Wpis z mikrobloga

Wiem jak ta historia brzmi i sam bym w nią nie uwierzył, gdybym nie przeżył jej osobiście. Wierzcie lub nie, ale jest prawdziwa.
To było w 2013 roku. Wiosną zdałem maturę, w październiku miałem zacząć studia, więc miałem długie wakacje. Prawie całe lato spędziłem wtedy na wsi u rodziny. Dom był duży, ale ja zawsze wolałem sypiać samotnie w przyczepie kempingowej, która stała przed domem. Pewnego wieczora wszyscy powoli zbierali się do spania, więc i ja poszedłem już do swojej przyczepy. Stała ona przed domem na żwirowym podjeździe. Rozbierałem się już do spania, kiedy nagle usłyszałem powolne kroki zbliżające się do przyczepy. Pomyślałem, że pewnie któryś kuzyn chce mnie nastraszyć, co dawniej się zdarzało. Zdziwiłem się, że wybrał tak wczesną porę, bo pomimo późnej godziny było jeszcze widno, gdyż był to początek lipca. Postanowiłem, że zaczaję się przy drzwiach i gdy będzie już blisko, wyskoczę i to ja jego wystraszę. Stałem przy drzwiach i słyszałem te kroki tak blisko, że nawet obawiałem się gwałtownie otworzyć drzwi, bo mogłem kogoś nimi uderzyć, ale pomyślałem: “Dostanie w ryj, to się oduczy straszyć ludzi”. Chwyciłem za klamkę i słuchałem uważnie powolnego tupania po żwirze, a gdy słyszałem je tuż obok przyczepy wyskoczyłem z hukiem, ale… nikogo tam nie było. Rozejrzałem się jeszcze dookoła, czy to nie jakieś zwierzę, ale nie było tam dosłownie niczego. Zamknąłem się na zamek i tego wieczora wyjątkowo odmówiłem kilka modlitw, zanim usnąłem.
Kilka tygodni później siedzieliśmy z rodziną przed domem przy grillu. Właściwie to było takie kamienne palenisko z rusztem, ale nieważne. Zrobiło się późno i większość osób poszła spać. Zostałem sam z rok młodszym kuzynem. Siedzieliśmy przy ognisku, gadka szmatka aż nagle za wspomnianą przyczepą usłyszeliśmy wyraźnie śmiech jakby kilku dzieci. Zdziwiło nas to, bo wszystkie dzieciaki już dawno poszły spać, ale przecież mogły sobie wymyślić jakąś zabawę po ciemku. Szeptem umówiliśmy się, że kuzyn pójdzie pogonić ich z jednej strony przyczepy, a ja zaczaję się z drugiej, żeby nie mogli uciec. Kuzyn pobiegł za przyczepę, ja pilnowałem drugiej strony, ale on obszedł ją dookoła i nikogo tam nie było. Uznaliśmy, że może nam się zdawało, ale było to #!$%@?, bo słyszeliśmy to obaj bardzo wyraźnie. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, rozglądając się czujnie po podwórku, oświetlanym przez dość duży płomień. Nagle zza domu wyłonił się dość wysoki mężczyzna z opuszczoną głową. Był zdecydowanie otyły z potężnym brzuchem, miał czarne włosy, ciemną koszulkę i spodnie ¾. Nie był to nikt znajomy. Przez chwilę w osłupieniu patrzyliśmy, jak powolnym krokiem przemierza podwórko. Krzyknęliśmy kilkukrotnie w jego stronę: “Kto tam idzie!?”. Kuzyn po którymś razie dodał: “Kto tam? Bo w ryj dostaniesz!”. Mężczyzna, nie zatrzymując się, odwrócił się w naszą stronę. Mimo dość dobrej widoczności, w ogóle nie było widać jego twarzy. Spuścił głowę i w milczeniu poszedł dalej. Zaniepokoiło nas, że jakiś obcy typ chodzi po naszym podwórku. Musieliśmy coś z tym zrobić. Pobiegliśmy za nim, ale kiedy tylko wszedł w zacienione miejsce, zniknął. Po prostu, jakby rozpłynął się w powietrzu. Niemożliwe jest, żeby zdążył w tym czasie dobiec za drzewo czy jakiś budynek, bo wszystkie możliwe ukrycia były zbyt daleko. Kiedy zorientowaliśmy się że nikogo w promieniu kilkudziesięciu metrów już nie ma, usłyszeliśmy dziwny szum wśród liści drzew. Dźwięk ten nasilał się coraz bardziej aż przekształcił się w wyraźne ludzkie słowa: ZIOBRO TY #!$%@? #!$%@?.....PRZESTAŃ MI RODZINE PRZEŚLADOWAĆ. Uznaliśmy, że wystarczy tego na dziś, w pośpiechu zgasiliśmy ognisko i uciekliśmy do domu #truestory #strasznehistorie #heheszki #coolstory