Wpis z mikrobloga

Brawo za zwycięstwo osiągnięte mimo wielu przeciwności. Stylu nie będziemy dobrze wspominać, wręcz można sporo zarzucić Legii pod względem piłkarskim, ale mecz z Górnikiem może pomóc w scaleniu tej drużyny, która jako całość funkcjonuje nieźle.

Znajdujemy się znowu przed dylematem w postaci: styl czy punkty. Ostatnio w lidze nie jesteśmy w stanie tego łączyć. Priorytet mają wyniki, więc zwycięstwo w mękach z Górnikiem cenię bardziej niż stracone punkty z Widzewem mimo ciekawej gry.

Mieliśmy sporo czasu, aby wypracować styl. Ten proces będzie jeszcze trwał, ale wchodzimy w etap sezonu, w którym presja rośnie i to mimo tego, że zarówno od trzeciego, jak i od pierwszego miejsca dzielą nas duże różnice punktowe. Teoretycznie żadnych emocji być nie powinno i Legia zmierza ku zajęciu drugiego miejsca na koniec sezonu. Ciężko jednak odpuszczać rozgrywki aż tak wcześnie. Ten tydzień miał zdecydować o tym, czy jeszcze jest szansa na jakieś emocje, czy definitywnie nie. Pozostaliśmy w grze, w której nadal będzie ciężko, ale nic nie jest całkowicie stracone.

W tym momencie powinno wychodzić to, co zostało wypracowane przez ostatnich kilka miesięcy. Wyjazdy okazują się dla nas jednak trudne i nie jesteśmy w stanie aż tak narzucić swoich warunków, jak to robimy u siebie. W takiej sytuacji trzeba umieć się dostosować. Udaje się wyczekać, wykorzystać jedną z nielicznych okazji i wygrać mimo słabszego dnia. To jest bardzo cenne. Natomiast Legia wciąż nie jest na tyle ukształtowana, żeby tydzień w tydzień grać na idealnie równym poziomie. Jest pod tym względem postęp, co na dłuższą metę powinno przekładać się na punkty. Przeplatanie zwycięstw remisami daje niby solidną średnią, którą nie zawsze udawało się nam osiągnąć na tym etapie sezonu. Normalnie wystarczałoby to do bycia liderem lub blisko pierwszego miejsca, ale Raków wymusza na nas jeszcze lepsze wyniki. Pisałem tydzień temu, że na krótką metę jest to problem, bo to jasne, że chcemy być jak najwyżej. Za to w dłuższej perspektywie jest to bardzo potrzebne, bo bez konkurencji nie będziemy mieć presji, aby się rozwijać.

W dzisiejszym meczu zabrakło mi pójścia za ciosem po drugiego gola, kiedy jeszcze była taka możliwość. Nawet dwie połowy tego samego meczu mogą wyglądać skrajnie różnie i trzeba być przygotowanym na każdy wariant, włącznie z tymi najgorszymi. Dlatego uważam, że nie możemy pozwalać sobie na takie zepsucie kontry, jak w doliczonym czasie pierwszej połowy. Odległość do bramki była jeszcze daleka, ale perspektywy na rozprowadzenie akcji – idealne. Wszołek zupełnie się wtedy nie popisał. W drugiej połowie też mogliśmy nie być aż tak minimalistyczni przez pierwsze 20 minut. Na pozostały czas gry jest usprawiedliwienie, ale wcześniej można było postawić większy opór.

Okres gry w osłabieniu, tak samo jak z Piastem, pokazał moim zdaniem, jak dużo siedzi w głowach. Górnik poczuł swoją szansę, a Legia chciała już tylko przetrwać. Nie mówię, że bylibyśmy w stanie zachować ten sam poziom gry co wcześniej, zwłaszcza bez kluczowego zawodnika. Było za to widać, jak ta czerwona kartka wpłynęła na zachowanie zawodników. Nawet w dziesięciu można podejmować wyrównaną walkę, tutaj podejście było nieco inne. Na szczęście skuteczne, bo okazało się też, jak dużo brakuje polskim zespołom, jeżeli chodzi o grę w piłkę. Atak pozycyjny to zdecydowanie nie było coś, w czym Górnik czuł się komfortowo. Standardowe role się odwróciły i wreszcie ktoś inny niż my przekonał się, jak trudna jest to sztuka.

Legia na końcówkę wybrała podejście mniej skomplikowane, co pozwoliło wyróżnić się obrońcom. O wiele lepiej współpracowało się Augustyniakowi, Jędrzejczykowi i pozostałym, gdy stali blisko siebie w polu karnym. Co innego, gdy gra się wysoko i nie czuje się do końca przestrzeni za sobą, jak miewa Augustyniak, zapewne z powodu nawyków gry w środku pomocy. Również Hładunowi było łatwiej się wykazać, mając kilka sytuacji do wybronienia, podobnie jak z Widzewem. Nie chcę mu umniejszać ani nikomu innemu. Wskazuję tylko na to, jak różny poziom trudności jest w tym, jak Legia chce grać, w porównaniu z tym, co musiała zaprezentować w końcówce tego meczu.

Ogólnie nie był to za dobry mecz całej Legii. Wyróżniał się Muci, którego chciałoby się widzieć w takiej dyspozycji jak najczęściej. Mam wrażenie, że lubi grać przeciwko Górnikowi, bo już kilka niezłych meczów z nimi mu wyszło. Powoli coraz lepiej wygląda Kapustka. Może z tygodnia na tydzień nie jest to zauważalny postęp, ale w ciągu kilku miesięcy jego rola w drużynie bardzo wzrosła. Znowu swoje zrobił Pekhart, co jest nie do przecenienia.

Zwróciłbym uwagę, że liderzy Legii grają ostatnio słabiej lub ich brakowało, co też ma wpływ na grę drużyny. Mladenović w tym roku jest w kiepskiej formie, a dziś go nie było. Josuego nie było we wtorek, a dziś, pomijając nawet czerwoną kartkę, nie pokazał nic szczególnego, a wręcz kilka ważnych akcji zepsuł, w tym tę, gdzie przypadkowo faulowany był Kapustka. Tam można było nawet wywalczyć czerwoną kartkę, gdyby podanie z pierwszej piłki było dokładne. Chociaż z tymi czerwonymi kartkami różnie bywa, do czego zaraz przejdę… W każdym razie jesienią Mladenović i Josue byli nie do zastąpienia. Teraz coraz częściej musimy radzić sobie bez jednego z nich lub obu, a nawet gdy są na boisku, to nie dają aż tyle jak byśmy chcieli. Wtedy inni muszą wziąć na siebie odpowiedzialność. Kapustkę, Wszołka czy Muciego stać na to, ale czy aż tak regularnie? W dodatku nasza ławka została mocno przetrzebiona i teraz znajduje się na niej nawet Jakub Kisiel, po długim czasie przebywania w niebycie. Może nikt nie płacze za Charatinem czy Johanssonem, ale gdyby teraz trzeba było na przykład zdjąć Augustyniaka, po prostu nie byłoby kogo za niego wstawić. Pech z kontuzjami widać na przykładzie Carlitosa, który nie zdążył się za bardzo nagrać i już musiał zejść…

Wiadomo, jakie są mecze Górnika z Legią. Na ogół emocjonujące piłkarsko, z dużą liczbą goli, ale i bardzo twarde, bo tam nie przebierają w środkach, a i u nas nie ma samych aniołków. Wymyślenie na ten mecz sędziego Frankowskiego to chyba prowokacja. W takim meczu nie trzeba dodatkowo podkręcać emocji, bo jest już wystarczająco gorąco. Jak już koniecznie musieli go nam dać na przełamanie, to było wiele innych możliwych meczów, a dali akurat na taki. Można to uznać za płacz, nie mam z tym problemu, ale w przypadku Frankowskiego widać ewidentnie, że jest uprzedzony do Legii. Relacje na linii sędzia – klub są całkowicie nienormalne i eskalowanie sytuacji w niczym im nie pomoże.

Zawsze staram się szukać błędów najpierw u zawodników Legii. W tym przypadku dużo pretensji można mieć do Josue. Wręcz pomyślałem, że dawno nic nie odwalił i w końcu stało się. Nikt nie będzie go głaskał po głowie za to, że w idiotyczny sposób osłabił drużynę w ważnym momencie. Gdybyśmy tego meczu nie wygrali, byłby prawdopodobnie głównym odpowiedzialnym. Natomiast czerwona kartka dla niego to decyzja tyleż słuszna, co surowa, biorąc pod uwagę inne sytuacje w tym meczu. Każdy może uznać to za tendencyjne, ale porównałbym kilka zdarzeń. Hurk strzela Augustyniakowi w zęby – żółta, Pekhart wkłada przedramię przed Mvondo – również żółta. Josue wylatuje z drugą kartką za symulkę w środku pola, Hurk daje nura pod polem karnym Legii i nic za to nie ma. Mvondo może też kopać Josue bez piłki i nie dostać za to czerwonej kartki. Już samo to, że zawodnicy Legii nie mogą się nawet cieszyć po strzeleniu gola, jest nienormalne. W meczu z Cracovią mieliśmy sytuację w drugą stronę i była lekka afera, choć chodziło o zawodników, którzy podbiegli pod Żyletę i tam był atak bardziej ze strony kibiców. Tutaj zawodnicy Legii z dala od kogokolwiek i tak zostali zaatakowani, i to przez piłkarzy przeciwnej drużyny. To świadczy, jak wielkie napięcie towarzyszy meczom Górnika z Legią, bo coś takiego na ogół się po prostu nie zdarza. Jak w takiej sytuacji kopnięcie w nogi poza grą jest wycenione na żółtą kartkę – nie wiem. Mógłbym zrozumieć, gdyby stwierdził – nic nie widziałem, nic nie widzę też w gąszczu nóg na powtórkach, a muszę być na sto procent pewny, nie daję nic. Ale żółta za kopnięcie bez piłki? To jest nie do wytłumaczenia.

Ostatecznie, podobnie jak w sezonie 2020/21, możemy mieć satysfakcję ze zwycięstwa w Zabrzu, mimo że próbowano nas wyeliminować różnymi sposobami. Augustyniak zyskał szacunek grą do końca w trudnych warunkach, ale i pozostali zawodnicy pokazali charakter. Wrócę do tego, co napisałem na początku – zachowanie piłkarzy na boisku świadczyło o tym, że pod kątem budowania zespołu ten mecz może dużo dać. Tylko współpracą i grą zespołową można było ten wynik dociągnąć do końca i mimo że oglądało się to z trudem, trzeba też to docenić.

Do przerwy reprezentacyjnej zostały nam dwa mecze – ze Stalą i Radomiakiem. Ci pierwsi należą aktualnie do najgorszych drużyn wiosny, jak to co roku bywa. Mimo to byli w stanie nas pokonać w zeszłym roku, kiedy my już nie graliśmy praktycznie o nic i widać było, jak destrukcyjnie to wpływa. Zresztą remis 0:0 jeszcze sezon wcześniej też był w sytuacji, gdy nie graliśmy o nic, bo po zapewnieniu sobie mistrzostwa, i też wyglądało to źle. Oby teraz stawka była utrzymywana jak najdłużej, a przynajmniej za tydzień powinna jeszcze taka być. Potem powinno być dużo trudniej. Cycu gra coraz lepiej, ale przede wszystkim bazuje na szczelnej obronie i to może być poważne wyzwanie, a my nie możemy sobie pozwolić na żadną stratę punktów. Zauważę przy tym, jak rozwinął się tam Kobylak, a my już mamy bramkarzy na wysokim poziomie i będzie problem bogactwa, gdy Tobiasz wróci do zdrowia. Gdyby tak było na każdej pozycji, byłoby idealnie, a tak trzeba będzie jeszcze wykonać sporo pracy.

#kimbalegia #legia