Wpis z mikrobloga

TL;DR
OPowe #feels po tym jak odszedł ojciec, przedstawiciel #pcmasterrace i entuzjasta #komputery

Pierwszego kompa dorwałem w łapy u wujasa i od razu wiedziałem że tak wygląda przyszłość. Na własnego przyszło mi jeszcze 3 lata czekać i wsiąkłem w to kompletnie. Czasy trzeciego NFSa, drugich Settlersów i tak dalej. Ojciec z zaciekawieniem przyglądał się „przez ramię” ale ożywił się dopiero po premierze Diablo II. Siadał obok i oglądał moją rozgrywkę, zadając milion pytań o dosłownie każdy aspekt gry.

W końcu postanowił sam spróbować i, przyznam szczerze, jeszcze wtedy nie wierzyłem że da radę. Pierwszy kontakt z myszką, absolutnie pokraczne prowadzenie kursora, sztywne ułożenie rąk… Długo by wymieniać jak trudne były początki i jak uparcie walczył ze sobą żeby ginąć rzadziej, rozumieć więcej, wygrywać. Po kilku miesiącach zabawy radził już sobie naprawdę nieźle, po latach był ode mnie niewiele gorszy.

Po Diablo był jeszcze drugi a potem trzeci Wiedźmin, trzeci i czwarty Fallout, „nowożytne” Tomb Raidery… Wszystko co miało choć trochę fabuły i zbieranie lootu. To ja wyszukiwałem i instalowałem mu nowe tytuły, tłumaczyłem podstawy, naprawiałem sprzęt i soft. To mi dał do ręki kilka tysięcy i powiedział żebym kupił mu kolejnego laptopa bo poprzedni padł. Bez żadnych pytań, wiedział że wezmę porządny.

Tego właśnie lapka miałem w rękach w lipcu na „okresowym serwisie”. Wymiana taśmy matrycy, reinstalacja systemu, w prezencie niespodziance dorzuciłem drugi SSD żeby więcej gier weszło. Nie zdążyłem nawet zacząć ich instalować kiedy mama na Messengerze napisała że ojca zgarnęło pogotowie. Pękł tętniak o istnieniu którego nikt nie miał pojęcia, śmierć mózgowa nastąpiła błyskawicznie. Czasu na pożegnanie nie miała nawet mama…

Już mu nie pokażę Outer Worlds, Death Strandinga, Horizona, odświeżonego Diablo II ani żadnego innego fajnego tytułu. Nie usłyszę który spodobał się najbardziej, jak to mama marudzi na obijanie się przy kompie, nie usłyszę też jak po raz iluśsettysięczny odruchowo zwraca się do mnie imieniem ulubionego brata. Zawsze uważałem to za zabawne bo z całej rodziny fizycznie wdałem się właśnie w niego, Krzycha.

Najbardziej boję się że któregoś dnia w ogóle zapomnę brzmienia jego głosu, dzisiaj jeszcze świeżego w pamięci. Od kiedy pół roku wcześniej straciłem jedynego, wieloletniego przyjaciela który postanowił udawać że zniknął z powierzchni Ziemi, pozostałem w życiu już bez facetów których istnienie było fundamentalne dla mojego zdrowia psychicznego. Pozostała despotyczna mama, zmartwiona różowa i nienawidząca mnie siostra. I ten głos w głowie który jeszcze słyszę wyraźnie. „Krzychu?!... Eee… Jarek!... No co tam słychać?”. Spoczywaj w pokoju, Tato.
  • 3
@wilku1984: zostaną ci same dobre wspomnienia. Potem ktoś, może właśnie siostra, będzie ci przypominać jakąś dziwną akcję z tatą, to będziesz miał wrażenie, że mówi o kimś innym. Najpierw będą łzy przy oglądaniu zdjęć, a potem uśmiech przez łzy. Potem po kilku latach zapalając jakąś świeczkę przy jego zdjęciu będziesz się dziwił, że to już tyle lat.