Wpis z mikrobloga

Wyznawcy nazywali go Mahasamatmanem i powtarzali, że jest bogiem. On sam wolał jednak pomijać "Maha-" i "-Atman" i nazywał siebie Samem.
Nigdy nie twierdził, że jest bogiem.
Nigdy też, oczywiście, nie twierdził, że bogiem nie jest...

Roger Zelazny (1937-1995) to jeden z najbardziej uhonorowanych i poczytnych amerykańskich autorów science fiction dwudziestego wieku. Był jednym z twórców i najbardziej prominentnych przedstawicieli tzw. „nowej fali” w literaturze fantastycznonaukowej, przy czym jego dzieła nie ograniczały się tylko do sf, ale również do fantasy (chociażby cykl „Kroniki Amberu”).

„Pan światła” („Lord of Light”) z 1967 r. to solidna pozycja w dorobku Zelaznego, wymakająca się jednoznacznym podziałom gatunkowym, może być bowiem czytana zarówno jako opowieść science fiction jak i fantasy. Taka też była intencja autora, który w swoim imponującym przedsięwzięciu dał czytelnikom nie tylko epicką historię rodem z innej planety, ale również interesujący komentarz co do społeczeństwa, historii i religii.

Historia zabiera nas w daleką przyszłość. Załoga statku kolonizacyjnego „Gwiazda Indii” po przybyciu na obcą planetę musiała stawić tam czoła nie tylko innemu środowisku, ale całej gamie innych niebezpieczeństw w tym jej natywnym mieszkańcom. Aby tego dokonać dzięki zaawansowanej technologii pierwotni kolonizatorzy posiedli niemal boskie moce. Jednak skoro praktycznie stało się bogiem, czemu z tego rezygnować? Przyjmując imiona bogów z hinduskiego panteonu, po kilkuset latach nadal rządzą oni planetą w umiejętny sposób wykorzystując religię i technologię do zarządzania zamieszkującą tam ludnością.

Nie wszyscy są jednak z tego zadowoleni. Jeden z pierwszych kolonistów zwany Siddharthą/Mahasamatmanem lub po prostu Samem jest przeciwny władzy „bogów” i postanawia stawić im czoło, wykorzystując do tego ich własną broń – religię i technologię.

Jakkolwiek w swej istocie powieść Zelaznego to przetworzenie historii życia ziemskiego Buddy, tak nie można jej zarzucić odtwórstwa. Autor tworzy imponujący obraz, wrzucając w rolę hinduskich bogów postacie ukształtowane przez kulturę zachodnią. Właśnie ten aspekt wybrzmiewa w książce najbardziej. „Bogowie” Zelaznego to swej istocie rozkapryszeni ludzie, którzy dostali od losu zbyt wiele, a teraz uważając się za lepszych będąc niby predestynowanymi do rządów nad światem. Właśnie tutaj też tkwi ich słabość, bo właśnie ich pycha i zwykłe ludzkie przywary jest wykorzystywana przez Sama.

Książka została uhonorowana nagrodą Hugo w 1968 dla najlepszej powieści i do tej pory cieszy się dużą poczytnością nie tylko wśród miłośników literatury fantastycznej. W Polsce doczekała się oficjalnie trzech wydań: w 1991 (wyd. Atlantis), 1996 (wyd. ISA) i ostatnio w 2020 w przekładzie Piotra W. Cholewy w nieoficjalnej serii sf wydawnictwa Zysk i Spółka. Naprawdę warto po nią sięgnąć, wizja Zelaznego błyszczy na tle innych współczesnych mu autorów, a poruszane przez niego zagadnienie transhumanistycznej „boskości” z każdym kolejnym rokiem zyskuje na aktualności.

#sheckleyrecenzuje #ksiazki #sciencefiction
Sheckley2 - Wyznawcy nazywali go Mahasamatmanem i powtarzali, że jest bogiem. On sam ...

źródło: comment_1671358125uswDrhtqfZf2m8BsiykKZb.jpg

Pobierz
  • 5