Wpis z mikrobloga

#beksinski #beksinskinadobranoc #sztuka #ciekawostki #obrazy #sztukanadzis
Jeżeli ktoś pamięta moje wpisy sprzed prawie dziesięciu lat o Beksińskim to bardzo mi miło.

Dzisiaj jest rocznica urodzin Bexa, miałby 95 lat. Miałby gdyby nie morderstwo, które miało miejsce 21 lutego 2005. Poniżej przypomnę te wydarzenia jednym z moich starych wpisów, a dokładniej artykułu, który przepisałem z jakiejś gazety, którą znalazłem chyba w archiwum Dmochowskiego.

Wizja lokalna z udziałem mordercy odbyła się 15 marca 2005 roku, trzy tygodnie po aresztowaniu. Robert K. Mówił bez emocji, mieszał szczegóły nieistotne ze wstrząsającymi.- Drzwi były otwarte, wpuścił mnie do mieszkania. "Po co przyjechałeś?". "Chce pożyczyć pieniądze". "Nie mam, nie pożyczę". Spytałem, czy mogę się na pić coli. Pozwolił. Spytałem, czy mogę skorzystać z łazienk. Załatwiłem się, wymyłem ręce. Pan Beksiński siedział w przedpokoju na krześle.

Zdzisław Beksiński znał od dziecka 19 letniego Roberta K. Syna rzemieślnika Krzysztofa K. Od lat dawał zarobić całej rodzinie- przy oprawie obrazów, remontach. Gdy przed laty jeździł z żoną Zofią do Wołomina po obrazy, zawsze dzieciom państwa K. Wozili słodycze

Przy opisie zbrodni morderca ważył każde słowo, ale w żadnym nie słychać było skruchy: "Dzwonie do ojca". "Niech pan nic mu nie mówi". "Nie będziesz mi gówniarzu, mówił, co mam robić, dzwonie do ojca". Tego telefonu Krzysztof K. Nie odebrał, kąpał się.- Gdy wcisnął numer w telefonie, wyciągnąłem nóż, uderzyłem. Pierwszy cios w klatk piersiową nie mógł być śmiertelny, bo Beksiński złapał go za nadgarstek. -Udało mi się wyrwać, zadałem drugi cios. Był głęboki, poczułem, że tam nóż wleciał. Po nim kew wypłynęła. Wtedy mnie puścił. Jak upadł, już nic do mnie nie powiedział.

Zabójca był osiłkiem. Beksiński za trzy dni miał ukończyć 76 lat, nie miał szans. Nie na darmo, jak powiedział mi jeden z policjantów, w każdym pokoju domu rodziny K. Stał przyrząd do ćwiczeń, ale w żadnym nie było książek. Ciosów było 17- w płuca, serce, aortę. Robert K. Spokojnie kontynuuje: -Leżał w kałuży krwi. Puściłem Łukaszowi sygnał telefonem. Młodszy kuzyn stał na dole na czatach. Wizja lokalna z udziałem 16 letniego Łukasza K trwała znacznie krócej, odmówił wejścia do mieszkania malarza. W chwili zbrodni miał jakoś mniej skrupułów. -Po co się miałem pytać, co się stało?- odpowiedział zdziwiony na pytanie prokurator Renacie Zielińskiej. Wszedł do mieszkania zobaczył trupa i wsystko było jasne.

Robert K:- Kazałem Łukaszowi wziąć go za ręce, sam wziąłem za nogi i zaciągneliśmy go na balkon. Jak go ciągneliśmy, było strasznie dużo krwi. Najpierw Łukasz ręcznikiem zaczął wycierać krew, potem Robert pokazał mu schowek z mopem i kazał posprzątać. Sam zaczął buszować po mieszkaniu, które dobrze znał. Zapakował aparaty fotograficzne, sto płyt CD. Nagle rozdzwoniły się telefony w całym mieszkaniu. Morderca usłyszał zaniepokojony głos swojego ojca: Panie Zdzisławie, pan co ode mnie chciał, pan się odezwie. Po paru minutach ojciec zadzwonił na komórkę syna i kazał mu wracać: - Z panem Zdzisławem coś się stało, muszę do niego jechać, potrzebny mi samochód.

Podczas procesu oskarżyciel ani sąd nie dopuścili myśli, że celem wizyty nie była "pożyczka", ale rabunek na dużą skale. Prokurator uwierzyła młodocianemu mordercy, choć ten kluczył i kręcił. Raz mówił, że o 100-200 złotych, kiedy indziej, że o 10 tysięcy, które był winien szantażystom. Duża liczba brutanych ciosów świadczy o tym, jak bardzo Robert K. Musiał być wściekły i rozczarowany.

Po co tak naprawdę przyszedł do Beksińskiego? Może po zawartość sejfu, który parę miesięcy wcześniej zamontował jego ojciec i w którym jak się później okazało, było 300 tysięcy złotyc?

Może po wszystko, co się dało wynieść, i tylko splot okoliczności sprawił, że szaber uległ gwałtownemu skróceniu? Złapali więc, co było pod ręką, plus ręczniki z łazienki, bo Robert K. Miał krew na nogawkach i mankietach kurtki, a nie chciał zapaskudzić siedzeń nowego samochodu. - Jeden ręcznik położyłem na siedzeniu, drugi na oparciu- mówił.

E-mail Zdzisława Beksińskiego z 9 września 2004 roku: "Mam podejrzenia, jeśli idzie o latorośle pp. K. Które pomagają teraz marca na zmiane w sprzątaniu mieszkania- no, ale trudno to udowadniać i byłoby przykro, więc po prostu chowam rzeczy takie jak forsa".

9 sierpnia 2004: "Pożyczyłem sporo kasy panu Krzysztofowi na kupno renault, część odrobił on, część odrabia jego żona". W ramach spłaty pożyczki matka Roberta K.miała Beksińskiemu sprzątać mieszkanie do końca 2005 roku. Zabijając pracodawce rodziców w końcu lutego syn oszczędzał jej trudu ponad 10- miesięcznego sprzątania. Inna rzecz, że to było najdroższe sprzątanie w Warszawie: za cztery godziny liczyła 200 złotych w ramach spłaty długu i 50 złotych gotówką na taksówkę do Wołomina.

Obaj sprawcy mówią kiepską polszczyzną, mają skromny zasób słów, ale tylko po młodszym widać, że przeżywa, że mu wstyd. Na koniec wykrztusił, że żałuje, nim słowa ugrzęzły mu w gardle. Za to Robert K. Płynnie wyrecytował sowją mowę: to, co się stało, to wielka tragedia, do koca życia będzie miał wyrzuty sumienia, w więzieniu się modli. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłem naprawdę tego nie chciałem- zakończył. Jego matka łkała na głos. I ja pewnie bym się dała ponieść wzruszeniu, gdyby nie twarz Roberta K. Niewyrażająca niczego poza pewną dozą samozadowolenia. Kuzyni w Wołominie mieszkają dom w dom. Ich rodzice są skłóceni od lat na tle majątkowym, ale obie rodziny należą do tak zwanych porządnych i są głęboko wierzące. Dlaczego nie zadziałały hamulce w postaci zasad moralnych wpajanych przez rodziców i Kościół, w któym byli ministrantami? Rodzice, a nawet nauczycielka, mówili o sprawach w samych superlatywach. Zbrodnie popełniły dwa anioły.

Jedynie Krzysztof K., ojciec mordercy, zachował w pochwałach umiar, nie omieszkał wspomnieć o dobrym pracodawcy, a o synu, że "nie rozumie, dlaczego to zrobił. Pytany przez dziennikarzy(sąd go jakoś o to nie pytał) nie przyznał się jednak do pożyczenia od Beksińskiego pieniędzy na nowy samochó. Krzysztof K. Ma swo udział w szybkim odkryciu zabójstwa. P wyjściu z łazienki oddzwaniał kilka razy do Beksińskiego, bez skutku. To go zaniepokoiło. Kazał synowi wracać do Wołomina i mimo późnej pory ruszył do Warszawy. Zabrał po drodzę szwagra artysty. Późno w nocy telefony malarza nadal nie odpowiadały, więc wybił dziurę w ścianie korytarza, którą wcześniej sam wzniósł. Na dokładnie wymytej podłodze nie zauważyłi śladów krwi. Przesli się po pokojach, a gdy już wychodzili, wyjrzała sąsiadka. - Sprawdzaliście, panowie, na balkonie?- spytała. Wrócili. Gdyby nie determinacja ojca, zbrodnia syna wyszłaby na jaw znacznie później. Jak oceniają prawnicy, to była sprawa łatwa. Dwie osoby wystarczyły policji, by ująć złoczyńców. Sprawcy szybko przyznali się do winy. Zostawili w mieszkaniu mnóstwo śladów, krew Beksińskiego wynieśli na butach do renault, którym przyjechali.20 stołecznych policjantów dostało nagrody za skuteczność. To, że sprawa jest łatwa, chyba nie powinno oznaczać, że można ją prowadzić byle jak. Nawet nie wiadomo, czy ran było 16 czy 17, nie ustalono czasu zbrodni. Dopiero we wrześniu tego roku sędzia Marek Walcza wystąpił o ujawnienie billingów i treści smsów wszystkich osbó dramatu. Tylko dzięki temu wiemy na przykład, że mord miał miejsca około 21:30. Sąd wyliczył wartość zebranego mienia na 3,8 tysiąca złotych. Za najnowszego olympusa E300 z obiektywem wartym tyle, ile cały aparat, i canona, plus sto płyt kompaktowych- to suma wzięta z sufitu. Zginął też najnowszy dyktafon, na którym malarz robił notatki głosowe, oraz zarchiwizowane pliki, naktórych zapisywał korespondencję i dzienniki. Ci, którzy go znali, wiedzą, że jak wspaniale malował, tak pisał. Dlatego tak żal tego, co bezpowrotnie stracone.

Był to jeden z tych procesów w którym liczyły się racje oskarżonych, nie ofiary. Sąd wołał JEDNEGO świadka ofiary Bogusława W.- przyjaciela, też malarza. Nikt poza nim nie upomniał się o prawdę o dobrym, hojnym człowieku, nikt nie nakreślił prawdy o relacjach artysty z zachłanną rodziną K. Obrońca Łukasza K., mecenas Elżbieta Orzewska w końcowej mowie mówiła o wrażliwości 16-latka skazanego za pomocnictwo, choć ona uważa, że powinien odpowiadać jedynie za zacieranie śladów. Łukasz K. Jednak nie zemdlał na widok kałuży krwi, tylko wyciągnął trupa na balkon, aż Beksińskiemu spadł kapeć. Bez oporów przechował narzędzie zbrodni, zakrwawioną kurtkę i aparaty, zamienił się ze sprawcą na spodnie, bo tamte były ubabrane krwią. Ma racje mecenas Franciszek Burda, gdyby nie psychiczna pomoc i wsparcie ze strony Łukasza.

U Roberta K psychiatrzy stwierdzili nieprawidłowe cechy osobowości, egocentryzm, agresję. Nieprawda, że ma złe relacje z ojcem. Zły ojciec nie ciągnie syna wszędzie ze sobą, nie kupuje mu komórki, nie pożycza nowego samochodu.

Do morderstwa doszło, bo rodzina K może była normalna, ale bardzo pazerna. Syn to musiał widzieć. Może nie byłoby tej zbrodni gdyby w tym domu mówiło się o artyście z szacunkiem, o jego talencie z uznaniem, a nie traktowano go jak jelenia, z którego nalezy wyciągnąć ile się da. Meccenas Orżewska:- Beksiński płacił tak dobrze, że właściwie utrzymywał całą rodzinę. Nie zabija się kury znoszącej złote jaja. A jednak.

Przewodniczący składu sędziowskiego Marek Walczak nie ma talentów oratorskich. Kilkuminutowe uzasadnienie wyroku było chaotyczne, byle jakie. Gdybyśnie nie wiedzieli,że zamordowano wybitnego człowieka i twórcę, na sali sądowej byśmy się o tym nie dowiedzieli. Prokurator Zielińska w mowie końcowej powiedziała na ten temat aż dwa zdania. Jedno będą pamiętać całe życie: "Beksiński był jednostką cenną dla społeczeństwa". Chwała jej i zato.

Wyrok 25 lat pozbawienia wolności dla Roberta K i 5 lat dla Łukasza K jest nieprawomocny. Obrońcy liczą, że w apelacji 25 lat usa się skrócić o połowę, a 5 anulować całkowicie. Niestety, mają rację: sąd nie wyjaśnił wątpliwości, odfajkował proces.

W brzydkim bloku, w którym mieszkał Beksiński, wciąż łatwo rozpoznać jego balkon- boks obudowany matowym pleksi.

Wiesław Banach, dyrektor Muzeum Historycznego miasta Sanoka, prawowitego spadkobiercy, pewnie kiedyś sprzeda mieszkanie. Na razie za drzwiami panuje śmiertelna cisza.
pekas - #beksinski #beksinskinadobranoc #sztuka #ciekawostki #obrazy #sztukanadzis
Je...

źródło: 1977

Pobierz
  • 37
I te śmiecie ludzkie już dawno wyszły i żyją sobie pewnie z poczuciem krzywdy że ich zamknięto za jakiegoś starego capa co farbkami zarabiał wielką kasę i się nie dzielił. Nigdy nie zrozumiem dlaczego Beksiński się taką chołotą otoczył i dlaczego tak kiepsko rozporządzał swoim majątkiem że żył w tej norze na blokowisku, kiedy za jeden obraz mógł sobie postawić dom gdzie by chciał i nigdy z tym gównem nie musiałby się
@pekas: Zdzisław Beksiński nie miał lekko. Śmierć żony, samobójstwo syna. Jakoś się trzymał a potem został zamordowany. Tydzień temu, byłem na urlopie w Bieszczadach i odwiedziłem (po raz drugi) muzeum w Sanoku. Oglądając obrazy Mistrza, dumalem nad tragicznym losem rodziny Beksińskich. I takie #!$%@?, jakieś łebki przygłupie pozbawiły świat kapitalnego gościa. Ech
Dzisiaj jest rocznica urodzin Bexa, miałby 95 lat. Miałby gdyby nie morderstwo, które miało miejsce 21 lutego 2005. Poniżej przypomnę te wydarzenia jednym z moich starych wpisów, a dokładniej artykułu, który przepisałem z jakiejś gazety, którą znalazłem chyba w archiwum Dmochowskiego:

Wizja lokalna z udziałem mordercy odbyła się 15 marca 2005 roku, trzy tygodnie po aresztowaniu. Robert K. Mówił bez emocji, mieszał szczegóły nieistotne ze wstrząsającymi.- Drzwi były otwarte, wpuścił mnie do
via Android
  • 1
@cacum3 Bieszczady i Sanok chodzą za mną od dobrych kilku lat, ale z północnej Wielkopolski to jednak kawałek więc zawsze przekładam albo coś innego wypadnie :(
@spacehamster nie wiem czy za jeden obraz mógłby postawić dom... W tamtym czasie takie rozwiązanie mu pasowało(mieszkanie w bloku), a tak wiele nie zarabiał na obrazach. Polecam "Portret podwójny" Grzebałkowskiej, a najbardziej korespondencję między Beksińskim, a Dmochowskim (są trzy tomy) która chyba jest najbardziej miarodajną skarbnica wiedzy o mistrzu i czasach w jakich żył. Dzięki lekturze można choć trochę poznać jak ciekawym był człowiekiem (choć to i tak mało powiedziane).
@anamorfoza: Oczywiście, to jedyny sposób, by zamanifestować jedyną obiektywną prawdę. W końcu też, nie odbiegając od kontekstu wypowiedzi, można widzieć piękno w obrzydliwości? Prawda?

Prawda, jeśli się ma zakopcony, zasmrodzony, zaczadziały światem umysł.