Wpis z mikrobloga

Czasami się czuję jakby w Poznaniu było już więcej Ukraińców niż Polaków, codziennie się słyszy rosyjski na ulicy ale takiego combo jeszcze nie miałem. Wychodzę z żabki gdzie obsługiwała mnie pani z wschodnim akcentem, wsiadam do autobusu razem z jakimiś dwoma innymi typami, ktorzy po wejsciu się rozglądają, po czym jeden oznajmia po rosyjsku że kontrolera nie ma, z tyłu autobusu klasyczny zestaw 2 ukrainki z tobołami i 3 skaczące po siedzeniach i drące jape dzieciaki, na następnym przystanku wsiada babka rozmawiająca po rosyjsku przez telefon, a 2 przystanki później kolejna ukrainka i 2 dzieciaki, wychodzę, mijam rozmawiającą po rosyjsku parę i wchodzę do swojego bloku.
#poznan #ukraina
  • 34
@Czekoladowymisio: wolę jak stare Ukrainki siedzą na ławkach przed blokami i gadają po rusku/ukraińsku, niż jak osiedlowe menelki urządzają sobie maraton alkoholowy i srają w krzakach lub obok nich, wolę jak w autobusie skaczą i krzyczą ukraińskie dzieci, lepsze to od pijanych i śmierdzących meneli lub walecznych Sebastianów ubranych w patriotyczne ubrania, wolę krzyczące ukraińskie dzieciaki biegające po placach zabaw i boiskach, niż naszych brajanków palących papierosy i słuchających rapu o
@LubieChleb: homogeniczność też prowadzi do tarć, rozsądne "mieszanie się" zwłaszcza bardzo podobnych zwyczajów jest korzystne dla wszystkich stron.

Polska po drugiej wojnie światowej stała się nagle homogeniczna. Wsobne istnienie ogranicza i nie rozwija.

Nie idźmy w skrajności.

Plus problem był zazwyczaj w "gettoizacji" i sztucznego blokowania tego "mieszania", gdy odbywa się naturalnie, bez narzucania, ale i z poszanowaniem "drugiego", czy lokalnego ma same zalety.