Wpis z mikrobloga

2763 + 1 = 2764

Tytuł: Sklepy cynamonowe
Autor: Bruno Schulz
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★

Wyszedłem w noc zimową, kolorową od iluminacji nieba. Była to jedna z tych jasnych nocy, w których firmament gwiezdny jest tak rozległy i rozgałęziony, jakby rozpadł się, rozłamał i podzielił na labirynt odmiennych niebios, wystarczających do obdzielenia całego miesiąca nocy zimowych i do nakrycia swymi srebrnymi i malowanymi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów.


To chyba będzie wpis bez treści. Tak mi się przynajmniej wydaje że nie będę umiał tej treści stworzyć bo i w samej pozycji, która jest przyczyną tego, że ten wpis w ogóle powstaje, tej treści nie ma za wiele. Ale to nic nie szkodzi. Pan Shulz też chyba nie umiał. Nie umiał napisać czegokolwiek wprost, bo wszystko to, co w tych jego Sklepach cynamonowych się znajduje jest tak przesycone barwą, zapachem, emocją i uczuciem, że miejsca na treść w tym – krótkim jednak – zbiorze nie zostaje wiele.

Jak niezwykłe wydarzenie może wyniknąć z – też w zasadzie niezwykłego – rodzinnego wyjścia do teatru? Albo co może stać się kiedy ze zdziwaczałego czasu wyrośnie trzynasty, fałszywy miesiąc? „Nic spektakularnego” – powie ktoś. I będzie miał rację. Cały szkopuł w tym, że to nic spektakularnego pan Shulz potrafił przedstawić w tak ujmujący sposób, że mnie zwyczajnie uwiódł. Udało mu się to za sprawą narracji. Niespiesznej, skupiającej się nie na wydarzeniach, nawet nie na ludziach, ale na wrażeniach. I to wrażeniach potęgowanych jeszcze nieskrępowaną wyobraźnią. Wrażeniach przedstawionych tak wyraziście, tak obrazowo, że zupełnie nie musiałem w czasie lektury angażować wyobraźni. Autor zrobił to za mnie. Nic nie musiałem sobie wizualizować, po prostu widziałem to o czym mi opowiadał.

Co chwila wpadałem w zachwyt nad tym jak te zdania pana Shulza snują się leniwie i przy okazji pięknie, dając właśnie czas żeby się nimi zachwycić. Zatrzymywałem się nad jednym czy drugim zdaniem i czytałem je jeszcze raz rozkoszując się tym uczuciem, które potrafiły we mnie wywołać te ułożone w takiej a nie innej kolejności przez autora litery. Czasami łapałem się na tym że w całym tym swoim zachwycie zupełnie traciłem wątek. Nie wiedziałem o czym czytam, tak bardzo podobało mi się samo brzmienie tego co czytam. Zaczynałem wtedy opowiadanie od początku. Bywało, że zgubienie wątku zdarzyło mi się kolejny raz. Niekoniecznie w tym samym miejscu.

Interesującą dla mnie rzeczą było (po raz kolejny przy okazji jakiejś lektury), że ten przedstawiony przez autora świat, świat oniryczny(?), surrealistyczny(?), fantasmagoryczny(?) – tego świata uważam że nie da się opisać jednym słowem bez silnego zubożana tego, co autor wykreował – był dla mnie tak fascynujący. To jest rzecz którą uwielbiam przy okazji czytania – zachwycanie się rzeczami, które wydają mi się przed zapoznaniem się z nimi niezachwycające. Bo ja przecież tego nie lubię. A tu jednak takie zaskoczenie!

Lubię, a nawet dużo więcej niż lubię, takie książki. Niby o niczym (albo o czymś czego ja nie potrafię znaleźć) ale przesycone pięknym językiem, mnogością niecodziennych, ale barwnych i trafnych porównań. Niezmiennie zachwyca mnie to jak można za pomocą języka malować obrazy i jak wspaniale można to robić. Pan Shulz dołącza u mnie do grona autorów u których właśnie takich wrażeń będę szukał (wiem, nie napisał on dużo, dwa zaledwie zbiory). Zajmuje miejsce obok pana Juliana Tuwima, według mnie niekwestionowanego mistrza posługiwania się językiem, z którego, nota bene, uznaniem spotkały się Sklepy cynamonowe, i pana Andrzeja Stasiuka. Jasne, każdy z tych trzech panów pisał inaczej, inaczej odbieram ich twórczość, niemniej każdy z nich potrafi mnie zachwycić. To trochę tak jak z dobrym, mocnym winem i – dla przykładu – burbonem (i może jeszcze koniakiem albańskim, jeśliby do tego grona dodać pana Pilcha): wrażenia smakowe inne, ale efekt podobny.

Zabierałem się do tej książki długo. Z tego co pamiętam (a mogę pamiętać źle), to w czasach kiedy tacy starzy ludzie jak ja byli jeszcze młodzi i chodzili do szkoły, była nawet lekturą szkolną i zaintrygował mnie wtedy jej tytuł. Nie przeczytałem jej jednak, bo na lektury szkolne po pierwsze nie miałem czasu – były sprawy ważniejsze! – a po drugie irytowało mnie, że – jeśli już jakąś lekturę szkolną przeczytałem – to później kazali mi o niej myśleć. I to nie dość że myśleć akurat o niej, to jeszcze myśleć o niej tak jak trzeba było o niej myśleć! Zresztą w ogóle akurat o książkach raczej mało myślałem (i dalej mało myślę), bardziej – tak mi się wydaje – czuję je (a przynajmniej się staram; tak jak umiem). I Sklepy cynamonowe właśnie taką książką są. Są książką wprost idealną do tego żeby ją poczuć.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #literaturapieknabookmeter
GeorgeStark - 2763 + 1 = 2764

Tytuł: Sklepy cynamonowe
Autor: Bruno Schulz
Gatun...

źródło: comment_16712365802DQHx7sBjJTZ39ikwRPHD9.jpg

Pobierz
  • 2