Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi wykopowicze może pamiętają moje wpisy postowane przez @Mleko_O pod tagiem #iiwojnaswiatowawkolorze. Wpisy, jeśli się przyjmą, będą ukazywać się pod tagiem #wojnawkolorze

MIT ''MANEWRU KTÓRY OCALIŁ KRAKÓW''

79 lat temu...

II Wojna Światowa ma wiele mitów, które narastały przez dekady, albo znikały, by pojawić się znowu. Tak jest i tym razem. W zeszłym roku rozmawialiśmy sobie o ''wyzwoleniu'' Warszawy 17 stycznia 1945 r., dziś zajrzymy do innego ''wyzwolonego'' w styczniu 1945 roku miasta - do mojego ukochanego Krakowa.

Legenda ''manewru Koniewa'', genialnego posunięcia, które miało ocalić Kraków tuż przed wysadzeniem go przez Niemców - przeżyła dłużej niż jego autorzy i sam Związek Radziecki. Nawet do dzisiaj wierzy w nią masa osób i powiela się ją nawet na polskiej Wikipedii.

W myśl tej historii, sowiecki marszałek Iwan Koniew, dowódca 1. Frontu Ukraińskiego, doceniając znaczenie Krakowa dla Polaków - jako dawnej stolicy i siedziby polskich królów - zakazał ostrzału i bombardowania miasta, które miało być wzięte siłami samej piechoty. Jak mówił po wojnie, ''miasto było zdobywane automatami''. Ponadto, szybkie uderzenie Koniewa miało zaskoczyć Niemców, którzy przygotowywali się do wysadzenia miasta i zaminowali wszystkie ważne gmachy - w tym historyczne - by je zdetonować z jednego miejsca - z leżącego w podkrakowskiej Modlniczce XIX-wiecznego fortu nr 43 „Pasternik”.

Historia ta narodziła się już w lutym 1945 roku. Potwierdzał ją sam Iwan Koniew w swoich wspomnieniach. W 1970 r. pojawiła się książka ''Manewr, który ocalił Kraków'' (przez pewien czas była ona nawet lekturą), zaś sześć lat później pojawił się film ''Ocalić miasto'', opowiadający tę historię. W 1987 roku postawiono pomnik marszałkowi Koniewowi w podziękowaniu przy ulicy jego imienia (obecnie jest to aleja Armii Krajowej). Marszałek był nawet honorowym obywatelem miasta i otrzymał order Virtuti Militari (!). Coroczne obchody ''wyzwolenia'' Krakowa był obchodzone z wielką pompą i kultem jego osoby.

Jednak czy ma ten mit coś wspólnego z prawdą?

Przykro mi, ale nie macie racji. 😉

* * *

12 stycznia 1945 roku rozpoczęła się tzw. ofensywa styczniowa. Wojska czterech sowieckich Frontów: 1., 2., i 3. Białoruskiego oraz 1. Ukraińskiego ruszyły do ataku przez Wisłę, rolując niemiecką obronę. 180 sowieckich dywizji runęło na 75 niemieckich i dosłownie je zdmuchnęło ze swojej drogi.

Kraków - ''stolica'' Generalnego Gubernatorstwa - ostatnie miesiące przed sowiecką ofensywą spędzał raczej spokojnie. Plany obronne ograniczały się do oznakowania schronów przeciwlotniczych kamienic w tzw. dzielnicy rządowej (obecnie dzielnica Krowodrza, będąca w centrum Krakowa) poprzez rysowanie do dziś widocznych ukośnych strzałek i liter ''NA'' (''Notausgang'' - wyjście awaryjne) nad okienkami piwnicznymi. Postawiono także w pobliżu mostów i dróg żelbetonowe słupy, zwane Fallkorper, których kontrolowane wysadzenie miało tarasować drogi, oraz wykopano rowy przeciwczołgowe. Zbudowano ok. 50 schronów - głównie przeciwlotniczych, dla paliw i amunicji. W grudniu 1944 r., wprzęgnięto w obronę dawne XIX-wieczne forty C.K. Armii. Ale to tyle. Główne zadania Niemców polegać miały na opóźniającej obronie dzielnicy rządowej, oraz wysadzeniu obiektów o znaczeniu strategicznym: mostów, elektrowni, gazowni. Obrona była jednak ukierunkowana na wschód, a nie - co ważne - północ.

Nim Niemcy uciekli z Krakowa, dokonali w nim jeszcze swojej ostatniej zbrodni. Na Dąbiu 15 stycznia 1945 roku zamordowali bez żadnego powodu 79 osób strzałami w tył głowy. Ocalał tylko jeden człowiek - Jan Hajduga, ciężko ranny w głowę. Dzisiaj miejsce egzekucji jest upamiętnione pomnikiem.

17 stycznia Wawel opuścił w pośpiechu, po ponad czterech latach, gubernator Hans Frank, imitujący polskich królów. Na odchodnym zagrabił liczne polskie dzieła sztuki i odgrażał się, że ''niemiecki Krakau'' nie może być dla Niemiec stracony.

18 stycznia 1945 roku do ataku na Kraków ruszyły oddziały 1. Frontu Ukraińskiego marsz. Iwana Koniewa. Do ataku skierowano dwie sowieckie armie - 38. Armię gen. Kiryłła Moskalenki i 59. Armię gen. Iwana Korownikowa. 38. Armia miała atakować od południa, zaś 59. Armia - od północy i północnego wschodu. Sowieci znali rozmieszczenie niemieckich linii obronnych dzięki swoim siatkom wywiadowczym, pomagali im także Polacy.

Sowieci się przeliczyli jednak. Na południe od Krakowa Niemcy z 17. Armii stawili im tak duży opór, że 38. Armia nie była w stanie sforsować niemieckiej obrony. W dodatku Niemcy spuścili wodę ze zbiornika elektrowni w Rożnowie i opóźnili sowieckie natarcie o kilka dni, podnosząc wody Dunajca. Tymczasem sowiecka 59. Armia atakowała od strony Prądnika i Bronowic, a więc północy i zachodu, gdzie niemiecka obrona była najsłabsza. Doszło do kilkugodzinnych walk o dzielnicę rządową na Krowodrzy, ale Sowieci szybko przełamali opór. Niemcy zdali sobie sprawę, że grozi im okrążenie i wycofali się na Śląsk.

Czy był to ów genialny manewr sowieckiego marszałka? Jest to całkowita bzdura. Dla Koniewa Kraków nie miał większego znaczenia - jego celem był gęsto uprzemysłowiony, bogaty Śląsk i tam parł jak najszybciej. Jego celem było przejęcie cenniejszych od złota hut, kopalń, zakładów i rafinerii (szczególnie paliw syntetycznych). Kraków zamierzał w ogóle ominąć, by później wziąć go w oblężenie. To, że do niego nie doszło, a walki były krótkie, wynikało z tego, że Niemcy sami spostrzegli groźbę okrążenia i wycofali się z miasta na południe, które jeszcze utrzymywali.

Dla Niemców Kraków miał znaczenie prestiżowe i propagandowe, ale nie strategiczne. Musieli wybierać między obroną Krakowa - w którym mieli szczupłe siły - a dużo ważniejszym Górnym Śląskiem i Zagłębiem Dąbrowskim. Sowieckie uderzenie z kierunku, którego Niemcy się nie spodziewali, tylko przyspieszyło tę decyzję.

Sowieci nie liczyli się w żadnym stopniu z wartością historyczną Krakowa i jego mieszkańcami. Do szturmu miasta 59. Armia otrzymała m.in. dywizję artylerii przełamania. Chociaż bolszewicy nie spodziewali się ciężkiego oporu, to sowiecka artyleria położyła silny ogień w rejon dworca kolejowego. Dlatego wokół niego dziś nie ma zbyt wielu starych kamienic.

Sowieci dokonali nawet bombardowań miasta, a jedna z bomb spadła na... Wawel, uszkadzając kaplicę Batorego. Bomby spadły też na szpital św. Łazarza i kamienice przy Rynku Głównym. Ginęli cywile. W całym mieście zniszczonych i uszkodzonych zostało ponad 450 budynków. Nawet na mojej ulicy na Krowodrzy na murach znajdują się liczne ślady sowieckich odłamków...

Jak więc było z tym planem zaminowania miasta i kablem prowadzącym do fortów, który polscy i radzieccy saperzy ofiarnie wykopali pod ogniem i przecięli, ratując tym samym gród Kraka?

Okazuje się, że nie ma żadnego dowodu na tę tezę. Nie ma ani śladu, ani jednego dokumentu, ani jednej mapy, potwierdzającej, by Niemcy zaminowali Wawel, Kościół Mariacki, Sukiennice, Teatr Słowackiego. Nie zakładano długotrwałej obrony. Niemcy wysadzili tylko mosty na Wiśle (ku wielkiemu niezadowoleniu Sowietów), podpalili magazyny i zakłady monopolu spirytusowego (ku wielkiemu niezadowoleniu Polaków), ale to tyle. Nie ma nawet zdjęć po zamontowanych ładunkach. W forcie nr 43 nie ma po tym żadnych śladów. Jedyne, co Niemcy rzeczywiście zaminowali - to obiekty o znaczeniu strategicznym, takie jak w innych miastach: elektrownia, gazownia, wodociągi, mosty. Ładunki do tych obiektów zostały rozbrojone przez żołnierzy AK.

Chociaż jako datę ''wyzwolenia'' Krakowa przyjmuje się 18 stycznia (tego dnia Sowieci zajęli Stare Miasto) to Armia Czerwona zajęła je w całości 22 stycznia, bowiem Niemcy utrzymywali jeszcze południowe dzielnice zza Wisły. Atakujący sowiecki 115. Korpus Strzelecki nie dawał sobie rady - Niemcy opóźniali atak przez Wisłę na ile mogli - i musiały go wesprzeć oddziały 60. Armii. Zdobycie Krakowa na Kremlu uczczono 24 salwami z 324 dział, a 135. Dywizja Strzelecka z 59. Armii otrzymała miano ''Krakowskiej''.

Polacy w pierwszej kolejności samorzutnie zabezpieczyli opuszczony przez Niemców Wawel, chcąc uchronić go przed grabieżami. Zatknęli na nim biało-czerwoną flagę i rozmieścili warty. Szabrowników bowiem bardzo interesowała pościel, koce i żywność z niemieckich magazynów. Chociaż ludność Krakowa początkowo cieszyła się z wkroczenia czerwonoarmistów do miasta, pamiętając bestialstwa niemieckiej okupacji, to szybko przyszło otrzeźwienie. Zaczęło dochodzić do gwałtów - w tym nawet na kilkuletnich dzieciach, na oczach świadków - i grabieży, wprost na ulicach. Dochodziło do włamań do mieszkań, czy podpaleń. To, co w styczniu 1945 roku było jeszcze rzadkością, latem było już codziennością. Sowieci grozili bronią i bili nawet kolaborantów z UB. W mieście pojawiło się NKWD z przygotowanymi przez lokalnych komunistów listami proskrypcyjnymi i zaczęło aresztowania. W Pałacu pod Baranami przy Rynku - jeszcze w trakcie strzelanin - rozlokowała się sowiecka komendantura wojskowa i siedziba NKWD. W słynnych piwnicach, od których wzięła nazwę słynna kabaretowa ''Piwnica pod Baranami'' (na marginesie, kpiąca bardzo z pomnika Koniewa...), czekiści ulokowali swój areszt...

Nie było żadnego ''genialnego manewru''. Nie było żadnego ''planu detonacji miasta''.

Był zbieg okoliczności i mnóstwo propagandy.

Legenda ''manewru Koniewa'' miała wybielić Armię Czerwoną i pokazać, że Sowietom zależało na dobru Polaków. Przysłonić to, że miasta „wyzwalane” przez bolszewików obracane były w perzynę nawałami artylerii i nalotami. Odciągnąć uwagę od zamordowanej rękami Niemców Warszawy. Zamordowanej na oczach Armii Czerwonej i za jej przyzwoleniem jesienią 1944 roku...

A pomnik marszałka Iwana Koniewa? Wytrzymał w Krakowie raptem cztery lata. Już w styczniu 1991 roku został pospiesznie zdemontowany i odesłany do rosyjskiego obwodu kirowskiego, gdzie stoi do dziś. Rok później odebrano Koniewowi order Virtuti Militari. Tak jak i jego pomnik, tak i mit jego ''manewru'' obrócił się w gruzy.

Warto wspomnieć, że narrację o ''manewrze Koniewa'' - tak jak i resztę bzdur o ''wyzwoleniu'' Warszawy i ''uratowaniu'' Polski najgłośniej podtrzymuje obecnie Moskwa. I jeśli ktoś to dzisiaj powiela - to zapewne sam jest tą słynną ''ruską onucą''. 🙂

Na zdjęciu: Sowieci na Rynku Głównym w Krakowie od strony ul. Grodzkiej, 18 stycznia 1945 r. Potęga Armii Czerwonej na jednym obrazku - kradziony rower zapakowany na „Lend-Leasową” ciężarówkę GMC z USA. 😉

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty. :)

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #polska #krakow
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi w...

źródło: 419315060_802806518526898_1412042774407441036_n

Pobierz
  • 14
  • Odpowiedz
@BArtus: w skrócie atakowali tak jak każde większe miasto. Obejść i ewentualną obronę dobić już w okrążeniu, tutaj obrona się wycofała przed okrążeniem miasta...
  • Odpowiedz
Niemcy wysadzili tylko mosty na Wiśle (ku wielkiemu niezadowoleniu Sowietów), podpalili magazyny i zakłady monopolu spirytusowego (ku wielkiemu niezadowoleniu Polaków), ale to tyle.


@kommie: czytamy ze zrozumieniem:

Niemcy wysadzili tylko mosty na Wiśle (ku wielkiemu niezadowoleniu Sowietów), podpalili magazyny i zakłady monopolu spirytusowego (ku wielkiemu niezadowoleniu Polaków), ale to tyle.
  • Odpowiedz