Wpis z mikrobloga

Nie jest wcale jasne, czy biologiczna forma świadomości, rozwinięta do obecnej postaci przez ewolucję na naszej planecie, jest pożądaną formą doświadczenia, faktycznie dobrą samą w sobie.

Jedynym teoretycznie martwym punktem obecnej filozofii umysłu jest kwestia świadomego cierpienia: tysiące stron pisze się o qaliach barw bądź zawartości myślenia, natomiast niemal żadna praca teoretyczna nie omawia wszechobecnych stanów fenomenalnych, takich jak ludzkie cierpienie czy zwykły powszedni smutek („depresja subkliniczna”), ani też treści fenomenalnej związanej z paniką, rozpaczą oraz melancholią- nie mówiąc już o świadomych doświadczeniach śmierci bądź utraty godności.

Zagadnienie etyczno-normatywne ma wyższą rangę. Gdyby ktoś ośmielił się przyjrzeć faktycznej fenomenologii systemów biologicznych na naszej planecie, spostrzegłby, że różne rodzaje świadomego cierpienia stanowią co najmniej równie istotny element życia jak postrzeganie koloru, czy świadoma myśl, które pojawiły się stosunkowo niedawno. Ewolucja nie jest czymś, co należałoby gloryfikować. Jednym ze sposobów- niezliczonych sposobów-patrzenia na ewolucję biologiczną na naszej planecie jest podejście jak do procesu, który stworzył ocean cierpienia i zamętu, gdzie wcześniej nie było żadnego. W miarę jak nieustannie rośnie nie tylko liczba osobnych świadomych podmiotów, ale również wymiarowość ich fenomenalnych przestrzeni stanu, pogłębia się także ocean cierpienia. Jak dla mnie jest to również silny argument przeciwko tworzeniu sztucznej świadomości: nie powinniśmy powiększać tego koszmarnego bałaganu, zanim nie zrozumiemy, co tu się naprawdę dzieje. Istnieją oblicza światopoglądu naukowego, które mogą zaburzać spokój naszego umysłu i wszyscy to przeczuwają.


Thomas Metzinger, A Self Worth Having

#antynatalizm #efilizm