Wpis z mikrobloga

Co się wydarzyło to ja nawet nie jestem w stanie przekazać...
Jacek do mnie dzwoni przed Eurowizją i mówi, że jego eksperci, ale głównie to asystentka w wolnym czasie, przeglądają Wykop i są pod wrażeniem, że znam cały tekst Keine Grenzen na pamięć i że za to jadę z nimi do Turynu. Ojczyzna wzywa, mówię: Jacek kanalio, powiedz kiedy.
Termin ustalony, czekam na pendolino w Opolu, 20min przed czasem jak zwykle bo mam nerwicę. Myślę sobie jak wygramy, to pewnie Eurowizję tutaj zrobią, stolica polskiej piosenki przecież. Pendolino podjeżdża, ja ostatni raz zerkam w stronę amfiteatru i roniąc rzewną łzę wsiadam. Prezydent Opola z transparentem na dworcu, kwiaty, wieńce, baby w strojach ludowych... wierzą we mnie. W pociągu panika, Krystian już spizgany, menadżerka nie ogarnia, Jacka nie ma bo nie zdążył uprasować koszuli, ekipa TVP musi dokończyć transmisję mszy z Bełchatowa na żywo więc dołączą później, jestem w tym sam. Świecę Krystianowi latarką po oczach, najdroższe holenderskie zielone wjechało ewidentnie, pytam czy wie gdzie jedziemy, ten nic.
Nagle przejeżdżamy mostem kolejowym przez Odrę, a ten jak się nie zerwie. Łubudu, aż baba z siedzenia naprzeciwko spadła. Okno będzie otwierał, wychodzić chce i drze mordę „IN DE ŁYWEEEEEEEŁ”. Mówię, Krystian #!$%@? opanuj się to nie tu, nie otwieraj okna bo klimatyzacja działa. Stare baby już sapią bo ci młodzi teraz tacy głośni i nie wychowani, bo z telewizji jest to myśli, że może. Most przejechany, Krystian opanowany, w wagonie poruszenie ale wszystko do uratowania, menadżerka ciągle wisi z kimś nerwowo na telefonie, super pomocna jesteś typiaro, dzięki. Dojeżdżamy do Wrocławia, przesiadka na pociąg do Turynu, opóźniony dwie godziny, Krystiana trochę wywiało na dworcu to już chociaż doszedł do siebie.
Stoimy na tym #!$%@? peronie, na którym dizajnerskie ławki są największą chałą i dziadostwem jakie widziałem w przestrzeni publicznej, no sami zobaczcie jakie te ławki są beznadziejne. Miejsca nie ma bo przecież wszystko pozajmowane. Z megafonu syntezator Ivona podaje jakieś niezrozumiałe komunikaty, podbijam do konduktorki i pytam gdzie jest pociąg do Turynu, bo my jesteśmy ważne persony i niech nie zadaje zbędnych pytań bo ja mam kontakty. Konduktorka się odwraca, wyjmuje sobie spod cyca harmonie i podskakując jak taka utyta kulka na jednej nodze i pyta „KISZYNIEW OR BUKAREEEESZT?!”. Ja w szoku, Krystian mi zniknął z pola widzenia - niedobrze. Konduktorka coraz głośniej intonuje pieśń zwycięstwa, na dworcu zaczyna formować się wężo-ciuchcia wszyscy łapią się za ramiona i lecą w długą śpiewając coś po Mołdawsku. Patrzę kto przewodzi tej rozpuście... KRYSTIAN #!$%@? MAĆ na 5min cię z oczu spuściłem. Podjeżdża właściwy pociąg, wyciągam naszego orła z tłumu i pakuję się do przedziału. We Wrocławiu wsiadają też Ukraińcy i Czeszka, menadżerka Krystiana została stratowana przez rozentuzjazmowany tłum, nie dała rady, za mało się cieszyła.
Nightjet Eurovision Hypetrain, cały w tęczowych barwach, z głośnikami wewnątrz i na zewnątrz jedzie powoli obok stadionu Śląska Wrocław. Na cały regulator, na żywo w Warsie śpiewa Konczita Kiełbasa, kibole pijący mamrota na nasypie kolejowym nie wiedzą co się dzieje. Pedałowóz zwycięstwa. Krystian częstuje wszystkich ziołem. Czeszka zaraz się udusi ze śmiechu. W pociągu tłok, a w Garmisch-Partenkirchen miał wsiąść Niemiec. Finalnie się nie dopchał i stwierdził, że i tak dostanie 0 punktów to mu się nie opłaci. Austriacy wysiadają w Wiedniu bo typiara nie potrafiła śpiewać i konduktor ich wyrzucił. Uparcie mijamy granicę za granicą, emocje rosną, Krystian dalej spizgany.
Półfinał to formalność, Krystian wciąga wszystkich po kolei dupą aż chlupie. Wyniki takie jak być powinny, euforia, awans, historyczne zwycięstwo, z ziemi włoskiej do Polski, orzeł wzbił się ponad chmury przeciętności, leć Adaś leć, papież pobłogosławił już z góry na pewno. Balon w TVP napompowany jak usta Laluny, Halina zaraz nie wytrzymie, za duże emocje. Danuta nadaje 24/7, że wygrana całego konkursu to też tylko formalność, że piosenka jest hitem we wszystkich stacjach na całym świecie, WSZYSTKICH rozumiecie? Zamiast reklam lecą przebitki jak afrykańskie dzieci w spódniczkach z mchu i paproci tańczą do River. Na Kremlu już wywieszają polską flagę, Australia dryfuje w stronę Europy, zatrzymała się gdzieś między Francją, a Islandią.
Grande finale, sobota wieczór, humor jeszcze nie popsuty. Pilnuję Krystiana by za dużo nie palił, ale to trudne, Czeszka jest podstępna. Zaczęło się, Finlandia, Szwajcaria, Armenia, Włochy... ci ostatni śpiewają słynny przebój Paolo Cozzy „Europo witaj nam i siadaj lubić daj”. Arena w Turynie buja się na boki, Krystian się nachyla i mówi, że to poważna konkurencja i żebym coś z tym zrobił. Najbardziej ambitny tekst wieczoru to „Olami bebebe”, Serbka klaszcze na każdy występ, po czym myje ręce i znowu klaszcze. Nagle przybiega Mika z telefonem marki Sony Ericsson w ręce, bełkocze coś po francusku dodając na końcu „ relax, take it easy”. Odbieram telefon, po drugiej stronie zapłakany i zasmarkany Jacek. Wyje, że mu wstyd i że przeprasza, że zawiódł państwo polskie, że teraz już tylko dymisja, że nie wyszło. Wyje tak, że ledwo rozumiem, w tle, w słuchawce obok Jacka słyszę aksamitny i czuły głos Magdaleny. Moje sutki twardnieją, nie mogę dać po sobie poznać, że planowałem zamach stanu na Leszka, gdy ona zdecydowała się oddać mu swoją twarz. Słyszę, że pociesza, że przytula do swej niewielkiej, ciepłej piersi... piersi zgrabnej i filigranowej jak pingpongowa piłeczka. Zazdroszczę, ale zagryzam zęby. Jacek próbuje wyjaśnić co się stało. Sytuacja jest trudna, ponieważ zamiast być w drodze do Turynu leci do Krakowa na galę Fame MMA. Zszokowany, żądam wyjaśnień. Zapłakany Jacek odpowiada krótko - Jon Ola Sand - to wszystko jego wina. Eurowizyjny szef wszystkich szefów wykrył budowaną od miesięcy intrygę Jacka, która niczym pająk miała osnuć siecią kumoterstwa i nepotyzmu całą Europę. Na koniec swoim wielkim, tłustym, ciężkim zadem miała na tym wszystkim usiąść Żorżet i przypieczętować niepodważalną już i ostateczną wizję naszego geniusza propagandy. Wszyscy wciągnięci w intrygę mieli sobie nawzajem dawać po 10pkt, ale Polsce nieco więcej bo 12. Dzięki temu wszyscy zainteresowani zawsze będą mieli dużo punktów, na końcu tabeli zawsze będą Niemcy bo na nich nikt nie głosuje, topka będzie zawsze składała się z tych samych państw, a Polska zawsze będzie wygrywać – plan idealny. Ale nie... Jon Ola Sand, wykrył go i zniweczył. Zadzwonił tylko do Jacka z wiadomością, że żarty się skończyły, on już nie chce rozmawiać, teraz będziemy się #!$%@?ć.
Głosowanie przepadło, pull up, pull up, terrain ahead, nie wylądujemy w Turynie, ale spizgany Krystian już wchodzi na scenę. Pod sceną Szwedka pokazuje cycki, ale nasz orzeł jest niewzruszony. Po scenie biegają dementory, ktoś podaje mi notatkę, że twórcy Winampa pozwali naszych techników od wizualizacji. Krystian jeszcze śpiewa, ruscy próbują zhakować nasz występ i puścić zamiast niego mszę w Bełchatowie. Mika zamiast Poland powiedział Holland. Mam flashbacki z typiar ubijających masło u Donatana. Wszystkie możliwe zagrożenia naszego występu mrugają jak panel kontrolny elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku. Światła gasną, muzyka milknie, mokry Krystian schodzi ze sceny, pytam go czemu jest mokry, przecież on tylko śpiewał o wodzie. Odpowiedział, że za bardzo się wczuł. Finałowy koncert dobiega końca.
Mokry Krystian leży w green roomie na mokrych cyckach spizganej Czeszki, w zasadzie oboje są spizgani. Zaczynają podawać wyniki, o boże, o #!$%@?. Wyniki w połowie podane, na horyzoncie widzę potężną brzozę, w którą zaraz uderzymy. Wyprzedzają nas Azerbejdżan, Szwajcaria, Belgia... Jacek też już po walce, Jon Ola Sand znokautował go w klatce pół godziny temu. Szukam fiolki z cyjankiem, zawsze ją noszę ze sobą obok ibupromu i tabletek na gardło.
To już jest koniec, Ukraina wygrała cały konkurs, dając nam na dobitkę sążne 0 punktów od jury. Dookoła gwar, radość, z nieba leci tęczowe konfetti, Krystian dalej leży przy Czeszce i głaszcze jej truskawkowe knedliky, a ja przybity i smutny siedzę w kącie green roomu, nie wiedząc co ze sobą zrobić bo Francuzi ukradli mi ostatnią fiolkę cyjanku. Chcę uciec, chcę wrócić do Opola, słuchać Maryli na festiwalu i udawać, że to wszystko nie miało miejsca. Zaczynam nucić pod nosem „Kolorowe jarmarki”. Nagle niebo otwiera się przede mną i niczym anioł zstępuje z niego Szwedka. Wyciągając do mnie swoją bladą dłoń i pyta, czy może mi jakoś pomóc... Bez ogródek pytam... Kornelia, usiądziesz mi na mordzie? Usiądę. Odpowiedziała krótko i oboje zniknęliśmy w jej małym, szwedzkim, ciasnym igloo. Oddaję głos do studia.
#eurowizja
  • 1