Wpis z mikrobloga

Pierwsze dwa sezony obejrzałam jeszcze w liceum i na mnie jako na dzieciaku wywarły one ogromne wrażenie. Po około sześciu latach wróciłam i dokończyłam oglądanie pozostałej części. Ogólnie wydaje mi się, że za dużo tego wszystkiego było, żeby jakoś składnie i treściwie zrecenzować ten serial (xD), ale spróbuję wyliczeniami potraktować niektóre z przyjemniejszych bądź tych mniej przyjemnych aspektów. Piąty sezon subiektywnie plasuje się w moim rankingu za czwartym, który niejednokrotnie wzbudzał skrajne emocje i nieźle zaskakiwał. No nie wiem -- scena uściśnięcia dłoni przez Waltera i Jesse'ego? Wyglądało mi to na świetne zakończenie (współpracy). Ostatni sezon, szczególnie na początku, niemiłosiernie się dłużył -- taaak, przez liczbę odcinków zapewne też :D -- a niektóre postacie wprowadzane były jakby na siłę. Może po prostu forma mi się przejadła. Co do bohaterów; Lydia, Andrea, gang wujka Todda... Hm, damn, nie mogłam się przekonać do końca. Bardzo dobrze, że zginęli. Tak samo Mike'a jakoś nie polubiłam, co jest chyba #niepopularnaopinia. Ot taki typowy zabijaka, któremu wszystko się udaje i wiecznie gra niedostępnego, bo któż by mógł sprzeciwić się panu z monopolem na rację popartym latami doświadczenia. To według mnie zbytnie uproszczenie i jednostajność. Bohaterowie semi-komediowi na ogromny plus, tj. Huell, Badger, Saul, Hector... Kochałam ich wszystkich. Tak samo praca kamery była mistrzowska, głównie za sprawą ciekawych timelapse'ów z "czekania" bohaterów, ujęć z imprez czy bardzo ciekawych rozwiązań w kwestii umieszczania sprzętu w różnych, dziwnych miejscach :D Muzyka również zasługuje na wzmiankę. Nie dziwię się, że sprzedaż singla zamykającego serię wzrosła o ponad 2000% po emisji. Podsumowując, nie wiem, czego tak naprawdę się spodziewałam na końcu, jednak wszystko zdawało się przydługie i trochę na siłę. Aczkolwiek serial pozostaje w mojej ocenie blisko pułapu zaskakujące-genialne, czyli otrzymuje numeryczną notę 8.5/10. #breakingbad #recenzja #netflix
  • 1