Nie uwierzycie, co mi się ostatnio przytrafiło. Byłem sobie w McDonald's, jak to czasem bywa, bo frytki i cheeseburgery same się nie zjedzą. Siedzę sobie spokojnie przy stoliku, a tu nagle do lokalu wchodzi nie kto inny, jak sam Krzysztof Kononowicz – legenda internetu, niespełniony kandydat na prezydenta Białegostoku, a teraz, jak się okazuje, internetowy pionier.
Kononowicz zamaszystym krokiem podchodzi do kasy, za którą stoi młody, nieco przestraszony kasjer. Nasz bohater wyciąga rękę z portfelem, spogląda na menu, jakby szukał tam jakiejś ukrytej opcji, po czym odzywa się swoim charakterystycznym głosem:
Dzień dobry, poproszę jednego interneta. Kasjerka zamrugała oczami i zaczęła nerwowo się rozglądać, jakby nie do końca wiedziała, czy to żart, czy test ukrytej kamery. Ale Krzysztof, niewzruszony, kontynuował:
Ja widziałem w telewizji, że tu macie interneta. To ja bym chciał go kupić, na wynos. Ludzie w kolejce zaczynają chichotać, a ja czuję, że to jeden z tych momentów, które zapiszą się w historii internetu. Kasjerka, zdezorientowana, próbuje tłumaczyć:
Przepraszam, ale my nie sprzedajemy internetu. Mamy darmowe Wi-Fi dla klientów, ale nie można go kupić. Kononowicz nie daje za wygraną:
To jak to jest, że macie darmowego interneta, ale ja nie mogę go kupić? Przecież ja chcę go wziąć do domu, żeby nie musieć ciągle przychodzić tutaj. A jak wam zapłacę, to chyba mogę? Kasjerka zaczyna tracić cierpliwość, ale stara się być uprzejma:
Proszę pana, internet to nie jest coś, co można zapakować i wziąć na wynos. To usługa, która jest dostępna tutaj, na miejscu. Krzysztof zmarszczył brwi, jakby próbował rozwiązać jakieś niezwykle skomplikowane równanie matematyczne, a potem odparł:
To co mi pani proponuje? Mam tu siedzieć cały dzień, żeby korzystać z tego interneta? Kasjerka, widząc, że rozmowa donikąd nie prowadzi, zaproponowała:
Może jednak coś do jedzenia? Frytki, hamburgera? Kononowicz westchnął ciężko, wyciągnął z portfela parę złotych i powiedział:
Dobra, to poproszę frytki. Ale z tym internetem to jeszcze wrócę. Kiedy usiadł przy stoliku z frytkami, wszyscy w lokalu nadal zerkali na niego z ukradka, a ja wiedziałem, że właśnie byłem świadkiem narodzin nowej legendy. Krzysztof Kononowicz, człowiek, który chciał kupić internet w McDonald's. Tego się nie da wymyślić.
Nie uwierzycie, co mi się ostatnio przytrafiło. Byłem sobie w McDonald's, jak to czasem bywa, bo frytki i cheeseburgery same się nie zjedzą. Siedzę sobie spokojnie przy stoliku, a tu nagle do lokalu wchodzi nie kto inny, jak sam Krzysztof Kononowicz – legenda internetu, niespełniony kandydat na prezydenta Białegostoku, a teraz, jak się okazuje, internetowy pionier.
Kononowicz zamaszystym krokiem podchodzi do kasy, za którą stoi młody, nieco przestraszony kasjer. Nasz bohater wyciąga rękę z portfelem, spogląda na menu, jakby szukał tam jakiejś ukrytej opcji, po czym odzywa się swoim charakterystycznym głosem:
Dzień dobry, poproszę jednego interneta.
Kasjerka zamrugała oczami i zaczęła nerwowo się rozglądać, jakby nie do końca wiedziała, czy to żart, czy test ukrytej kamery. Ale Krzysztof, niewzruszony, kontynuował:
Ja widziałem w telewizji, że tu macie interneta. To ja bym chciał go kupić, na wynos.
Ludzie w kolejce zaczynają chichotać, a ja czuję, że to jeden z tych momentów, które zapiszą się w historii internetu. Kasjerka, zdezorientowana, próbuje tłumaczyć:
Przepraszam, ale my nie sprzedajemy internetu. Mamy darmowe Wi-Fi dla klientów, ale nie można go kupić.
Kononowicz nie daje za wygraną:
To jak to jest, że macie darmowego interneta, ale ja nie mogę go kupić? Przecież ja chcę go wziąć do domu, żeby nie musieć ciągle przychodzić tutaj. A jak wam zapłacę, to chyba mogę?
Kasjerka zaczyna tracić cierpliwość, ale stara się być uprzejma:
Proszę pana, internet to nie jest coś, co można zapakować i wziąć na wynos. To usługa, która jest dostępna tutaj, na miejscu.
Krzysztof zmarszczył brwi, jakby próbował rozwiązać jakieś niezwykle skomplikowane równanie matematyczne, a potem odparł:
To co mi pani proponuje? Mam tu siedzieć cały dzień, żeby korzystać z tego interneta?
Kasjerka, widząc, że rozmowa donikąd nie prowadzi, zaproponowała:
Może jednak coś do jedzenia? Frytki, hamburgera?
Kononowicz westchnął ciężko, wyciągnął z portfela parę złotych i powiedział:
Dobra, to poproszę frytki. Ale z tym internetem to jeszcze wrócę.
Kiedy usiadł przy stoliku z frytkami, wszyscy w lokalu nadal zerkali na niego z ukradka, a ja wiedziałem, że właśnie byłem świadkiem narodzin nowej legendy. Krzysztof Kononowicz, człowiek, który chciał kupić internet w McDonald's. Tego się nie da wymyślić.
@pal95: brzmi dokładnie jak wymyślone.
Gej Przecwelony Trochę , znaczy się.
HPT u kosnoludka to : Hejtem POmagam Tobie.