Wpis z mikrobloga

To było ok 1994 - 1995 roku. Byłem chyba w czwartek albo w piątej klasie podstawówki, chodziłem do klasy z takim Mariuszem. Wiecie jak to było - dzieciaki odwiedzały się w domach, a Mariusz miał dzianych rodziców. Nie , to nie był zwykły Oskarek z "Osiedla Wilanów". Jego stary miał jakiś biznes z TIR-ami a willę jak rodzina Corleone, z jeziorem, łódkami, służbą itd. Jego stary, barczysty łysy ponurak, tyle pamiętam kiedy wiózł nas Chevrolet Lumina do willi, zabrał nas ze szkoły. Pamiętam, że w hollu kręciłi się ponure typy w garniakach, może Niemcy - goście rodziców Mariusza, wszak jego chata miała chyba kilkanaście sypialni i prywatny klub z barem w piwnicy.

Oczywiście objadaliśmy się lodami, pizzą i colą za free. Graliśmy sobie chyba na Super Nintendo na rzutniku w sali konferencyjnej (ja miałem w domu pegasusa). Wszedł kelner z colą. Obsługiwał nas taki Adam, chyba kelner albo służący(?).
Mariusz powiedział do tego Adama "ej #!$%@? podaj nam lody". Facet tylko kiwnął głową i przyniósł nam kolejny pucharek lodów. Okazało się, że Mariusz pomiata nim jak śmieciem, a kelner sobie pozwalał. Było mi przykro, bo mój stary też był przez jakiś czas kelnerem, ale nie dałem po sobie poznać i już razem z Mariuszem bluzgaliśmy Adamowi ("Nalej mi coli ty psie" - do dzisiaj się tego wstydzę). Ciekawe, czy nam wtedy napluł?

#truestory #lata90 #gimbynieznajo #oswiadczenie #rozkminy #ciekawostki
  • 5