Wpis z mikrobloga

Jak ktoś trafnie w komentarzu zauważył - Przynajmniej nie chodzi głodny ( ͡º ͜ʖ͡º)

Ciekawe czy będzie jak 48 ;)

„Inwalidzi wojenni, weterani wielkiej wojny ojczyźnianej. Byli wszędzie, na każdym placu miejskim, na dworcach kolejowych, w portach i metrze. Handlowali czym popadło, żebrali, grali na harmoszkach i popijali wódkę. Mówili i śpiewali to, co naprawdę myśleli. W końcu zapadła decyzja: mają zniknąć. I zniknęli”.


Latem 1948 r. na dworcach, podwórkach, zaułkach największych miast mieszkańcy wyczuli jakąś zmianę. Nie słyszeli już stukania drewnianych protez, prowizorycznych czterokołowych wózków inwalidów wojennych, zamilkły śpiewy, dźwięki harmoszek, nie można było usłyszeć pokrzykiwań „samowarów” – ustał „nieznośny hałas protez”. W ciągu kilku nocy milicyjne patrole i bezpieka przeszukiwały noclegownie, altanki, składy węgla w piwnicach. Po tych obławach opustoszały sowieckie miasta, pozbyły się tych, którzy w pierwszych latach powojennych stanowili część miejskiego pejzażu. Wszystkich wywieziono do tzw. internatów czy sanatoriów – obozów przeznaczonych wyłącznie dla niepełnosprawnych żołnierzy, weteranów wielkiej wojny ojczyźnianej. Przeprowadzono jeszcze kilka podobnych akcji. Jednak taką drugą wielką akcję – i zarazem ostatnią – przeprowadzono w 1953 r. Akcje te doprowadziły do tego, że najbardziej poranieni inwalidzi wojenni zniknęli z miejskich ulic.


Przebywali tam ludzie całkowicie załamani, zdeptani. Uwięzieni tam już od wielu lat. Zapici, żywieni śmieciami, na granicy śmierci. Pamiętam oddział dla niewidomych. Grasowały tam szczury wielkie jak psy. Niewidomi chowali przed nimi jedzenie, jakąś kromkę chleba czy kartofel. […] Jedli szybko, na wyścigi, bo jak tylko szczury wyczuły, że wydano posiłek, zaczynały polowanie. Wskakiwały wprost do talerzy i kradły, co ślepi dostali.


– wspomina Jurij Kriakwin

Wyżywienie na granicy śmierci głodowej – zbożowa kawa z czarnym chlebem na śniadanie, na obiad obozowa „bałanda”, zupa, wywar z kartoflanych obierków i resztek podgniłych warzyw i chochla kaszy albo kartofli, wieczorem znów pajda chleba z kawą albo naparem z jakichś traw występujący jako herbata, marmolada, kostka cukru. Brud, łachmany, szczury i pijani ni to pielęgniarze, ni to strażnicy. Częściej potrafili dać osadzonemu po mordzie niż pomóc w czynnościach, z którymi ten nie dawał sobie rady. Człowiek bez kończyn leżący godzinami we własnych ekskrementach to była norma. Gdyby nie pomoc towarzyszy…



https://magnifier.pl/los-inwalidow-ii-wojny-swiatowej-zsrr/
https://przegladdziennikarski.pl/losy-inwalidow-weteranow-wielkiej-wojny-ojczyznianej/
#ukraina
Hieronim_Berelek - Jak ktoś trafnie w komentarzu zauważył - Przynajmniej nie chodzi g...

źródło: vdv

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz