Wpis z mikrobloga

Mam na imię Anon. Mam 23 lata. Po ukończeniu technikum gastronomicznego o profilu hotelarskim wiodłem sobie spokojne życie #!$%@? jedząc obiadki od mamusi, podkradając staremu Harnasie z lodówki i grając w League of Legends nie zastanawiając się nad swoją przyszłością. Przyszedł niestety taki dzień, gdy stary wrócił z roboty konkretnie #!$%@? (jako konduktor musiał się kłócić z rowerzystami, że nie ma już dla nich w pociągu miejsca mimo zakupionych wcześniej biletów - na bank nie było XD). Krzyczał coś w stylu „#!$%@? pedalarze, jak ja ich #!$%@? nienawidzę” i „nie wytrzymię zaraz”. Zapragnął sięgnąć do lodówki po swój polacki przysmak. Okazało się, że stara nie była wczoraj na zakupach, jakieś kosmetyczki bla bla pierdoły, i nie kupiła staremu nowego 8-paka Harnasia, a ja jestem debilem i #!$%@?łem do porannej partyjki ostatnie 2 puchy. Dawno nie widziałem starego w takim szale i z tak czerwoną mordą, mimo że czerwony jest niemal codziennie już o siedemnastej. W skrócie, w miłych słowach, stary postawił mi ultimatum „albo Anon #!$%@? z tego i zaczynasz sam się utrzymywać albo ja cię na pysk #!$%@?ę z tym twoim komputerem zasranym”. Ten trudny moment mojego życia musiał nadejść, a że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem (XD) postanowiłem rozważyć emigrację. Jedyne za co można mnie pochwalić to biegłość w posługiwaniu się językiem angielskim i stosunkowo solidna znajomość języka włoskiego, której nabyłem poprzez grę w LoLa z moim najlepszym przyjacielem (innych nie mam) z Włoch o pseudonimie „cercopitecoanale”. Zawsze chętny do wspólnej gry, ale i chętnie uczył mnie języka włoskiego karmiąc mnie tipami dotyczącymi nauki. Posiadając taki a nie inny życiowy bagaż skorzystałem z oferty zatrudnienia od ręki we włoskim januszexie w Toskanii jako obsługa cateringu. 15€ za godzinę, zakwaterowanie na pierwsze 3 miesiące za darmo, internet w cenie. Brzmiało jak raj, jak szansa na podbudowanie własnej wartości i podbicie rangi w LoLu. Może nawet wreszcie ZARUCHAMHEHE. Stary dał mi parę groszy na start i bilet w jedną stronę na FlixŚmiecia, a mamusia zapłakana wręczyła słoiki z bigosem i gołąbkami. Ruszyłem w drogę.
Pierwsze tygodnie pracy były naprawdę luźne. Dalej farmiłem z moim włoskim przyjacielem (nawet coś wspominał, że niedługo się spotkamy - w sumie fun), wino kosztowało 1€ za butelkę, słońce świeciło, raj. W 2 miesiącu pracy przyszedł jednak zaaferowany szef Luigi (mały grubas z włosami na czole XD). Dostał jobla, bo udało mu się wyhaczyć intratny kontrakt na organizację luksusowej, zamkniętej imprezy. Połączył siły z kolegą z branży Mario (xD), bo zasoby naszej firmy były zbyt małe, a kasa była wystarczająco duża, a moja praca przestała być już tak kolorowa. Codziennie po robocie mieliśmy dodatkowe, bezpłatne godziny szkoleń („to dla waszego dobra, takie szkolenia kosztują, nie stać was, a ja wam je funduję!”) z sawuar wiwru itp. na tego typu przyjęciach dla celebrytów. Zacisnąłem zęby, ranking w LoLu trochę zaniedbałem nawet. Uznałem, że gruby ma rację i jest to szansa dla mnie na mniej gównianą przyszłość. Starego nigdy nie słuchałem, a jednak legitną pracę ma, Harnasie sobie kupuje, a nawet zaruchał, przynajmniej raz jak mnie płodził.
Nadszedł dzień imprezy. Rozłożyłem sztućce i inne szklanki na bogato udekorowanych stołach i schowałem się z resztą „nowych" czekając na moment dostąpienia zebrania brudnych naczyń po ustach gwiazd. Nie wiedzieliśmy czyja to impreza. Nagle jednak wchodzi zasapany i wyraźnie podekscytowany (nie stał mu jak coś xD) kolega z Somalii Mokebe. Mówi, że hurr durr to impreza weselna Roberta i Anny Lewandowskich. #!$%@?. Najwięksi polscy celebryci będą jeść na porozkładanych przeze mnie włoskich talerzach. Sprawdziłem z wrażenia ocb, bo już mieli zdaje się jakiś ślub, ale to było jakieś odnowienie przysięgi, kto bogatemu zabroni. Po Mokebe chwilę później wbija Luigi (ogolił czoło z okazji imprezy XD) i rzuca do mnie „Anon, Vitalij się przewrócił i zwichnął kostkę. Jesteś p0lakiem i mówisz po polsku to wchodzisz za niego”. Zdębiałem, ale całkiem pewnie jak na swój charakter #!$%@?, chwyciłem tacę z szampanem i ruszyłem w tłum. Co tam się działo to ja niexD. Bardzo szybko rzucił mi się w oczy były reprezentant Polski w piłce nożnej Sławomir Peszko. Jako jedyny z gości ledwo stał na nogach i zataczał się. Podchodził do obecnych klubowych kolegów Lewego: Frenkiego DeJonga, Marc-Andre Ter Stegena czy Sergiego Roberto i wciskał im na siłę wódę Grey Goose w litrowej butelce, której sam już wypił z gwinta ponad połowę. Klepał ich po plecach, robił sobie z nimi zdjęcia i mówił coś na zasadzie „eaoeoable #!$%@? dobra morda z ciebie, nie? ale byś się napił jak człowiek #!$%@?”. Nawet ja poczułem lekkie zażenowanie. Napotkałem też na swojej drodze rapera Quebonafide z białym proszkiem pod nosem. Pewnie od pudru z wegańskich babeczek. Zlał moje szampany popijając bubble tea przez słomkę i coś pod nosem #!$%@?ąc „nie pije byle czego”. Idąc z kolei w stronę „pary młodej” poczułem lekki stres. Kiedy usłyszałem jak Anka pulta się do Lewego o jakiś gluten wykryty w jego stolcu po ostatnim badaniu, wycofałem się grzecznie. I poczułem na sobie wzrok. Instynktownie się obróciłem. Intensywnie obserwowała mnie piękna prowadząca Dzień Dobry TVN Paulina Krupińska. Stała obok swojego męża - Sebastiana Karpiela-Bułecki, wokalisty Zakopower (XD). Sebastian patrzył na obecny na scenie zespół grający randomowe, bezpłciowe kawałki latino. Ewidentnie marzył, żeby zastąpić ich na scenie, prawie wyskakiwał ze swoich czarnych sztybletów na obcasie. Ale Sebastian nie intrygował mnie tak jak Paulina Krupińska, która co parę chwil spoglądała z uśmiechem w moją stronę. Nogi już miałem miękkie, bałem się, że coś innego będzie twarde i ten śmierdziel Andrea zastąpi mnie na służbie pod moją nieobecność, a Czołobrody potrąci mi z wypłaty za #!$%@? się. Udałem się w kierunku innych gości, gdy nagle latino ucichło. Kątem oka zobaczyłem jak Sebastian Karpiel-Bułecka chwyta za mikrofon niczym za ciupagę i zaczyna drzeć się ze sceny „PÓJDĘ BOSO, PÓJDĘ BOOOSOOO”. Nie zdążyłem się dobrze wsłuchać w to góralskie wycie, a podchodzi do mnie Luigi i mówi „Anon, coś tu śmierdzi napletem, czuć woń fiuta, znajdź to i usuń ten smród, a będzie premia. 50€ drogą nie chodzi”. Zaciągnąłem się mocniej. Znałem tą woń. Woń baraniego nabiału. Znałem smród oscypka doskonale. Ciotka Jagna zapraszała nas do Białego Dunajca w każde wakacje. Przyjąłem misję. Luigi musiał mieć pełne gacie, bo co drugi piłkarz Barcelony rzygał gdzie popadnie lub mdlał gdzie popadnie. Muszę działać szybko. Mój wielki, kartoflany p00lski nos podążał za wonią oscypka jak niemiecki owczarek za dobrym skunem na lotnisku Okęcie. Zapach niestety prowadził mnie w stronę zalotnego uśmiechu i czarującego wzroku Pauliny Krupińskiej. Raz się żyje, 50€. Mówię jej dzień dobry dość onieśmielony kobietą, a ta dalej ucieszona. Pytam czy się przesunie, bo szukam „czegoś”. Nie powiem jej przecież, że podążam za wonią fiutaxD. Przesunęła się grzecznie, ja klęknąłem pod stół, bo największy syf zawsze leży pod stołem. Kiedy rozglądałem się między nogami pokrytego długim obrusem stołu poczułem dłonie na moich biodrach. Wzdrygnąłem się. Czy taka piękność trzyma mnie za biodra? Co się dzieje? Czy to moja chwila? Poczułem jak ciągnie mnie w górę i przywiera do mnie. Poczułem na sobie ciepło jej ciała, tak inne niż mamusi czy ciotki. Zaskoczony poczułem coś innego. Włożyła mi palec w dupę. Paulina Krupińska. Zamarłem całkowicie, mój wzrok skierował się centralnie na gości pod sceną. #!$%@?.0. Goście mieli na głowach filcowe kapelusze ozdobione muszelkami. Na nogach góralskie portki, rozpięte niemal do pasa haftowane koszule. Ale jakiego pasa - góralskiego #!$%@? pasa. A na nogach kierpce z pomponami. Tańczyli wokół ogniska z ciupagami krzycząc „HEJ”. Musiałem się poruszyć, coś było nie tak. Zacząłem się wierzgać. Przede mną pojawił się ekran. Na nim czat z "cercopitecoanale”, zablokowany. Obok monitora oscypek i Harnaś. A za mną to nie jest Paulina Krupińska. I to nie jest palec. To Śnieżny Koczkodan rozdziewicza mnie analnie zaspokajając swoje h********ne żądze, po tym jak odurzyłem się nadpsutym oscypkiem od ciotki i Harnasiem po terminie. Dalej jestem przegrywem i do tego wyruchanym przez bestię. Zero profitu.

#pasta #autorskie
  • 1
  • Odpowiedz