Aktywne Wpisy
Mannequeen +2
Mirasy mam zagwozdke.
Poznałam na tinderze chłopaka, było kilka spotkań na których po prostu chodziliśmy jeść i gadaliśmy.
Na ostatnim spotkaniu miał zostać u mnie na noc. Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy the office z laptopa, który trzymałam na kolanach.
W pewnym momencie zaczęliśmy się całować, ale ze Siedzieliśmy obok siebie ramię w ramię to musiałam bardzo wykręcać głowę xd więc zdjęłam lapka z kolan, żeby nie spadł na ziemię (macbook, więc
Poznałam na tinderze chłopaka, było kilka spotkań na których po prostu chodziliśmy jeść i gadaliśmy.
Na ostatnim spotkaniu miał zostać u mnie na noc. Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy the office z laptopa, który trzymałam na kolanach.
W pewnym momencie zaczęliśmy się całować, ale ze Siedzieliśmy obok siebie ramię w ramię to musiałam bardzo wykręcać głowę xd więc zdjęłam lapka z kolan, żeby nie spadł na ziemię (macbook, więc
thority +270
Praca zdalna to największe błogosławieństwo mojego życia zawodowego.
Wstajesz o 6:30, mówisz "a chvj, poleżę jeszcze", więc wstajesz o 7, poranny trening, kawka z żonką, o 8:30 kurs z sypialni do domowego biura (w kurniku w PRL-owskim bloku 64m2, ale mimo wszystko własnym kurniku), odpalasz kąkutery, robisz się zielony na Teams i w sumie tyle z porannej aktywności zawodowej do tak mniej więcej 10:00. O 10 zaczynasz prackę jak człowiek, na luzie
Wstajesz o 6:30, mówisz "a chvj, poleżę jeszcze", więc wstajesz o 7, poranny trening, kawka z żonką, o 8:30 kurs z sypialni do domowego biura (w kurniku w PRL-owskim bloku 64m2, ale mimo wszystko własnym kurniku), odpalasz kąkutery, robisz się zielony na Teams i w sumie tyle z porannej aktywności zawodowej do tak mniej więcej 10:00. O 10 zaczynasz prackę jak człowiek, na luzie
Mam dylemat - co myślicie o mieszkaniu z rodzicami mając prawie 27 lat?
Dostałem wolną rękę by pracować w pełni zdalnie w obecnym miejscu, na zarobki nie narzekam, może nie programista 15k, ale jest w porządku, jednak by zebrać kasę na bezpieczny hipoteczny, który mnie nie dojedzie potrzebowałbym jeszcze z 4 lat spokojnego oszczędzania żyjąc tak jak teraz. Od wyjazdu na studia 7 lat temu żyje sam w innym mieście niż rodzinne, większość przyjaźni się rozjechała, jestem singlem i w sumie głównej pracuję/ćwiczę i się uczę. Trochę dojeżdża mnie takie funkcjonowanie. Aktualnie wynajmuję mieszkanie i oszczędzam całkiem ok. Zastanawiam się czy warto poświęcić 2-3 lata i wrócić na stare śmieci by szybciej zbudować kapitał. Dom rodzinny jest spory, w mieście wojewódzkim, z rodzicami mam dobre relacje i względnie miałbym dużo przestrzeni dla siebie. Oczywiście rachunki i normalne koszty życia (jedzenie, opłaty, samochód itd) pokrywałbym sam, jednak rezygnacja z wynajmu pozwoliłaby mi na blisko 20k rocznie oszczędności. Mimo to czuję, że czułbym trochę wewnętrzną porażkę i boję się, że jeśli wrócę to stracę najlepszy czas, chociaż teraz nie czuję, że z niego korzystam. Czy ktoś miał może podobny dylemat? Wiem, że pytanie na portalu ze śmiesznymi obrazkami to słaby plan, ale mam spory mętlik w głowie.
Mam wrażenie, że to mieszanka presji społecznej+bycia singlem+czasu spędzonego tyle lat poza domem. Z drugiej strony 2 lata oszczędności tutaj to finansowe 4 w obecnym mieście (lubię je, jednak samotność mnie męczy), jeśli dobrze je rozegram to w 30 wejdę z porządnym kapitałem by kupić coś własnego z małym kredytem.
Myślę, że z drugiej strony to też dobre sito na znalezienie racjonalnej partnerki, też mnie trochę to martwi, ale im jestem starszy tym bardziej widzę odrealnienie niektórych ludzi, którzy są "samodzielni" kupując mieszkanie za hajs rodziców.