Wpis z mikrobloga

Znowu mam wenę na post o #samotnosc bo nowe przemyślenia doszły. Zdałem sobie sprawe jak niszczy mi to życie.
Mówimy jesteś sam, skup sie na sobie. Tylko to dotyczy "normalnych" sytuacji a nie takich ekstremalnych. W moim przypadku samotność i izolacja wywołała wyrwe między rozwojem intelektualnym a emocjonalnym. Zatrzymałem się na byciu 13-14letnim chłopcem, którego zaczeły interesować dziewczyny i przecież nie ma to wymiaru seksualnego a właśnie poznania płci, bliskości, chce się "mieć kogoś". Naturalny proces rozwojowy, który u mnie nie przebiegł i ja wciąż czekam na tą pierwszą dziewczynę z gimbazy, która złapie mnie za ręke i przytuli. A jednocześnie rozwijałem sie normalnie w sferze intelektualnej, przeszedłem terapie, "życiowo" się rozwinąłem, ogarnąłem sobie warunki do życia. Tylko ta wyrwa mnie hamuje, wiem, że mógłbym osiągać dużo więcej, lata straciłem z powodu chorób i fobii ale mimo pozbycia się ich nie jestem w stanie sięgać po coś więcej bo ciągle jestem tym samym 12 latkiem i to daje o sobie znać 24/7.
Jak w powieści "Kwiaty dla Algernona", gdzie bohater będąc upośledzony umysłowo dzięki lekom stał się bardzo szybko 200iq ale miał ogromne problemy bo emocjonalnie wciąż prześladowała go ta niedorozwinięta wersja siebie.
Ktoś powie wymówki itd. Może, nazwijcie mnie leniem ale nie jestem w stanie dłużej już pare miesięcy funkcjonować na pełnych obrotach bo dopada mnie ten meltdown emocjonalny gdzie posiadanie kogoś, sieci wsparcia, partnerki, diametralnie by to zmieniło bo to jest powodem tych spadków. W czasie tych spadków popadam w autodestrukcyjny mode i po prostu staram się skrzywdzić siebie ale nie cięciami tylko śmiertelnie.
No i mijają lata 26, 27, zaraz będzie 30 i będę człowiekiem bez doświadczeń ŻADNYCH w dodatku z wątpliwym statusem i zmienianiem pracy co chwile z przerwami na psychiatryki. To nie jest wersja, którą chciałbym być. To nie jest wersja, którą bym został, gdybym tylko mógł wpłynąć na swój los i nadrobić te braki emocjonalne bo mogę mieć chęci i ambicje ale to rozpryskują się jak kropla na szybie gdy dotrze do mnie ten skrywany ból, który ignorowałem, żeby "zająć się sobą" . (terapie, wiem znam, wydałem tyle, że mógłbym wymarzonego mustanga mieć). Terapią czy pracą sam w głowie nie zapełnisz braków emocjonalnych, fizycznych kontaktu z innymi. Terapeuci powiedzieli, żebym se żył i po górach chodził bo mało to singli i se żyją bo ona nie rozwinie emocjonalnie 12 letnie mnie poprzez rozmowe. Gdybym znalazł jakieś relacje, miał je, wtedy moge na terapie wrócić i sobie to poukładać dla pewności ale bez tego oni sami mówią, że nie mają z czym pracować.
Jak Rusty Cole powiedział, parafrazuje teraz, "To wszystko to ten sam sen, sen w zamkniętym pokoju o byciu osobą" I właśnie z perspektywy zamkniętego pokoju nie ma pomocy terapii, lekarzy, sam psychiatra już jak wspominałem jest bezradny i daje mi wolną wole bo najlepiej jakbym kogoś poznał i taka jego opinia bo tabsy tu nie pomogą.
To chyba tyle na dzisiaj, dziękuje. #przegryw #zwiazki
  • Odpowiedz