Wpis z mikrobloga

Nie tak wyobrażałem sobie zachód słońca w górach, któremu chciałem zrobić zdjęcie. Po trzech godzinach jazdy samochodem, z czego godzinie spędzonej na tłuczeniu się po wiejskich asfaltach wyglądających jakby w zeszły weekend przetrwały powódź błyskawiczną, dotarłem do wioski będącej moim punktem startowym. Wiecie, takie są najlepsze. Jeszcze w górach, ale już na takich peryferiach, że ruch turystyczny prawie nie istnieje. Jest dzień przed Wszystkimi Świętymi, chmury wiszą nisko nad lasem mieszając się z gryzącym dymem wydobywającym się z kominów domostw. Idziesz jedyną asfaltową żyłą - raczej naczyniem krwionośnym - biegnącą przez środek zabudowań i czujesz, że się na ciebie patrzą. Wiesz, że oni wiedzą, żeś obcy. Obcy przyjechał, w takie zimno, deszcz zaraz będzie. A przecież jutro rano do kościoła trzeba, a on tu tak chodzi, debil jaki chyba.
Miejsce w którym zaparkuję wybrałem jeszcze w domu, na mapie. Stanąłem na kościelnym parkingu, wzdłuż drogi. Już wyjmowałem plecak, kiedy podszedł do mnie okoliczny konserwator wszechświata - czyli typowy pan Mietek, taki który i wokół kościoła zgrabi liście i drewno sąsiadowi porąbie za parę groszy.

- a pan to długo tu będzie stał?
- a no do wieczora to co najmniej, ale może i do jutra
- aa, to do chatki pan idzie? Tu przyjeżdżali tacy co roku z Katowic, ale teraz się właściciel zmienił i chatkę zamknął i mówi, że nie będzie, koniec!
- no nic, ja to idę na jedną stronę gór a potem na drugą, namiot mam jak by co
- a bo ja tak pytam, bo tu autobus rano przyjeżdża, bo święto jutro, on tu staje, to weź pan stań o tu, tu tak wzdłuż, żeby się zmieścił
- dobra to jak pan tak mówi, to ja się przeparkuję na ten parking drugi, co jest za kościołem
- jaki pan, panów to nima! tu bokiem będzie dobrze
- dobra, lepiej przeparkuję
- nie ma problemu, a takie pytanie mam...
- no?
- ze 3zł byś nie miał, bo brakło akurat i tego...
- ok...
- a jakby pięć było to cudownie!
- dobra, cztery mi się znalazły
- o, dzięki, to wszystkiego dobrego!

Cóż, rzetelne informacje mają swoją cenę. Ten jegomość i ludzie w sklepie w którym byłem chwilę wcześniej to były ostatnie osoby jakie widziałem tego dnia. Na szlaku przeszedłem dwadzieścia dwa kilometry, w towarzystwie jedynie odcisków kopyt saren i jeleni oraz jednej kupy wilka spotkanej na drodze. Żadnego człowieka. Najlepiej.

Tak wyglądało moje #mirkowyzwanie czyli:
Wybierz się w góry i uwiecznij na zdjęciu zachód słońca (jesienne widoki mile widziane!).

Niestety nie wyszło jak planowałem. Zdjęcie które jest przypięte do tego posta zrobiłem około godziny 16, w dodatku telefonem, bo deszcz był już na tyle silny, że bałem się wyciągać aparat który mam nieuszczelniany. Dodaję je tylko dlatego, żeby nie zostać wpisany na czarną listę. Chciałem lepiej, ale sorry, taki mamy klimat. :/

Niżej zamieszczam inne zdjęcia które zrobiłem zanim jeszcze nadeszło załamanie pogody. Album z paroma zdjęciami znajdziecie tutaj natomiast pełną trasę mojego przejścia prześledzicie pod tym linkiem

Co do samego terenu, to bardzo mi się spodobał. Oprócz zamkniętego schroniska o którym wspominał człowiek spod kościoła, idąc od wsi Koszarawa na szczyt Jałowiec znajdziecie jeszcze dwie chatki, z czego jedna malutka, a druga mega wypasiona z piecem kaflowym, pryczami na 5 osób, sienią i podstawowymi narzędziami. Mimo, że tego dnia nie spotkałem na szlaku żadnego turysty, w tej chacie na zapiecku leżał bochenek świeżutkiego jeszcze chleba. Na pewno kiedyś tam wrócę na noc, tylko muszę trafić na równie bezludny okres.
Pobierz Lesny_Boruta - Nie tak wyobrażałem sobie zachód słońca w górach, któremu chciałem zro...
źródło: IMG_20231031_154510
  • 13