklepy do późna otwarte, bogata oferta kulturalna i ciągle się coś dzieje", a ja z uśmiechem pytam "Kiedy ostatnio byłeś w teatrze?" na co gość odpowiada "no ze 4 lata temu". A co robisz w weekendy -pytam, w odpowiedzi słyszę "no wiesz, jakieś kluby sobie wyskoczę czy do restauracji na kolację".
No więc moi drodzy, jeśli tak bardzo potrzebujecie restauracji na weekendzie czy stołecznego klubu co sobotę to musicie przełknąć kamień i zaakceptować ceny nieruchów.

Nie wiem też gdzie leży problem żeby mieszkać 100km od dużego miasta a na weekend sobie na spokojnie do niego wyskoczyć na taką imprezę czy żarcie. A już najzabawniejszym argumentem jaki pada z ust 25-30 latków to "a na starość to chociaż będę miał tu dobrych lekarzy w okolicy" albo "do żłobka mam 5 minut spacerem żeby Brajana zostawić", serio? W każdym mieście 20k+ jest już złobek, a jak nie to wystarczy dojechać 5-10km autem do miasta obok i macie to samo.

Czy serio, jak zarabiasz >10k netto i nie masz partnera/rki to musisz mieszkać w dużym mieście?

Poprzez takie parcie motłochu do miast wymiera prowincja, dlaczego firma ma budować nowy biurowiec 50km od Warszawy jak nikt tam nie chce mieszkać? Jednocześnie powoduje to wycofanie się biznesu i wymieranie mniejszych miast, a co za tym idzie zmusza to następne pokolenia do wewnętrznej emigracji zarobkowej do dużego miasta, mimo że gdyby miał pracę bliżej swojej wioski/małego miasta to chętnie by się na nią zdecydował. Wpadliśmy jako kraj w błędne koło, zatrzymać teraz będzie to na prawdę trudno, jedynie ceny nieruchomości pokroju 25-30ty/m2 spowodują, że ludzie się w końcu otrząsną, a biznesy zaczną przenosić swoje siedziby poza granice wielkiego miasta.

Zgodzicie się, czy nie? Jeśli nie to czemu, zapraszam do dyskusji.

#nieruchomosci #mieszkania #mieszkaniawkryzysie #takaprawda #polska #problemypierwszegoswiata #truestory
  • 42
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach