Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Pochodzę z małej wsi na Mazowszu. Gdy byłem nastolatkiem odkryłem w moim rodzinnym domu coś co ciężko przeżyłem i mimo że od opisywanego zdarzenia minęło już wiele lat, to okropieństwo wciąż do mnie wraca i będzie mnie już chyba prześladować do końca życia.

Gdy byłem małym dzieckiem moi rodzice zajmowali się małym gospodarstwem i przez całe dzieciństwo towarzyszyły mi zwierzęta. Posiadaliśmy krowy, świnie, kury, psy i koty. W latach 90tych na polskich wsiach nie było miejsca na bambinizm np. normą było że psy są uwiązane na łańcuchach, ale moi rodzice zawsze dbali o zwierzęta gospodarskie i traktowali je z szacunkiem.

Nie pamiętam ile miałem wtedy lat i nie pamiętam okoliczności w jakich to się stało, ani któreś z rodzeństwa (ja, bądź moja siostra), otrzymało królika. Królik żył sobie w klatce i jak to królik, po pewnym czasie się dzieciom znudził. Ja wyjechałem do miasta do gimnazjum i królikiem opiekowała się głównie mama. Z jakiegoś powodu królik był coraz bardziej zaniedbany (być może przez brak czasu rodziców, nie wiem co robiła wtedy moja siostra). Klatka zaczęła śmierdzieć a królik wylądował w piwnicy. Był karmiony, ale opieka nad nim pozostawiała na pewno wiele do życzenia. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść...

W piwnicy były koty, jak również psy które zamykane były tam zimą w mroźne noce. Psy od zawsze miały pchły... Pchły przeszły na królika...
Nigdy nie zrozumiem tego co wtedy zrobiła moja mama i dlaczego. Zamiast w jakiś sposób zadbać o to zwierzę, zawieźć do weterynarza, nie wiem, nacisnąć na któreś z naszego rodzeństwa żeby zwierzęciem bardziej się opiekować, po prostu przeniosła wiosną królika na zewnątrz i umieściła jego klatkę w foliowym tunelu z pomidorami.

O króliku zapomniano ...do momentu w którym ja go znalazłem kilka tygodni później.

Nie mogę sobie wybaczyć po dziś dzień, że królik w wielkich męczarniach, zjadany przez pchły umarł w katuszach najgorszą możliwą śmiercią, z głodu lub z pragnienia zamknięty w tamtej klatce. Że moja matka tak po prostu skazała go na takie cierpienie a ja sam również w żaden sposób temu nie zapobiegłem.

Mam już prawie 40 lat a wciąż do mnie wracają koszmary o tym co to zwierze musiało wycierpieć nim skonało i w jaki sposób do tego doszło. Kiedyś poruszyłem nawet ten temat w rozmowie z mamą i sama nie była w stanie tego wyjaśnić. Przyznała że ta historia ją również prześladuje i ciężko jest jej to sobie wybaczyć

Być może podzielenie się z Wami tą historią mi pomoże. Pamiętajcie - dbajcie o swoje zwierzęta i bądźcie dla nich dobrzy. To Wasz obowiązek i Wasza odpowiedzialność.

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63b326a03aff44a0fb1a386e
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Wesprzyj projekt
  • 3
EleganckaBarmanka: no cóż. dla twoich starych to były zwierzęta gospodarskie i taki mental ludzi z prowincji w większości przypadków jest

zostaw mame w spokoju
Kup sobie jakiegoś zwierzaczka i o niego dbaj tak jak bys chciał by o tamte zwierzątka dbano. Nic innego zrobić nie możesz by tamtej natrętnej mysli się pozbyć.

---

Zaakceptował: karmelkowa