Wpis z mikrobloga

Poniżej dzieło psychopaty (czyli mnie). Długo wyczekiwane opowiadanie o ćpunach - mocne, no ale chyba właśnie na to czekaliście, co?

Zapraszam do poprzednich moich bajek oraz obserwowania autorskiego tagu: #harlekinywq

#harlekinydlaprzegrywow

* * *

Bezgranicznie wolna

-No daj, proszę… Tylko trochę.

Błagałam go o działkę już trzeci raz w tym tygodniu – a był wtorek. Chyba.

-Jak mi obciągniesz z połykiem!
-#!$%@?, drugi raz się nie nabiorę…
-Obiecuję!
-Nie, bo jak wezmę do ust to nie będziesz chciał się spuścić i powiesz, że się nie liczyło…!
-#!$%@?, przecież nigdy tak nie było! Musiało ci się coś przyśnić…!

Od miesięcy nie odróżniałam jawy od snu, więc może miał rację…? Z drugiej strony, co to #!$%@? za różnica. Bo czy da się zabrudzić używaną szmatę? Taką, z której różni ludzie korzystali bez żadnych ograniczeń od tygodni? Brudzi się tylko rzeczy czyste, zadbane. Im są nowsze lub dokładniej wyczyszczone, tym bardziej wyraziście można je splamić.

Bród najbardziej paskudzi ścierkę tylko za pierwszym jej użyciem - później już nie ma większej różnicy, co się z nią stanie, bo nigdy nie będzie można zmyć go całkowicie.

-…No weź do ust, tylko na chwilę! Obiecuję, że się w nie spuszczę…!
-No dobra…

I tak już pod nim klęczałam – sięgnęłam do rozporka, wyciągnęłam jego pulsującego na mój widok fiuta i od razu go poczułam. Zapach, którym pewnie i sama się otaczałam – jednak swój smród czuć dopiero po kilku dniach i tylko przez chwilę, potem człowiek się przyzwyczaja. Tamten poczułam w chwili rozpięcia rozporka i zapamiętam aż do końca swych dni. Brudny, capiący, napalony #!$%@?, który był częściej wylizywany niż myty. Cóż – tak właśnie żyją ludzie z nieograniczoną wolnością. W brudzie, smrodzie, biedzie, głodzie i chorobach. Bez przerwy odurzeni, #!$%@?ą się każdy z każdym, póki starczy sił – a gdy się kończą, to kradną by się najeść lub grzebią po śmietnikach.

Prawdziwa utopia człowieczego upadku. Już zwierzęta mają więcej rozumu i godności… Ale czy one są tak wolne jak my?

I czy ta wolność jest tego warta?

-Tylko wsadź go głęboko. – dodał z uśmiechem, a ja #!$%@? głównie na samą siebie włożyłam go na tyle, na ile tylko we mnie sięgał.

Od razu poczułam smak białka, które od wczoraj gniło pod jego napletkiem. Kila włosów, jakiś paproch – to bez znaczenia. Ani smród, ani najbardziej obrzydliwy ze smaków zgnilizny nie robił już na mnie żadnego wrażenia. I nie chodzi o to, że się do nich przyzwyczaiłam – bo tego nie da się zrobić. Można przestać rzygać, gdy się je poczuje albo krzywić minę, ale te najgorsze z możliwych smaków, rozkładających się wydzielin ludzkiego ciała, zawsze będą złe. Ja po prostu całkowicie zobojętniałam na to, co czuję. Na wszystko – na zimno, na zapachy, na smaki, na radość, szczęście i smutek. Czułam jedynie złość, gniew wymierzony w jedyną osobę, która była winna temu, że się tu znalazłam – samą siebie.

Czas pędził obrzydliwie wręcz wolno, on wpychał go we mnie najgłębiej jak tylko mógł z uśmiechem psychopaty, a ja powoli oddychając soczyście zmywałam cały ten #!$%@? syf, który go otaczał. Nie zdziwiłabym się, gdyby znajdowało się tam trochę zaschniętego gówna – no, ale starałam się o tym nie myśleć. Przynajmniej nie w czasie, gdy miejscowo ocierałam go językiem, masując po całości swoim grałem.

Na moje szczęście dość szybko skończył. Zalał mi usta pod sam korek, a ja pojedynczym klaśnięciem wyplułam większość wód gęstej rzeki nowego życia z siebie.

-Miało być z połykiem…!
-Przepraszam #!$%@? no…!

Upadek. Taki wręcz abstrakcyjny i nierealny, ale jednocześnie tak zwykły i codzienny – gdy typ praktycznie cię gwałci, a ty go jeszcze przepraszasz, że nie wszystko poszło tak, jak sobie życzył.

-…daj już!
-Nie, bo nie połknęłaś!
-Trochę połknęłam!
-#!$%@?!

Krzyknął, pchnął mnie na bok. Uderzyłam o ścianę, upadłam.

-…I tak nic już nie mam! Masz.

Wtrącił mi w rękę pół butelki taniego wina i wyszedł. Ja zaś usiadłam na parapecie i powoli popijając swoją „nagrodę”, myślałam o tym czy moje wymarzone, w pełni wolne życie wygląda tak, jak sobie wyobrażałam…

Jeszcze rok temu… No po prostu byłam. Miałam bardzo dobre oceny mimo zerowej nauki, rzadko kiedy uciekałam z lekcji czy robiłam cokolwiek „nieodpowiedniego”. Miałam długie blond włosy, kolczyki w uszach, żadnych tatuaży i bardzo dziecięcą twarz, co przy mojej szczupłej figurze sprawiało, że uganiała się za mną połowa szkoły.

Rodzice zaczęli się rozwodzić miesiąc po moich szesnastych urodzinach – to miłe, że poczekali. Nie dzień, nie tydzień a cały #!$%@? miesiąc! Sprzedali dom – mama za swoją część kupiła nam małe mieszkanko w dużym bloku, a tata chyba swojej części nawet nie dostał. Nie wiem. Niezbyt mnie to obchodziło.

Od chwili wyprowadzki matka była całkowicie zawalona obowiązkami – do tego brak faceta w domu, więc od razu zaczęłam korzystać. Najpierw wracałam późno w nocy, potem wcześnie rano, następnie „może wracałam, może nie”. Im dłużej mnie nie było, tym bardziej matka cieszyła się z mojego powrotu.

Kolczyk w nosie, kolczyk w brwi, kilka tatuaży tu i tam, włosy ścięte na zero, po czasie zapuszczony mullet z krótką grzywką. Niedawno przefarbowałam go na dwa kolory – lewą stronę na różowo, prawą na błękitno.

Nie było mnie domu tydzień, potem miesiąc. Potem byłam, ciągłe kłótnie, głośne krzyki za dnia i cichy płacz po nocach. Im bardziej mama sobie nie radziła, tym lepiej się z nią bawiłam. Cieszyło mnie, gdy zasypiając słyszałam przez ścianę jak płacze – dosłownie czułam ciepło w swoim sercu mając świadomość, jak bardzo niszczę jej życie.

I nie – akurat za to ani się nie obwiniam, ani nie żałuję. Zawsze tak się kończy posiadanie dzieci – zawsze. Przychodzi taki moment, gdy trzeba trzymać je krócej niż wściekłego psa, a moja mama mnie puściła. Z drugiej strony to jej wina, bo znalazła się w najgorszej możliwej sytuacji. Była sama, ja byłam jedna i miałam naście lat. Nie ma nic gorszego niż samotna matka z nastoletnią córką i dałam jej to do zrozumienia – mogła mieć dwóch synów, to nie dość, że nie byliby takimi bezdusznymi #!$%@? to jeszcze by się nią zajęli, pomogli przy domu czy innym gównie. A tak sama wystawiła się na strzał. Była słaba, więc nie ma co się dziwić, że każde jedno moje uderzenie z miejsca powalało ją na deski…

W końcu całe ta zabawa w „dom koncentracyjny” mi się znudziła – bo ile można męczyć słabego człowieka? Zaczęło się lato, więc wzięłam w plecak koc, poduszkę i wszystko, co ta głupia pinda miała w portfelu no i zameldowałam się tutaj… W wolnym raju dobrych ludzi znanym także jako „zaszczana rudera pełna #!$%@? ćpunów”.

Bycie atrakcyjną dziewczyną w miejscu takie jak to ma niezliczoną więc ilość zalet… W sumie jak wszędzie na tym napędzanym spermą zdesperowanych inceli nowoczesnym świecie. Nie chodzę ani głodna, ani trzeźwa, ani napalona… Chociaż moje libido chyba już nie istnieje. Po prostu jak ktoś ma ochotę to „niezbyt się opieram” - bo po co? Przecież ja też mam z tego przyjemność. Wciąż biorę tabletki, a jak mi się skończą, to nie wiem. Jeśli zajdę w ciążę na diecie alkoholowo-narkotykowej to będzie to #!$%@? cud. A jeśli ten cud się wydarzy, to najwyżej się zabiję, bo czemu nie?

Żyję chwilą – tą przyjemną, powstałą bez żadnej pracy czy wyrzeczeń, ignorując obowiązki, nie patrząc na konsekwencje. Jeśli cokolwiek w tym układzie się zmieni, to się zabiję, bo to nie będzie już moje życie. Póki jest przyjemnie i za darmo, to jest sens istnieć – a później, walić to.

Życie w stresie od rana do wieczora, ciągłym biegu i braku wolnej chwili w którym człowieka i tak ledwo co stać na jedzenie i rachunki, powtarzane miesiąc w miesiąc aż to śmierci nie jest dla mnie. Dla mnie jest to, co właśnie się dzieje albo śmierć. Nie ma żadnego pomiędzy.

Nie ma już odwrotu.

-O, siema!
-Cześć.

Ktoś wszedł. Nie wiem kto.

-Mogę się przyłączyć?
-Tak.

Dołączył się. Wypiłam wino a potem to, co przyniósł ze sobą. Jakiś bimber. Chwilę rozmawialiśmy siedząc na parapecie, patrząc się na oświetlający nas księżyc. Była pełnia, a w budynku i tak nie było prądu.

Słowo po sowie położył rękę na moim udzie, przesunął wyżej. Włożył w grube, tęczowe rajstopy. Pocałował – ciekawe, czy czuł smak swojego poprzednika… A potem wyruchał mnie i zasnął.

Gdy się obudziłam leżałam na materacu a on na mnie. Chyba niepotrzebnie położył się głową na moim łonie, bo zlałam się przez sen. No nic, zdarza się. Nic nowego. Póki człowiek nie zadławi się swoimi rzygami, to nie ma co się martwić – chociaż gdy to się wydarzy, to musi martwić się najmniej ze wszystkich…

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

* * *
#przegryw #blackpill #zwiazki #pasta #seks #polska #p0lka #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #tinder #bekazlewactwa

Co następne?

  • Część druga! 60.0% (30)
  • Coś namiętnego ale romantycznego 10.0% (5)
  • Coś jeszcze bardziej po*banego 30.0% (15)

Oddanych głosów: 50

  • 11
@wqeqwfsafasdfasd: Czekaliśmy i się chyba nie zawiedliśmy. Dobra, choć straszna historia.
Pisz drugą część. Wydaje mi się, że zbyt szybko przeszedłeś od momentu pierwszych imprez i powrotów po nocach po wyprowadzkę na melinę/squat i opisywaną scenę. Nie wiem czy julka może tak szybko ulec takiej degeneracji, w ciągu roku, do tego nieletnia.
W drugiej (i może jeszcze kolejnej) części sięgnij do retrospekcji i wspomnij jak dziewczyna się staczała narkotykowo, co z
@wqeqwfsafasdfasd:

Tak, ale nie w takim stopniu, że nielatka z normalnej, choć rozbitej rodziny, dobra uczennica po roku kończy na melinie jako ćpunka i #!$%@? żyjąc bez ambicji i z dnia na dzień. Po prostu nie ma opcji, żeby tak szybko się to potoczyło, bez ingerencji rodziców, szkoły, policji, jakichś służb i to nawet w Dykcie. Chyba że opisujesz przypadek ci znany czy gdzieś przeczytany/zasłyszany, wtedy zwracam honor.
Ale pisz dalej,
@spiegelglas:

Nie można to otworzyć parasola w dupie, wszystko co związane z człowiekiem, szczególnie młodą kobietą, jest możliwe.

W rok ładna, grzeczna, ambitna córka może zamienić się w ulaną, samotną matkę która nie zamierza nigdzie pracować ( ͡° ͜ʖ ͡°)