Wpis z mikrobloga

Coś Wam powiem. Wczoraj poszedłem na marsz wsparcia dla Ukrainy w Kristiansand. To takie stu tysięczne miasto w Norwegii, w którym od wielu lat mieszkam. Na co dzień zajmuję się produkcją wideo, więc wziąłem ze sobą kamerę, żeby nagrać relację. Okazało się, że na miejscu nie było żadnych mediów, więc w sumie dobrze się stało, że zabrałem sprzęt. Nagrałem marsz i przemówienia i tak jak się spodziewałem było dosyć emocjonalnie (relację załączam), ale to o czym Wam chcę powiedzieć wydarzyło się już po oficjalnych wystąpieniach. Otóż kiedy Polacy i Norwegowie się rozeszli grupa Ukraińców została na miejscu i zaczęła ze sobą rozmawiać swobodnie. Podszedłem do nich na chwilę i trzy po trzy zrozumiałem o czym rozmawiają. Nie o marszu, nie o manifestacjach, nie o potencjalnej pomocy NATO czy UE. Jak "zgasły światła" załatwiali bardzo ale to bardzo konkretne sprawy. Kto weźmie samochód i pojedzie tam i tam z pomocą od Polaków i Norwegów. Kto zabierze z tego to a z tego miejsca kogoś bliskiego dla kolegi. Kto coś wie o tym mieście, kto coś o tej ulicy. Konkrety. Zmartwione miny, pełne skupienie i przejęcie. Dotarło do mnie, że oni tu nie są po to, żeby być na marszu, żeby się pokazać. Oni są na wojnie. Nawet w Norwegii, tysiące kilometrów od domów. Nagle uderzyło mnie, że równie dobrze mogliby stać gdzieś na skrzyżowaniu w Kijowie albo Charkowie. Tło jakoś poszarzało, odgłosy miasta jakoś przycichły. Kurcze Mircy strasznie się poczułem. Naprawdę. Powietrze się jakieś takie ciężkie zrobiło. Ale tylko na chwilę. Nie mieli czasu tak stać i gadać dłużej. Nie mają czasu... Rąsia, rąsia, rąsia, sprawy dogadane i każdy poleciał robić swoje. Ja wróciłem z materiałem do domu. Na filmie nie ma tego o czym piszę, nie udało mi się tego uchwycić. Żałuję ale nie wiem czy byłoby to w ogóle możliwe.

#wojna #ukraina #rosja
cuda_maker - Coś Wam powiem. Wczoraj poszedłem na marsz wsparcia dla Ukrainy w Kristi...