Wpis z mikrobloga

Elo Miraski poniżej podsumowanie 7 i 8 dnia mojej wędrówki (tj piątek sobota) przez #gsb Wczoraj postanowiłem wyruszyć dość wcześnie z rana więc podsumowania nie było.

Piątek - Jak co dzień po śniadaniu (pasztet z bułką i banany) ruszyłem przed ósmą w dalszą wędrówkę. Pierwszym celem była Krynica - popularne sanatorium. Zejście z schroniska na Jaworzynie Krynickiej jest dość strome i w niektórych miejscach trasa poprowadzona jest przez krzaki ale dało radę jakoś zejść. Przy diabelskim karmieniu spotkałem Pana, który również szedł GSB tylko w przeciwnym kierunku, chwilę pogadaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę.

Przed 10 dotarłem do Krynicy, gdzie zrobiłem zakupy o zrobiłem sobie przerwę na drugie śniadanie (maślanka, bułka, banan - to połączenie na tej podróży to chyba będzie moja główna dieta śniadaniowe/obiadowa). Po tym ruszyłem przez miasto w którym aż roi się od turystów i kuracjuszy. Szczytem wszystkiego była akcja że jakiś starszy Pan mnie zagadał a potem zapraszał do bliższego zapoznania się i że razem możemy jeździć na zagraniczne wojaże bo jest przy kasie itp.....

Dalej wyprawa gnała przez wzgórza za Krynica porośnie lasem, by wejść w łąkowe tereny za Mochczką Niznina (tam też zrobiłem przerwę maślankową). Upał w tym miejscu doskwierał straszliwy, dodatkowo jak się dowiedziałem po drodze od kolejnego kolegi z GSB był tam ostatni sklep przez najbliższe 30 km na trasie. Dlatego zaopatrzyłem się w zapas wody, piwka (plan był taki żeby dojść do bazy namiotowej w Regietowie a to był piątek więc to mówi samo za siebie) i zapas jedzenia na dziś i jutro. Efekt tego był jednak taki że mój plecak zaczął ważyć odczuwalnie więcej, co niezbyt dobrze odbiło się na moich plecach. Dalszą trasa w stronę pola namiotowego biegła głównie przez otwarte łaski o drogi szutrowe, co prawda w dużej mierze w około był las ale z racji że drogi szerokie to nie dawał cienia. Na tym odcinku trasy się dość mocno wyleczyłem, a w szczególności stopy (zwiększające się odcinki na lewej) i plecy. Około 17 zaczęło grzmieć i zapowiadało się na deszcz, wtedy też doszedłem do miejscowości Ropki, w której obiecałem sobie że podejdę na ciasto i lemoniadę do starszej Pani, która tym handlowała. Niestety to wymagało zejścia z trasy delikatnie (około 600m w niebieski szlak). Pomimo niestabilnej pogody postanowiłem zaryzykować, jednocześnie zabezpieczając plecak narzutą przeciwdeszczową). Po przybyciu na miejsce zastałem około 80/90 letnia Panią, która jeszcze byla jak widać obsłużyć klienta i upichcić ciasto. Ciasto było naprawdę rewelacyjne, coś ala szarlotka plus zimna lemoniada z cytryny i mięty. Pyszności, naprawdę polecam. Po tym ruszyłem dalej w stronę Regietowa, po drodze spotykając kolejnego kolegę z GSB. Ostatnim wyzwaniem tego dnia było zdobycie Koziego Żebra, dość strome podejście ale się udało, jednak gorzej było z zejściem gdzie było jeszcze bardziej stromo i kilka razy prawie się wywróciłem. W dodatku nogi bolały straszliwie.

W obozie dostałem namiot jak się okazało ostatni wolny. W dodatku w obozie była grupa harcerzy chyba że 30, trochę rodzin z dziećmi i jak się następnego dnia okazało kolejny kolega z GSB, który szedł w stronę Wolosatego. Trochę pogadałem z opiekunami i szefami obozu, umyłem się i ostatecznie zakończyłem dzień samotnie w namiocie sącząc piwka, bo nie było bardzo z kim pić a w dodatku dzieci na obozie to nie będę z piwem latał.

Jeśli chodzi o obóz to cena standardowa 12 zł, jest prowizoryczny prysznic konewki podwieszonej, zagrzali mi wody w garnku więc miałem ciepły ten prysznic. Dodatkowo blisko jest źródełko oraz strumyk.

Sobota
Wstałem z rana, ogarnąłem się dość szybko, zjadłem śniadanie, napelnilem butelki woda z źródełka i po pożegnaniu się ruszyłem w dalszą drogę około 8 rano. Po pół godziny doszedłem do starego cmentarza z 1 wojny światowej, tzw rotundy. Robi to mega wrażenie i myślę że jest to miejsce warte zobaczenia. Po zwiedzaniu cmentarza ruszyłem dalej zalesioną ścieżka, mijając co i rusz kogoś z GSB ( tego dnia chyba z 7 osób mi się przewinęło - ale w sumie mało kto inny chodzi tym szlakiem w tym miejscu więc nie łatwo nie zauważyć). Droga do miejscowości Zdynin biegła wzdłuż pastwisk na których wypasano krowy, niestety też dość często byłem narażony na słońce. W miejscowości w sklepie napotkałem kolezanke z GSB z którą zjadłem śniadanie (banany, bułka, maślanka), pogadaliśmy i w sumie zmieniła mój plan by nie iść do schroniska w Bartnem (od każdego słyszałem że typ który tym zarządza jest mega bucowaty ale ona tam spala już dwa razy i z jej obserwacji wynikało że to po prostu jakiś aspołeczny człowiek być może z jakimś zaburzeniami, który popprostu nie umie się komunikować z ludźmi a nie że jest nie miły). Po śniadaniu pożegnaliśmy się i każdy y ruszył w swoją drogę. Za miejscowością trasa biegła przez chaszcze i przy strumyku, tu również było pełno ogrodzonych pastwisk (pastuchem elektrycznym) na których niekiedy pasło się bydło. W tym miejscu ponownie spotkałem sympatyczna koleżankę, która szła w przeciwnym kierunku i też ociepliła wizerunek Pana z Schroniska w Bartnem.

Przy dojściu do Wołowca minąłem parkę prawdopodobnie z GSB która przesiadywała u kogoś na podwórku, niesty nie było nam dane pogadać bo nim się zebrali to ja już byłam daleko. Dalej przedzierając się przez nieosłonięte od słońca chaszcze i drogi szutrowe wreszcie dotarłem do Bartnwgo. Na zewnątrz było torche turystów a w środku spotkałem kolegę z GSB który spal na tym samym polu namiotowym co ja o szedł w tym samym kierunku. Także miła niespodzianka. Jeśli chodzi o wygląd w środku schroniska, to hala główna jest mega niedoświetlona i i było tam zwyczajnie ciemno, Cox wystrój był dość ciekawy, bo widać było tam wiele eksponatów zbieranych latami. Menu było skromne ale dalo sie coś wybrać, ja wziąłem pierogi łemkowskie i piwko (20 za pierogi,10 za piwo). Pierogi były mega pyszne i piwko też niczego sobie (jakieś regionalne). Jeśli chodzi o zachowanie Pana no to w moim odczuciu nie jest popprostu zbyt rozmowny, skaldasz zamówienie on nic nie mówi, płacisz i czekasz aż cię poprosi po odbiór. Trochę dziwnie, mega poirytowani byli turyści, którzy zamówili większą ilość i w sumie kazał im czekać ale też ani nie potwierdził że przyjął zamienienie ani hajsu nie wziął. Też odstaraszajace tam jest na pewno ciemność w głównej sali i większość osób woli siedzieć na zewnątrz. No w każdym bądź razie z mojej strony mogę polecić bo pierogi były mega smaczne.

Po obiedzie, skumalem się z koleżką z pola namiotowego. Okazało się że wyszedł wcześniej i jakoś nie było nam dane się na polu zgadać. Jakoś do połowy parku narodowego Magurskiego, przez który prowadziła trasa szliśmy razem, gadając o trasach długodystansowych i górach, jednak ostatecznie postanowiliśmy się rozdzielić gdyż ja miałem trochę szybsze tempo a on i tak chciał spać na wiacie w Parku. Moim planem była miejscowość Kąty, która z kolei była dość daleko.

Po rozdzielaniu się ruszyłem przez bezkres Parku. Plus marszu przez Park był taki że idzie się przez puszczę bukową, która daje życiodajny cień. Szło by się naprawdę miło gdyby nie ból nóg pod koniec. W dodatku i tego dnia zaczęło grzmieć i wisiało mi nad głową oberwanie chmury, szczególnie pod koniec trasy. Szczególnie obawiałem się burzy przy wyjściu z barku gdzie szlem odsłoniętym Wierchem a w okół strzelały pioruny ale na szczęście dość szybko udało dojść do niziny i do samej miejscowości, gdzie bez problemu znalazłem nocleg i sklep. Nocleg w kwaterze w przy pizzeri za jednyne 45 zł także całkiem spoko, nieżyt pizzeria była nieczynna wiec kolację musiałem sobie sam ogarnąć ale jako że był sklep tazke sobie poradziłem. W sumie tego dnia zrobiłem około 45 km więc moje stoi są zniszczone.

Dziś ruszam dalej ale już bardziej na spokojnie, chciałbym dość do pola namiotowego Wisloczek ale to kolejne 40 km a nie wiem jak moje stopy na to zareagują ( ͡º ͜ʖ͡º)

Pozdro i z fartem miraski #gory #podrozujzwykopem #podroze
szaman136 - Elo Miraski poniżej podsumowanie 7 i 8 dnia mojej wędrówki (tj piątek sob...

źródło: comment_1658645919GHKj3H9RgsoQAlhudWzMFf.jpg

Pobierz
  • 3
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@szaman136: aż nostalgię odpaliłeś tym wpisem, 10 lat temu tez szedlem tym szlakiem z 20kg na plecach, spanko na dziko, upały paskudne a w biesach w nocy 2 stopnie, tera chłop by sie na takie cos nie porwał