Nazywam się Bartosz Walaszek, choć znajomi mówią na mnie "Walaszek". Od urodzenia roku pańskiego 1977 lecę po bandzie w Wawie. Zanim zacząłem chodzić, już robiłem animacje jak inni klocki. W '88 razem z bratem założyłem Zespół Filmowy Skurcz, bo film to nasza bajka. Po szkole na Ursynowie zacząłem tworzyć na poważnie, a debiut na ekranie miałem jako dzielny milicjant Mścisław Pięści w Rojalu. Po latach przygód ze Skurczem, w 2004 stwierdziłem, że pora na solo i założyłem Git Produkcję. Telewizja 4fun.tv? Tam rządziłem animacjami. Telewizor polubił mnie tak mocno, że aż za mocno.
Pamiętam jak dziś, doskonale, maj 2010. Albo czerwiec 2009. Albo luty 2011. Na pewno było słonecznie, więc to nie był maj. Zadzwonił do mnie znajomy, który także znał smak porannych kaców, i mówi: "Otyły panie, czas na discopolowe śniadanie!" Wtedy to założyliśmy Bracia Figo Fagot, bo postanowiliśmy, że świat musi usłyszeć prawdziwych poetów miłosnych opowieści o szklance wódki i nieudanych randkach. Razem stwierdziliśmy, że jeśli nikt inny nie napisze o życiu tak, jak potrafimy my, to zrobimy to sami. Już wyobrażałem sobie te miliony ludzi na naszych koncertach i dziesiątki zarobionych złotych. Bo może i muzykę robiliśmy średnią, ale za to nic się nie zmieniło.
A potem, w jedno popołudnie 2013 roku, które pamiętam jak przysłowiowe wczoraj... czyli w sumie nie pamiętam, bo wtedy chlałem jak szewc a po wczoraj wciąż mnie trzyma, zrobiłem coś, czego nawet do dziś żałuję. Nie to, że sprzedałem prawa do Kapitana B---y za wódkę i paczkę fajek, bo traf chciał, że wódkę wypiłem, a fajki wyrzuciłem, bo akurat wtedy rzucałem. Niestety, zorientowałem się za późno, że to był błąd. A ból? Głębszy niż na kacu po tej wypitej - i do tej pory pamiętam, że dobrej - wódzie. To było jak strzelić sobie w stopę, ale z bazooki. I traf chciał, że nie trafiłem. Oby stado napalonych kurvinoksów wychędożyło mnie analnie za te wyrzucone fajki.
Nie powiem, w---a smakowała dobrze, wiadomo że smaczna i ciepła, czyli taka jak lubię. Szkoda, że te fajki wyrzuciłem, bo nie paliłem wtedy, ale zabolało mnie to bardziej niż gdy zorientowałem się, że straciłem prawa do emisji tego całego Kapitana Szerszenia, czy jak mu tam. Postanowiłem więc walczyć jak saper, ale prawa autorskie to pole minowe. Oj, bardzo zaminowane pole minowe. A i babka w kiosku dziwnie się na mnie gapiła, gdy będąc pod wpływem próbowałem saperką ją obezwładnić i ukraść jej niebieskie LMy. Na szczęście nie wezwała policji, ale i tak była to wielka strata, bo tak to mnie jeszcze nigdy wtedy nie suszyło, to chociaż papieroska by se człowiek zapalił a tu nie ma.
To tyle co mam do napisania, drogi pamiętniczku. A teraz żegnaj, bo wkrótce wylądujesz w koszu na śmieci. Przecież nikt nie może wiedzieć, że piszę sam do siebie, jeszcze pomyślą, że mnie do reszty pokręciło.
Wpis z mikrobloga
Skopiuj link
Skopiuj link