Wpis z mikrobloga

Ale jazda. Pojedyncze mecze Legii niby nie robią wielkiego wrażenia, ale jakby zebrać je w całość, to od dłuższego czasu mamy serię imponujących wyników. Wciąż dajemy sobie ułamek procenta szans, że jeszcze coś się wydarzy na górze tabeli.

Ostatnie mecze wyglądają tak, że niby Legia nic nie gra, ale na koniec okazuje się, że wygrywa i to całkowicie zasłużenie. Jeżeli miała w tych meczach jakieś kłopoty, to głównie dlatego, że sama się o nie prosiła i próbowała podać rywalowi pomocną dłoń. Po takim meczu jak dziś mogę przyznać, że nie ma w tym zbyt wiele efektownej gry, ale też ciężko mówić o wymęczonych zwycięstwach.

Mecz stał głównie pod znakiem niemocy. W pierwszej połowie Radomiak nie był w stanie zrobić w ofensywie dosłownie nic. Legia na początku wyglądała na podobnym poziomie, ale powoli zyskiwała coraz większą przewagę. Dość niepostrzeżenie okazało się, że wypracowała w tym czasie wystarczająco dużo sytuacji, aby wyjść na prowadzenie. Ostatecznie trochę poszczęściło się z rzutem karnym. Nie mówię, że był nieprawidłowy, bo jako obrońca nie możesz rozkładać rąk w ten sposób i liczyć na to, że przypadkowo odbita piłka będzie usprawiedliwieniem. Samo to, jak do niego doszło, było trochę szczęśliwe, choć też wynikało z tego, że w końcówce pierwszej połowy Legia już zepchnęła Radomiaka do głębszej defensywy.

Do tej pory Radomiak bronił w tym roku raczej dobrze. Żeby pokonać Kobylaka, poprzedni rywale musieli uciekać się do stałych fragmentów gry i indywidualnej akcji. Dokładnie to samo zrobiła dzisiaj Legia. Było wiele okazji po przechwycie, aby wykorzystać moment, w którym byli gorzej zorganizowani. Nie zrobiliśmy tego, a w ataku pozycyjnym było dość ciężko przebić się w pole karne i pozostawały nam strzały z dystansu. Dlatego rzut karny był najlepszą rzeczą, jaka mogła nam się przydarzyć, choć wciąż nie jestem spokojny o ich wykorzystanie, kiedy je dostajemy. W drugiej połowie była z kolei indywidualna akcja zakończona golem i to w momencie, w którym zupełnie się na to nie zanosiło. Radomiak mógł już nawet powoli myśleć o remisie, ale akcja na 2-0 praktycznie zakończyła mecz. Obawiałem się, że będziemy znowu grać minimalistycznie i zapraszać przeciwnika, aby wyrównał stan meczu, ale ten gol wszystko zmienił i końcówkę można było oglądać ze spokojem.

W tym meczu na pochwały zasługują ci, którzy odpowiadają głównie za defensywę. Przez pewien czas sądziłem, że Hładun nie będzie miał kompletnie nic do roboty. Mimo to jednak musiał zachować czujność w nielicznych sytuacjach i znowu popisał się kluczową interwencją na linii. Wyglądał też bardzo dobrze na przedpolu. Z każdym meczem umacnia swoją pozycję i nie widzę argumentów, aby posadzić go na ławkę w kolejnych spotkaniach. To wciąż jest niewielka liczba występów, ale na pewno jego forma jest mniej przypadkowa po pięciu meczach niż po jednym.

Pod nieobecność Jędrzejczyka martwiłem się o środek obrony, zwłaszcza że pozostaję przy zdaniu, iż nie jest to pozycja dla Augustyniaka. Spisał się jednak na niej bezbłędnie, często ratował zespół w ostatniej chwili. Wyglądał tak dobrze, że na tej pozycji nie było widać braku Jędzy, można było wytknąć parę błędów Ribeiro czy Nawrockiego, ale po otwartym meczu ze Stalą tym razem zabezpieczenie tyłów było na wyższym poziomie.

Ze środka pola najbardziej podobała mi się gra Slisza, przede wszystkim była najrówniejsza od początku do końca. Nawet jeżeli znajdzie się tam ze dwa proste błędy, to widać duży postęp w rozegraniu, nie jest to tylko przejęcie i oddanie do najbliższego. Josue i Kapustka nie utrzymali takiego poziomu. W pierwszej połowie jeszcze dawali radę, ale w drugiej zabrakło lepszego utrzymania piłki i uspokojenia sytuacji. Z czasem psuli coraz więcej. Już nie będę znowu nudził na temat ławki, choć akurat ilościowo na tej pozycji jest zabezpieczenie. Przy 2-0 było już trochę łatwiej o zmiany, za to prosiło się o nie już wcześniej.

Pozostali nie są tacy łatwi do oceny. Wszołek przez bardzo długi czas popełniał proste błędy, nie radził sobie, aż przeprowadził piękną akcję na 2-0. Mladenović był mało widoczny, częściej grano drugą stroną, ale w defensywie ostatnio wygląda lepiej. Napastnicy, którzy wyszli w pierwszym składzie specjalnie się nie wyróżnili, patrząc na to, co robili w poprzednich meczach, ale pewną część swoich zadań wykonali. Przy trochę słabszej postawie środka pola można było już prędzej na nich liczyć, że utrzymają się przy piłce. No i wreszcie przełamanie Rosołka, który już kilka tego typu goli strzelił, choć grywał wtedy nominalnie na skrzydle. Jego bilans jest oczywiście nadal kiepski, a ponieważ Pekhart dołączył dopiero zimą, nie będziemy mieli strzelca z dużą liczbą goli w tym sezonie. Natomiast w tym konkretnym meczu trudno narzekać na to, co wniósł Rosołek po wejściu.

Przy trochę słabszej postawie liderów na razie okazuje się, że Legia nie musi aż tak zależeć od jednego-dwóch zawodników. Wprawdzie Josue wykorzystał dziś rzut karny, ale nie jest tak, że wszyscy tylko oddają mu piłkę i czekają, aż on coś zrobi. Ostatnio w kluczowych momentach różnicę robili Muci, Pekhart czy Wszołek. Zastanawiałem się, na ile regularnie będą w stanie to robić. Niestety pewnie nie co tydzień, ale powoli też pozostali zawodnicy zaczynają brać na siebie odpowiedzialność. Na koniec i tak wiadomo, że Josue i Mladenović przewyższają pozostałych umiejętnościami, ale jesteśmy w stanie punktować nawet wtedy, gdy ich brakuje lub mają słabszy dzień.

Choć w obrazku murawa w Radomiu wyglądała lepiej od kilku innych w lidze, w rzeczywistości piłka często skakała i miało to wpływ na obraz meczu. Jak w kwietniu nie będzie lepszych nawierzchni to już nie wiem kiedy, chyba po zakończeniu sezonu, ale klimat nas nie oszczędza. Dobrze, że chyba nikt specjalnie na tym boisku nie ucierpiał.

Od końcowego gwizdka minęło nieco ponad 100 minut i chyba każdy przeszedł już nad tym meczem do porządku dziennego. Traktuje się to zwycięstwo jako coś oczywistego i normalnie pewnie tak powinno być. Ja jednak chciałbym szczególnie je docenić, bo jest to już trzecie z rzędu, każde bez straty gola. Legia nie miała przeciwko sobie szczególnie mocnych rywali, ale właśnie z takimi trzeba regularnie punktować, żeby być tak wysoko. Nie trzeba daleko szukać, bo z Górnikiem, Stalą i Radomiakiem nieraz już traciliśmy punkty. W pojedynczym meczu jest jasne, że Legię stać na zwycięstwa z takimi zespołami. Natomiast osiągnięcie serii zwycięstw czy meczów bez porażki wymaga solidności, na którą się nie zapowiadało. Wciąż potrafię sobie przypomnieć, jakie były nastroje przed sezonem, a nawet na jego początku, kiedy z takimi zespołami mieliśmy znacznie większe problemy niż teraz.

W ostatnich meczach wykonaliśmy jednocześnie plan minimum i maksimum. Dokładnie to należało zrobić, żeby utrzymywać dystans do Rakowa. W ten weekend zagraliśmy wcześniej, więc niby można się jeszcze połudzić do jutra wieczór. Natomiast za dwa tygodnie kluczowy mecz. Liczę przede wszystkim na to, że przez dwa tygodnie wszyscy kontuzjowani będą do dyspozycji i na Raków będzie mógł wyjść najsilniejszy skład.

Co do tego meczu mam jedną obawę. Kosta Runjaić grał już takie mecze i sromotnie je przegrywał. W zeszłym sezonie był liderem w lutym, po czym dostał 0:3 od Lecha Poznań. W końcówce sezonu miał tyle samo punktów co Lech i Raków, grał z tymi drugimi i prowadził, ostatecznie przegrał. Rok wcześniej miał w Pogoni podobną sytuację jak teraz w Legii – przyjechał tutaj i miał ostatnią szansę na zmniejszenie straty i zakwestionowanie tytułu dla Legii. Pogoń przegrała ten mecz 2:4, po 30 minutach było 0:4, a Legia była już praktycznie mistrzem Polski po tamtym spotkaniu. Bardzo bym chciał, aby się okazało, że problem w tych meczach nie leżał w trenerze. Nie chcę się za bardzo nastawiać na zbyt wiele, bo sytuacja w kontekście mistrzostwa i tak jest ekstremalnie trudna. Jednak Legia ostatnimi wynikami sama narzuca sobie presję. Na razie, jako całokształt, są to wyniki ponad stan, więc trzeba docenić to, co mamy i spróbować jeszcze powalczyć o coś więcej.

#kimbalegia #legia
  • 4
@Kimbaloula: Mnie to fascynuje, ze po takiej serii, po wynikach punktowych na poziomie tych sezonow, gdzie wygrywalismy mistrzostwa, jest taka krytyka trenera. Nawet ty poswiecasz podsumowanie tekstu na poddanie w watpliwosc umiejetnosci trenera. Tak wlasnie to w Polsce wyglada, Lech wchodzi do 1/4 pucharu, to wysmiewamy puchar i krytykujemy trenera, ze gra zachowawczo, Kosta restartuje gre Legii, wyciaga z zespolem swietne wyniki, mimo braku Carlitosa i chyba najgorszej kadry jaka mamy
@tyrytyty: @miki4ever: Nie chcę go zwalniać. Pamiętam tylko te poprzednie sezony i że w Szczecinie zarzucano mu, że to jego wina. Dziś wygląda na to, że raczej gorzej wyszli na wzięciu Gustafssona niż my na wzięciu Runjaicia.

Sezon na ten moment trzeba ocenić pozytywnie, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie wiem, czy będzie tak oceniony również wtedy, gdy ostatecznie zostaniemy z niczym. Ja nie będę miał z tym
@Kimbaloula: Ja sie tez nie zgadzam z tym, ze mamy zla kadre. Nawet mimo kontuzji Carlitosa, Tobiasza, Jedrzejczyka, mamy na tyle dobra lawke, ze zastepcy daja rade, plus Kosta zbudowal paru zawodnikow od nowa.

Natomiast na ta chwile Legia punktuje tak jak w najlepszych sezonach ostatnich 10 lat, mowienie o rozczarowaniu jest absurdalne, bo gdyby nie niesamowita forma Rakowa to bysmy byli wtedy na autostradzie do odzyskania mistrzostwa.