Wpis z mikrobloga

#pikabu tym razem tłumaczone przez #deepl

"Gdzie są wasi rosyjscy producenci?"

Dlaczego nigdy nie będzie rosyjskich producentów? Ja na przykład miałem zamiar, w myślach kupiłem nawet dobry samochód...

Odpowiedź jest bardzo prosta: nie są one potrzebne w tym kraju i nie można daleko zajść z entuzjazmem.

Jako właściciel małej firmy z Czelabińska doskonale to widzę i czuję.

Kiedy firma zagraniczna wchodzi na rynek, bierze dużo pieniędzy ze sprzedaży na swoim rynku angielskim/amerykańskim i przeznacza je na reklamę w Rosji. To dlatego z ekranów ciągle śpiewa się o Tide i Lenore, tańczy Coca-Cola i WB i Ozon, a hipermarkety ciągle oferują zniżki na te właśnie produkty.

Ponieważ bez względu na to, jaki jest Twój produkt, musisz go przede wszystkim dobrze sprzedać. Za granicą naucza się tego od stu lat, ale w naszym kraju instytucje Wydziału Reklamy pojawiły się około 20 lat temu i szczerze mówiąc, daleko im jeszcze do rozwoju. Bo ci, którzy dobrze sobie radzą i potrafią uczyć - tam płacą grosze, ale agencje reklamowe płacą setki tysięcy. Wybór miejsca pracy jest oczywisty.

OK, stworzyłeś fajny produkt w Rosji. Czy to nie wspaniałe, że słowo z ust będzie się rozchodzić, a Ty zyskasz sprzedaż?

Nie zrobią tego. Nie dostaniesz półki. Płać dużo pieniędzy, a może skończysz na dnie. A w wyszukiwarce na targowiskach pojawisz się dopiero na stronie 100. Ponieważ Lenore dużo płaci.

No dobrze, możesz wziąć kredyt i zacząć się reklamować (i musisz pokonać mastodontów!), ale kto Ci go da? Banki???? Trzy ha! Kim jesteś? Dajecie pracę? Nie obchodzi ich to. Zwłaszcza jeśli prowadzisz jednoosobową działalność gospodarczą, nikt nigdy nie udzieli Ci pożyczki. A jeśli masz naprawdę dużo szczęścia, to jest to wyższa stawka.

A jak duży kredyt dostaje McDonald's? Fabryki, które produkują te same Lenore? Dużo i tanio, po specjalnych stawkach, których nigdy nie zobaczysz na stronie internetowej banku.

A potem przychodzą do ciebie inspektorzy, urząd skarbowy i inni towarzysze. I przychodzą, aby cię ukarać. Pomagać, ostrzegać, opowiadać? O nie, to nie jest ich sposób! Kiedy po miesiącach zamknięcia sklepów z powodu kowida, w nocy z niedzieli na poniedziałek ukazał się dekret zezwalający na otwarcie sklepów - w poniedziałek przyszli, żeby nas skontrolować i ukarać! Nie mieliśmy przecież czasu na oklejanie taśmą, rozstawianie sanitarki i szukanie 20 innych rzeczy obowiązkowych dla sklepów (były ukryte na innej stronie internetowej, nie rządowej). Wysyłali te papiery do sklepów. A oni przysyłają mi tylko wezwanie do umycia okien i wybetonowania chodnika przed sklepem. Aha, raz przyszli z administracji i kazali mi wyrwać wszystkie krzewy. Poprosiłem o oficjalną dokumentację. Trzy dni później przyszła kartka z informacją, że musimy dodatkowo zagospodarować te krzewy. A ignorant otrzymałby karę pieniężną, mimo że zastosował się do ustnego żądania administracji.

Uzyskanie dotacji, ulg podatkowych itp. jest prawie niemożliwe dla małych firm. Nie można płacić tak dużo, aby otrzymać coś tylko dla siebie. A duzi producenci nie są zainteresowani otwieraniem nowych wariantów linii produktów. Jest to zbyt kosztowne i ryzykowne.

Nie ma programów pomocy dla ich producentów. Na przykład, że ich produkty będą opłacane, mówiąc umownie, przez administrację i będą obowiązkowo wykorzystywane do rozwoju produkcji. Że wszędzie pojawią się plakaty z napisem "wspierajcie naszych!". Że na te produkty zostaną przeznaczone najlepsze miejsca. Wczoraj na Pikabu pojawił się wpis o takim wsparciu w gospodarstwie rolnym w innym kraju - używano tam tylko "rodzimych" maszyn.

A może jesteś szanowany, jesteś sobą?

Nie, państwo uczy nienawiści do właścicieli firm. Do tupania i ignorowania. "Ha, to rosyjski samochód, jest do bani!". Babcia z wioski pójdzie do sąsiedniej, byle tylko sąsiadka Werka i jej sklep nie dostali kopiejki babci. W Ameryce wszyscy uśmiechają się i witają z właścicielem sklepu mięsnego, ale tutaj plują mu w plecy.

Następnie kilka osobistych przykładów:

Wygrałem trzy przetargi, nawet nie biorąc w nich udziału. Po prostu dlatego, że nie ma głupców sprzedających towary takie jak moje. Szkoły nie są w stanie pozyskać tych towarów nigdzie indziej, więc przygotowują oferty i biorą udział w przetargach w imieniu mojej firmy. Tylko zgodnie z tymi wszystkimi przetargami - pieniądze dostanę za 3-6 miesięcy. Jednak udzielanie kredytu to stawianie mojej małej firmy w niekorzystnej sytuacji. Odmówiłem więc wszystkie trzy razy. Być może wygrałbym więcej, ale teraz przy słowach "Halo, tu szkoła/biblioteka..." mówimy, że mamy zapłatę z góry.

(Nie znam całej metodologii, ale tak twierdziły instytucje z różnych miast i ja im wierzę).

W jaki sposób covid mi pomógł. Prowadzę kilka rodzajów działalności: sprzedaż hurtową, detaliczną, poligraficzną, internetową. I jak główną z nich warto sprzedawać w sieci. Zgadnijcie, ile pieniędzy dało mi państwo, że mam dwa działające sklepy, a w kovid nie mogę otworzyć drzwi?

Tak jest. ZERO. W końcu działalność "detaliczna" nie jest moją główną działalnością! A to, że płacę im podatki od wielu lat - wtedy jeszcze istniał UTII - nie jest dowodem? To, że ci ludzie są zatrudnieni przeze mnie jako handlowcy - czy to nic nie znaczy? Czy nie byłem godzien, aby za każdą z nich otrzymywać przynajmniej minimalną płacę?

W sumie nie dostałem ani grosza. To jest właśnie ten rodzaj pomocy.

To jak pomoc dla osób wielodzietnych. Kiedy wszędzie krzyczą "wszystkie duże dzieci", a w dokumentach wpisują "o niskich dochodach".

Lokalne media nawet się mną nie interesują, choć czasem zamieszczają artykuły o lokalnych restauracjach. Może sam muszę się z nimi bardziej komunikować - ale czas jest moim najcenniejszym zasobem.

Przyciągnęliśmy ludzi przez Instagram i zaczęliśmy zarabiać na YouTube, pisałem nawet o tym na Pikabu. Wszyscy wiemy, jak potoczyły się losy tych kanałów. A VK nie daje mi monetyzacji - bo odważyłem się coś tam sprzedać na tej samej stronie. Dzięki tej sprzedaży mogę zapłacić za treści, na których chcę zarabiać )))).

YouTube'a to nie obchodziło, najważniejsze są wyświetlenia i reakcje.

Produkuję ładny papier na pocztówki. Ale wszyscy służą "zagranicznym". I tak w ciągu ostatnich trzech tygodni mam więcej zamówień i sprzedaży hurtowej niż w ciągu trzech miesięcy. Zgadnij dlaczego?

Jednak w moim sklepie detalicznym sprzedaż moich projektów idzie bardzo dobrze, ponieważ przeznaczam tak dużo pieniędzy na reklamę... a zagranica nie inwestuje ani grosza. Ale wszyscy chcą go mieć, bo "ooo, to Polska!". A gdy dowiedzieli się, że produkty XXX są wytwarzane przez Rosjan - "fiiiii, myślałem, że to Ameryka". Jakie znaczenie ma dla Ciebie to, kto je robi - jeśli projekty są fajne? Ale od razu przestały mi się podobać. Amerykę wyprodukowaliśmy w Chinach, ale logo jest amerykańskie, więc wszystko jest super.

I tak jest wszędzie. Dlatego właśnie wybierają Lenora, a nie ciocię Lenę. To jest zagranica! To oznacza jakość! A ciocia Lena jest bardzo dobra, ale za pół roku nie będzie miała z czego zapłacić pensji bez sprzedaży i odejdzie z rynku.

Zresztą, kto jeszcze utrzymuje się z małych i średnich przedsiębiorstw - trzymaj się! Nikt was nie potrzebuje, tylko wy sami.

#rosja #wojna #ruskapropaganda