Wpis z mikrobloga

2856 + 1 = 2857

Tytuł: Wiwat aspidistra
Autor: George Orwell
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★
Tłumacz: Jadwiga Piątkowska
Nie, nie! Dotrzymaj słowa. Albo się poddajesz, albo się nie poddajesz.


Aspidistraroślina doniczkowa o dużych, skórzastych, ciemnozielonych liściach. Aspidistra – roślina znajdująca się w każdym niemal mieszczańskim oknie Londynu z początku XX wieku, przynajmniej w tej wersji Londynu zaprezentowanej przez pana Orwella oczami Gordona Comstocka, głównego bohatera tej powieści. Aspidistra – roślina tania w zakupie – coś około czterech funtów – więc zupełnie w zasięgu klasy średniej, niemniej poza zasięgiem gnieżdżącego się po wynajętych obskurnych pokojach proletariatu (przepraszam, „klasy pracującej” – jakby w ich położeniu cokolwiek to nazywanie ich inaczej zmieniało). Aspidistra – ozdoba „salonów” tejże klasy średniej; niewymagająca zbyt wiele opieki, łatwa w utrzymaniu – roślina w sam raz dla jej przedstawicieli. Aspidistra – kwitnący symbol przeciętności.

Ta właśnie przeciętność jest rzeczą która mierzi Gordona Comstocka, ostatniego męskiego przedstawiciela nudnego rodu Comstocków. Jego przyszłość, jako właśnie tego ostatniego z rodu, była w zasadzie zaplanowana. Bliscy pokładali w nim niejakie nadzieje, nadzieje na odbudowanie, może nie świetności, ale przynajmniej przeciętności rodu Comstocków. Ukończenie szkoły (trochę kosztem siostry, ale siostra to przecież kobieta; w kobietach nie pokłada się przecież nadziei), znalezienie „dobrej posady” i później trzymanie się jej a może nawet zwiększanie dochodów, założenie rodziny – ten sam przeciętny, od lat sprawdzający się schemat. Tylko że – problem! – Gordon wcale tego nie chciał.

Gordon nie chciał tego, bo wszystko to o czym mowa wyżej wiązało się z pieniędzmi, a przynajmniej tak Gordon to widział. Żeby mieć przyjaciół potrzebne są pieniądze, żeby mieć kobietę potrzebne są pieniądze, żeby mieć siłę do zarabiana pieniędzy potrzebne są pieniądze, żeby motywację do życia bez pieniędzy też potrzebne są pieniądze. Pan Comstock jednak te pieniądze odrzucał. Mimo pomocy, przychylności, zdziwienia, przekonywania i nadziei pokładanych w nim przez bliskich zdecydował się żyć po swojemu. Chciał pisać, albo przynajmniej udawać że pisze, bo pisać to wcale nie pisał; to było raczej oszukiwanie siebie – przecież brakowało mu pieniędzy, które również do pisania są potrzebne, ot, choćby po to żeby kupić papierosy. Innymi słowy pan Comstock nie chciał być przeciętnym. Są dwa wyjścia żeby nie być przeciętnym, przynajmniej ze społecznego punktu widzenia: można być albo powyżej albo poniżej przeciętnej. Żeby być powyżej przeciętności zwykle ktoś musi tam tego aspirującego do ponadprzeciętności wynieść – a któż inny może to zrobić, jeśli nie ta przeciętna większość? Wobec tego, żeby uniknąć przeciętności, Gordonowi pozostała tylko jedna droga: droga w dół.

To jest smutna, przygnębiająca i duszna opowieść o staczaniu się człowieka opętanego swoim postrzeganiem świata i nie chcącemu zgodzić się na pójście na kompromisy nawet za cenę swojego upadku. To jest historia o cenie, jaką Comstockowi przyszło zapłacić za swoje (słuszne czy nie, to już sprawa drugorzędna w tym momencie) przekonania i za upór związany z decyzją o trwaniu przy nich. Z jednej strony czytało się to źle i nieprzyjemnie, głównie ze względu na treść, z drugiej strony jest ona bardzo ładnie(?) napisana. Nie ma tam akcji, jest raczej marazm, ale zaprezentowany w dość obrazowy sposób, taki jak lubię. Całkiem nieźle pokazana zmiana nastrojów bohatera, jego postrzegania własnego, ciągle tego samego, nieskończonego wiersza w zależności od tego co akurat się dzieje (Gordon – moim zdaniem – to ChaAD, cierpi bowiem na coś w rodzaju Choroby Afektywnej Dwubiegunowej). Nieźle pokazany kontrast między dwójką bohaterów, który jeden wstydzi się, że pieniędzy nie ma (choć nimi gardzi), a drugi wstydzi się że je ma. I mimo że niby nie ma w tej książce nic odkrywczego, to i tak mi się podobała. Potaplałem się trochę w tym marazmie razem z Gordeonem Cumstockiem,


I jeszcze na koniec refleksja: im więcej czytam, tak pana Orwella, jak i o panu Orwellu (choć nie czytałem jeszcze jakoś bardzo dużo), tym bardziej mam wrażenie, że z autorem tym łączy mnie trochę więcej niż tylko przybrane imię (bo w rzeczywistości nazywał się on Eric Arthur Blair, a i ja w metryce nie mam wcale wpisane Jerzy). Myślę, że dzielimy pewien rodzaj wrażliwości, jeśli nie pod względem jej głębi, to przynajmniej rozciągłości. Zajmują nas podobne sprawy, mamy podobne obawy czy lęki. To sprawia, że najpewniej będę do dorobku tego autora sięgał częściej, choć wcale nie jest to jakoś szczególnie przyjemne. Ale jakże interesujące.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #literaturapieknabookmeter
GeorgeStark - 2856 + 1 = 2857

Tytuł: Wiwat aspidistra
Autor: George Orwell
Gatun...

źródło: comment_1671982088N9k8idjaIm8Pw5STEL8XPx.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz