Aktywne Wpisy
![](https://wykop.pl/cdn/c3397992/szyderczy_szczur_hkI6W7wvf9,q60.jpg)
szyderczy_szczur +181
30 lat te same mordy a wysropki jeszcze będą próbować przekonywać że PO dobre
Guwno mnie obchodzi skrobanie julek i batorzenie gejów.. Gospodarka, podatki i bogacenie sie na 1. miejscu
Resztą zajmiemy sie później
Guwno mnie obchodzi skrobanie julek i batorzenie gejów.. Gospodarka, podatki i bogacenie sie na 1. miejscu
Resztą zajmiemy sie później
![](https://wykop.pl/cdn/c3201142/dee6c50a15163784a9d372ae83de0164e28e2d0c50bf5d083fbddb33f36df846,w150.jpg)
![](https://wykop.pl/cdn/c3397992/tonkatsu_xrDfWE5nU2,q60.jpg)
tonkatsu +27
ehh chłop dostał ataku paniki i zadzwonił po ambulans, w ambulansie zrobili badania i powiedzieli, że wszystko jest okej i to prawdopodobnie nerwica, teraz mam wyrzuty sumienia, że zmarnowałem ich czas
#zalesie
#zalesie
Tytuł:
Cień wiatru
Autor:
Carlos Ruiz Zafón
Gatunek:
literatura piękna
Ocena: ★★☆☆☆☆☆☆☆☆
Tłumacz:
Beata Fabjańska-Potapczuk
Tak sobie po zakończonej lekturze, w nawiązaniu do cytatu wyżej, myślę, że może i lepiej by było, gdyby pan Zafón, autor Cienia wiatru skupił się raczej na pisaniu listów niż arcydzieł. Skończyłem tę książkę i zastanawiam się teraz: w zasadzie po co? Do głowy przychodzi mi odpowiedź, że powód może być zbliżony do tego, którym kierowałem się biorąc się za Alchemika pana Coelho. Chciałem zobaczyć czym autor mnie zaskoczy. A zaskoczył mnie nie raz, bo o ile to, że będzie słabo uświadomiłem sobie już mniej więcej po pięćdziesięciu stronach, tak później, wraz z kolejnymi „plot twistami” coraz częściej moją reakcją było: „Co?!”. Przechodzące zresztą później w „Cooo?!”. Nie były to jednak zaskoczenia miłe.
Zastanawiam się też co autor chciał tak naprawdę napisać, bo dla mnie Cień wiatru jako całość wyglądał jakby powstawał mniej więcej w taki sposób: „Pierwszego dnia pan Zafón sięgnął po poradnik Jak konstruować skomplikowaną fabułę. Dla bystrzaków!.Przeczytał go i uznał, że to jest dobre. Drugiego dnia pan Zafón zajrzał do pozycji Jak prowadzić narrację? Ty też to potrafisz!. Przekartkował ją i uznał, że i to jest dobre. Trzeciego dnia przeczytał kilka streszczeń: jakiegoś romansu, kryminału i być może powieści wiktoriańskiej i uznał, że to też jest dobre. Czwartego dnia obejrzał podróżniczy vlog z Barcelony, prezentujący w swej treści bardziej vlogera, niż miasto, bo o mieście to tam było tylko kilka szczegółów, a później (bo nagranie było krótkie) poczytał trochę opisów pani Elizy Orzeszkowej. Pan Zafón uznał, że i to i to też jest dobre. Piątego dnia pan Zafón stworzył fabułę, a szóstego ubrał ją w słowa. Spojrzał na swoje dzieło, i uznał, że jest dobre (choć nie było), ale wymaga jeszcze kilku poprawek, przede wszystkim domknięcia niektórych wątków lub też rezygnacji z nich jeśli nie są potrzebne i nic nie wnoszą. Miał to zrobić kolejnego dnia, ale siódmego dnia – wiadomo – odpoczywał. A ósmego trzeba było już zanieść utwór do wydawcy.”
W tej książce jest wszystko i nic. Ciekawie zapowiadająca się, choć, jak się okazuje, nieskładna fabuła; podniosła, popadająca w irytujący patos narracja; mnogość bohaterów, z których każdy jest taki sam (może poza Ferminem) i nawet mówi tak samo. I coś co (mówię poważnie) bardzo lubię: multum cytatów, trafnych spostrzeżeń i złotych myśli. Cóż jednak z tego, że one tam są, kiedy autor się po nich tylko prześlizguje w momencie, kiedy aż prosi się o eksplorację. No ale wtedy nie zmieściło by się ich aż tyle. To prześlizgiwanie się nie byłoby może i najgorsze, gdyby nie to, że wielokrotnie zaraz po takim fragmencie atmosfera jest rozluźniania żartem. Szkoda, że pan Zafón w czasie tego przypowieściowego tygodnia, w czasie którego pisał Cień wiatru nie przeczytał felietonu pana Umberto Eco o wielokropkach (tytułu nie pamiętam, ale jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę poszukać). Pan Eco pisze tam, że autorzy używają czasami wielokropków kiedy się boją albo wstydzą tego, co napisali. U pana Zafóna miejsce wielokropków w mojej opinii zajmują właśnie te żarty, zwykle zresztą kiepskie, a czasami wręcz żenujące. Ech, szkoda słów…
Pan Zafón puszcza też oko do czytelnika podrzucając mu czerwone śledzie. Crème de la crème, przynajmniej do pewnego momentu, było dla mnie
A moment, w którym pan mój crème de la crème trochę jakby skwaśniał, to jedna z kilku scen erotycznych. Również napisanych słabo, ale jeśli w takiej scenie pada zdanie: Moja ręka ześlizgnęła się między jej uda, zacząłem gorączkowo szukać jej ust, przekonany już, że kanibalizm jest najwyższym wcieleniem mądrości, to dla mnie jest to szczyt. Niekoniecznie taki, o jaki w tej scenie chodzi. Zresztą językowo zdarzyło się kilka innych potworków, z których najbardziej wystraszyły mnie wyraziście obojętne rysy twarzy. Mam nadzieję, że nie przyśnią mi się w nocy.
Jak już sobie tak używam, to napiszę jeszcze o scenie, w której
No do czegoś takiego to mnie autor nie przekona w żaden sposób. Nawet za pomocą realizmu magicznego, do którego to gatunku Cień wiatru ponoć należy, w co śmiem jednak mocno wątpić. I jeszcze Barcelona, której w tej powieści jest tyle co Opola u pana Mroza. To znaczy ogranicza się ona li tylko do nazw ulic i wspomnienia jakiegoś budynku (w tym przypadku chyba tylko Sagrada Familia). Miałem ochotę nawet podać w tym miejscu kilka przykładów jak pisać np. o tle w postaci miasta, w którym dzieje się akcja, jak pisać o miłości, erotyce, historii, ale nie kopie się leżącego. Przynajmniej nie za mocno. A te przykłady to, moim zdaniem, byłoby już nieco za mocno. Tyle tylko, że po skończeniu tej książki mam ochotę na przeczytanie (w ramach eksperymentu porównawczego) jakiegoś dzieła pochodzącego z katalogu wydawnictwa z białym „H” wpisanym w czerwony diament. Mam dziwne przeczucie, że mogę odebrać to przyjemniej. Choćby z tego powodu, że – spodziewam się – taka książka nie będzie próbować aspirować do bycia czymś, czym nie jest.
Wpis dodany za pomocą tego skryptu
#bookmeter #literaturapieknabookmeter
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4802748/cien-wiatru
@George_Stark: co to za wydawnictwo?
@Nieznajomy_U_Bram: Harlequin.