Wpis z mikrobloga

Dzisiaj sporo roboty. Tekst o Ojrzyńskim pisało się jednak szybko i przyjemnie po meczu w Białymstoku. Wreszcie przełamana fatalna seria.

Rzadko w ostatnich latach zdarza się, żeby Legia strzeliła więcej niż cztery gole, a na wyjeździe to już w ogóle. Był krótki czas, kiedy wysoko wygrywała dość regularnie, a jednym z tych meczów było 7-0 z Wisłą Kraków. To było o bardzo podobnej porze jak teraz, tuż przed 1 listopada, a trenerem przeciwnika też był Maciej Stolarczyk. To był rzadki obrazek Legii grającej do końca nawet przy wysokim wyniku i wykorzystującej absolutnie katastrofalną defensywę rywala.

Jagiellonia pod wodzą Stolarczyka też gra dość beztrosko w obronie, ale żeby przyjąć pięć goli od obecnej Legii i cieszyć się, że tylko tyle? Dobrze, że tak ten mecz wyglądał – że był otwarty i było dużo przestrzeni. Gdyby było tak jak zwykle, to w takim klinczu moglibyśmy tego nie wygrać. Jagiellonia potrafiła mieć ponad pół zespołu w polu karnym, a my 2-3 zawodników, a mimo to piłka docierała do naszego bez problemu. Niesamowite, jak źle to tam funkcjonuje.

Zresztą mimo tego, że Jaga grała bardzo otwarcie, to bez piłki nawiązywała do czasów Probierza. Gdyby spojrzeć na same stroje, to prędzej ich wejścia przywoływałyby na myśl Koronę, a nie Jagiellonię i nie wiem, jak obyło się tam bez co najmniej jednej czerwonej kartki.

Niewątpliwie Jaga mocno spięła się na ten mecz, co często na Legię wystarcza, zwłaszcza gdy jeszcze wyjdzie się na prowadzenie. Wiadomo było, że Guala i Imaza nie można na sekundę spuścić z oka, ale czarny scenariusz ziścił się bardzo szybko. Przez te kilkanaście minut niewiele wskazywało, że Legia może to wygrać spektakularnie. Od pierwszego gola Josue wszystko się zmieniło i możemy być bardzo zadowoleni z tego, jak Legia zareagowała i co prezentowała przez większość meczu.

xG nie jest naszym przyjacielem. Który to już raz w tym sezonie strzelamy wbrew temu, co „powinno” być, czyli strzały z dystansu wchodzą, a czyste sytuacje w polu karnym już rzadziej. Wydawałoby się, że to musi się wreszcie skończyć, a jednak to wciąż trwa. Wreszcie też jest to w pewnym sensie przełamanie Josue, który ma niezły strzał z daleka, ale nie było z tego konkretów.

Strzelamy pięć goli, mimo że żaden z nich nie był autorstwa napastnika. W takim meczu nie było to problemem, zwłaszcza gdy zobaczy się, jaką robotę wykonali Rosołek i Carlitos. Ten drugi na początku próbował bardzo indywidualnie z dystansu, ale gdy zaczął grać zespołowo, od razu przyniosło to efekt. Tak samo było w drugiej połowie, kiedy w podobnych sytuacjach najpierw nie oddał piłki Kapustce i z jego strzału oczywiście nic nie wyszło, za to gdy w podobny sposób wypuścił Mladenovicia, to chwilę później był gol na 5:1. Nie wspominam oczywiście o dwóch asystach, które zanotował.

Poprawa gry Legii w ostatnich meczach pokrywa się z teorią, że jesteś tak dobry, jak twoje najsłabsze ogniwo. Slisz i Rosołek byli niedawno etatowi kozłami ofiarnymi, o co nie było trudno, gdy notorycznie traci się piłkę po prostych błędach. Obecnie, zamiast tego, ci zawodnicy imponują utrzymaniem się przy niej. Zamiast więc urywać akcje, potrafią je przedłużyć lub nawet być kluczowymi punktami. Jeszcze niedawno nikt by nie podejrzewał Rosołka o zrobienie takiej różnicy jak dziś przy golu na 2:1, a to nie jest pierwsza taka jego akcja. Ci zawodnicy nadal mają braki, ale obecnie pracują na boisku bardzo dużo i nie jest to tylko bieganie dla samego biegania. Wydawało się też, że następuje powoli koniec Kapustki, a i on się odbudowuje. Indywidualnie wszyscy ci zawodnicy są w innym miejscu niż jeszcze miesiąc temu i stanowią ważne uzupełnienie podstawowego składu. Na razie jeszcze nie można powiedzieć, aby byli kluczowi, ale mamy określonych liderów, którzy są w stanie to ciągnąć. Zawodnicy jak Rosołek, Slisz czy Kapustka mogą pracować w ich cieniu i to funkcjonuje poprawnie w ostatnich meczach.

Raczej nie chcę się przesadnie czepiać po takim meczu, zwłaszcza że tak jak wspomniałem, zatrzymanie Hiszpanów z Jagi jest bardzo trudne. W takim meczu można było sobie pozwolić na luzy w defensywie, bo ostatecznie konsekwencji praktycznie nie było. Jednak znów okazało się, że Rose po kilku dobrych meczach musi coś odwalić. Nawet Nawrocki miewał pewne pomyłki, choć oczywiście tendencja w jego przypadku jest bardzo pozytywna, jeśli chodzi o formę.

Ten mecz przypomniał nam jednak przede wszystkim o ryzyku, które wiąże się z przejściem na trójkę stoperów. Już przy grze dwójką zabezpieczenie na ławce nie było przesadnie bogate. Teraz każde wypadnięcie z gry któregokolwiek ze stoperów stanowi problem, ponieważ trzeba uzupełnić lukę kimś, kto środkowym obrońcą nie jest. Poza tym Jędrzejczyk, nawet jeśli już nie do końca nadąża, idealnie nadaje się na centralnego obrońcę w trójce i lidera całej formacji. Wstawienie tam Charatina to w tym przypadku była konieczność, ale i duży ubytek w jakości. Pamiętajmy, że jedyne inne alternatywy to Augustyniak, który też powinien raczej grać w pomocy, a także Johansson, który na tej pozycji kompletnie się nie sprawdził z Wisłą Płock. Zresztą obu nie było dziś nawet na ławce. To oznacza, że do gry trójką stoperów mamy trzech ludzi i nikogo więcej. Tę rundę jeszcze dociągniemy w ten czy inny sposób, ale jeżeli to ma być realny wariant także w kolejnej rundzie, to trzeba będzie być na to przygotowanym. To też wiąże się z zaplanowaniem skrzydłowych w kadrze, bo na przykład latem ściągnięty został Baku, a teraz nie ma dla niego miejsca nie tylko przez formę sportową. Trzeba będzie to wszystko bardzo poważnie przemyśleć, żeby znowu nie okazało się, że na ważnej pozycji mamy braki.

Mógł być też trochę słabszy obraz, jeżeli chodzi o końcówkę, ale dla mnie to nic dziwnego, skoro wtedy obok Charatina na boisku byli też Sokołowski czy Pich. Oni i tak nawet nieźle wyglądali na tle Jagiellonii. Szkoda, że szansy nie dostał Muci. Z Pogonią wypadł słabiej, ale na niego, podobnie jak na Josue, warto stawiać, bo w dłuższej perspektywie powinno się to opłacić.

Skoro o tym mowa, wyjątkowo się cieszę z hat-tricka Josue, bo mam tę satysfakcję, że broniłem tego zawodnika nawet wtedy, gdy grał słabiej. Nigdy nie rozumiałem wniosków, że się nie nadaje, bo za dużo holuje piłkę lub że rzekomo przyczynił się do fatalnego poprzedniego sezonu. Wręcz przeciwnie, utrzymanie jego czy Mladenovicia w tym zespole to będzie poważne wyzwanie i odejście któregokolwiek z nich będzie ogromnym osłabieniem. Hat-trick pomocnika w Legii to nie jest coś, co jestem w stanie sobie przypomnieć z głowy, bo wyczyny Pekharta, Kante czy Niezgody to jeszcze stosunkowo świeża sprawa. Być może brakowało liczb, aby ludzie ponownie docenili Josue, który wcale nie grał dużo lepiej niż w poprzednich meczach, ale dopiero teraz jego występ aż tak wybrzmiał.

Nie wiem, czy zawodnicy zdają sobie z tego sprawę, ale właśnie ukręcili na siebie bicz. Potencjał jest mniejszy niż w kilku innych zespołach Legii z przeszłości, ale pokazali, że należy od nich wymagać. Pewnie na rywalizację z czołówką są jeszcze za słabi, choć z Wisłą Płock i Pogonią wyglądało to już dobrze. Jednak jeżeli z jakiegokolwiek powodu znowu włączy im się minimalizm i zadowolą się przepchniętymi meczami po 1-0, to trzeba będzie im przypomnieć, że są w stanie grać o wiele lepiej i że są na to dowody.

Nie wiem, do czego to wystarczy. Po dwóch meczach bez zwycięstwa trzeba było wygrać, ale to nadal nie oznacza, że odskoczyliśmy tej szerszej czołówce ani nie jesteśmy jakoś szczególnie blisko Rakowa. Podtrzymuję, że do końca roku nie możemy się już potknąć, jeżeli liczymy na dobry wynik w tym sezonie. Zakończenie rundy na drugim miejscu i obecność w ćwierćfinale PP byłyby znakomitą pozycją wyjściową, ale równie dobrze możemy znowu się wmieszać w okolice Widzewa i Stali. Oby oszczędzały nas kartki i kontuzje, a przede wszystkim żeby ta forma nie uleciała. Wolałbym żal, że ta runda się kończy, bo wtedy oznaczałoby to, że podtrzymaliśmy dyspozycję jeszcze przez te dwa tygodnie. A to już wyglądałoby poważniej niż raptem 3-4 udane mecze, bo na razie wciąż tylko o tym można mówić.

#kimbalegia #legia
  • 1