Wpis z mikrobloga

Skąd ta ciągła wola śmierci? Czające się pragnienie, podstępny diabeł szepczący do ucha, jakoby tak miało być lepiej. A może to nie diabeł, tylko anioł? Nawet kiedy mam się w miarę dobrze, jak na mnie, potrafię sobie wyobrazić, że mnie po prostu nie ma; że znikam, rozpływam się, przeradzam w nicość, wsiąkam w niewidzialny eter wypełniający przestrzeń. Daje to poczucie ulgi, a wręcz powrotu do domu. Spokoju. Nic nie wydaje się mnie napełniać takim poczuciem sensu, żebym uznawał odejście za coś złego. Nie mam poczucia, że tęskniłbym za kimś albo za czymś (o ile można tęsknić nie-będąc); wręcz przeciwnie, mam przekonanie, że nic mnie tu nie trzyma. I nie, nie piszę tego posta jako pożegnania czy nawet mając fatalny humor - czuję się zupełnie neutralnie. Leczę się na depresję, łatwiej radzę sobie z powszechnymi dołami, kupiłem sobie książki, czytam, sporo przebywałem w naturze, zmieniam powoli nawyki, nawet gdzieś w oddali może jawi się jakaś znajomość; teoretycznie powinienem cośczuć, coś będące swego rodzaju entuzjazmem, napędzającym się mechanizmem; prawda jest jednak taka, że nie czuję za bardzo nic. Nie mam ochoty starać się w tym życiu, mam ochotę żyć minimalistycznie, mało chcieć, szukać jakichś małych spełnień i pielęgnować pasję, żeby do końca nie umarła. Na razie nawet nie mam ochoty przesadnie myśleć co będzie, jeśli.

Pisałem wyżej o śmierci, ale prawda jest taka, że stary ja jest już dawno pogrzebany. Przestałem nawet wracać wspomnieniami do tamtego mnie, bo nie umiem nawet odtworzyć tych stanów wewnętrznych. Sporo jednak wtedy czułem, chęci, motywacji i magii życia, o ile można tak to sformułować. Teraz niezależnie od podjętych działań czy czynności, mam tego jakiś pierwiastek, malutki płomyk. Czuję, że to już nigdy nie wybuchnie, nigdy się z tego nie zrobi pożar, do którego mógłbym tylko czasem dolewać jeszcze trochę benzyny. Co prawda po efektownym pożarze pozostają zgliszcza, ale cholera, ludzie robią tak wiele, żeby poczuć, że żyją. I też chciałbym to poczuć. Mieć w posiadaniu radość, uśmiechać się i skakać, nawet wiedząc, że za chwilę ją utracę... ale może ta perspektywa jest niewłaściwa? Może właśnie powinienem się cieszyć, że jest jak jest, czyli w miarę stabilnie, ale bez dosłownie rozumianych radości? Może chwilowe przyjemności i neutralność to jest to, do czego powinno się dążyć? Nie wiem.

Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, wiele słów unosi się na wietrze. A wśród nich nasze niewidzialne myśli i dusze spowite w mroki. Popatrzmy łaskawie na ten świat chociaż przez chwilę, może on się odwzajemni. Bo cóż innego zostaje?

#depresja #samotnosc #przemyslenia #muzyka #smierc
budep - Skąd ta ciągła wola śmierci? Czające się pragnienie, podstępny diabeł szepczą...
  • 2
Mieć w posiadaniu radość, uśmiechać się i skakać, nawet wiedząc, że za chwilę ją utracę... ale może ta perspektywa jest niewłaściwa?


@budep: skoro o perspektywie, potrafisz zdefiniować szczęście? Nie posługując się cudzymi definicjami, a bardziej swoją intuicją. Potrafiłbyś je dokładnie narysować w myślach?
@lazik_lesny: Zaznaczę, że rozróżniam szczęście od radości; w owym fragmencie było o tym drugim. Szczęście to dla mnie podwyższony nastrój, nazwijmy to. Kiedy ma się chęć do robienia różnych rzeczy, czerpie się z tego przyjemność; czerpie się przyjemność z samego aktu istnienia i ma się poczucie samorealizacji oraz dążenia. Najprościej to po prostu zdefiniować jako właśnie swego rodzaju entuzjastyczny nastrój, malujący się powyżej przeciętnej i tam utrzymujący przez dłuższy czas. To