Wpis z mikrobloga

Echhh. Różnica klas dała o sobie znać i ciężko być zaskoczonym ostatecznym wynikiem, ale losy tego meczu dawały przez długi czas nadzieję, która potem została brutalnie odebrana. W takich okolicznościach porażka z Napoli może boleć, ale trzeba przyznać, że była zasłużona.

Już i tak Legia zrobiła kilka wyników ponad stan, a ten mecz nawet nie zepchnął jej z pierwszego miejsca w grupie. Począwszy od Bodo, którego teraz tym trudniej nie doceniać, chyba że ktoś zrobi wyjątkowe fikołki, a następnie Dinamo, Slavia, Spartak i Leicester… W większości przypadków takie mecze powinny się kończyć takimi porażkami jak dzisiaj. Dopiero dzisiaj, w 11. meczu pucharowym w sezonie, zaliczamy taką porażkę, przy której nie mieliśmy praktycznie nic do powiedzenia. Trudno aby było inaczej, skoro graliśmy na wyjeździe z zespołem, który równie dobrze mógłby grać w Lidze Mistrzów i miałby podstawy ku temu, aby tam nie odstawać.

Legia jest w takim kryzysie i atmosfera jest tak zła, że łatwo się będzie skupiać na rzeczach negatywnych i ten mecz tylko to wzbudzi. Ale to mimo wszystko jest ten moment, żeby jeszcze raz docenić to, gdzie jesteśmy, bo tak rzadko mamy okazję grać z tak mocnymi zespołami. Nie osiągniemy takiego poziomu prawdopodobnie nigdy, pojedynczy mecz też nie powinien nagle sprawić, że ci zawodnicy nie wiadomo jak się rozwiną. Ostatecznie różnica jest za duża, ale regularne granie z lepszymi, przesuwanie swoich granic, powinno kiedyś zaowocować. Problem w tym, aby rzeczywiście była ta regularność, bo w tej chwili nie zanosi się na awans do LE choćby dwa sezony z rzędu.

Przebieg meczu pokazał, dlaczego Legia cofnęła się aż tak głęboko. Wystarczy, że dwa razy się trochę odkryła, nawet nie rzuciła jakoś szaleńczo do ataku, i już było po sprawie. Odważniejsze wyjście na Napoli mogłoby zakończyć się znacznie gorzej. Te kilka lepszych momentów w drugiej połowie, po wejściu rezerwowych, tak naprawdę nic nam nie dało, a to tak naprawdę rezerwowi Napoli pozbawili nas złudzeń, wejście kolejnych świeżych zawodników o takich umiejętnościach to już był gwóźdź do trumny.

Skład był trochę zaskakujący, ale też niezdradzający, że szykuje się tu jakieś odpuszczanie. Obsada bramki i ataku wyglądała na daleką od optymalnej, ale to dało się jeszcze przeżyć. Też bym wolał Tobiasza i może nawet Kostorza, ale nic się nie stało, że zagrali Miszta i Muci. Legia kilkakrotnie potrafiła już przetrwać napór silniejszych rywali i zaskoczyć w końcówce. Wejście Emreliego i Kastratiego naprawdę mogło wypalić, ale w decydujących momentach zawiodły umiejętności. Z personaliów żałuję tylko jeszcze, że trochę więcej nie pograł Charatin, za to Lopesa pożegnałbym trochę wcześniej.

Ciężko kogoś indywidualnie mocniej krytykować, bo zakładam, że każdy w tej sytuacji starał się zrobić co mógł, ale aktualna forma naszych i siła rywala po prostu nie pozwoliły na więcej. Po prostu szkoda, że był piłkarz pożyteczny i niezawodny w trudnych momentach, a teraz jest cień człowieka, który też od dawna nie grał na swojej nominalnej pozycji (mowa cały czas o Lopesie). Jeszcze delikatnie zwrócę uwagę na środek pola. Josue i Martins mają umiejętności i doświadczenie wyniesione z Ligi Europy, nawet Ligi Mistrzów, oraz lepszych lig niż Ekstraklasa. Nie wymagam, żeby nie odstawali przy takich zawodnikach jakich ma Napoli, ale w trudnych momentach wymagałbym od nich, aby dali trochę więcej w środku, a nie tracili tak łatwo piłki. Mogę zrozumieć tych, którzy grają na tym poziomie pierwszy raz i jeszcze się uczą, ale nasza druga linia (wliczając wahadła) już grała takie mecze i mogłaby spróbować podjąć walkę. Jednak wiem, że dziś po prostu nie znajdujemy się w dyspozycji, w której możemy coś przeciwstawić Napoli pod względem piłkarskim. Nie chciałbym, żeby różnica była aż tak duża, ale niestety taka jest i nawet trudno liczyć na realne zmniejszanie jej.

Zastanawiałem się jeszcze, czy to nie jest syndrom trzeciego meczu, tak jak na Euro U-21 w 2019. Wtedy młodzieżówka Czesława robiła wyniki ponad stan, ale pękła z Hiszpanią i dostała od niej piątkę. Wtedy zespół nie wytrzymał fizycznie, to ciągłe bieganie za piłką było po prostu zbyt wyczerpujące. Teraz też mamy na koncie kilka wymagających meczów, różnica w świeżości mogła być widoczna dzisiaj w końcówce, ale ogólnie nie chcę się do tego uciekać. Skład został nieco zmieniony, dopóki udawało się utrzymywać 0:0, to jeszcze jakoś szło, ale jak już się rozpadło, to całkowicie. Taki mecz w pucharach pewnie musiał po prostu kiedyś przyjść, choć Legia bardzo długo pracowała na to, aby ten moment odwlekać jak najdłużej.

Nie chcę jeszcze dramatyzować z powodu sytuacji w grupie. Nie ma co zakładać z góry, że Spartak przyjedzie i od razu nas ogra, strzelając co najmniej dwa gole, choć teraz jego siłę też można oceniać inaczej – nie jest tak słaby, jak można było przypuszczać. W przeciwnym razie nie strzeliłby trzech goli Napoli i Leicester. Cel nadal pozostaje ten sam – walka o grę w pucharach na wiosnę, choć teoretycznie powinniśmy w tej grupie zająć ostatnie miejsce. Ewidentnie będzie ciężko uzyskać remis, który jeszcze dodatkowo ułatwiłby sytuację przed szóstą kolejką. Jednak tak samo wydawało się pięć lat temu w Lidze Mistrzów, a ten decydujący punkt, który pomógł nam skończyć nad Sportingiem, został zdobyty z Realem Madryt. W ogóle ta Liga Mistrzów się przypomina, bo po raz pierwszy od tamtego czasu mieliśmy możliwość zagrać z kimś aż tak dużo lepszym, a wysoka porażka jest naturalną koleją rzeczy.

Tak naprawdę nie ma się tu nad czym rozwodzić. Nie ma co się dodatkowo dobijać, dostaliśmy kolejne lanie, ale tu całkowicie serio można powiedzieć, że nic się nie stało. Będzie szkoda pewnych sytuacji z tego meczu, ale i tak wyjątkowo długo utrzymywaliśmy bezbramkowy remis. Nie jest to żaden sukces, skoro mecz skończył się znacznie gorszym wynikiem, ale powtórzę kolejny raz – ciężko było coś zrobić w takich okolicznościach. Nie w aż takim kryzysie, w jakim teraz jesteśmy.

Teraz najważniejsze, aby wygrać w Gliwicach, choć właściwie niewiele wskazuje na to, że się uda. W Neapolu nie nastąpiło nagle cudowne przebudzenie, nie udało się powtórzyć tego co było z Leicester, ale to w ogóle będzie ciężko powtórzyć – moim zdaniem jeden z lepszych meczów w ostatnich latach, a już na pewno pierwsza połowa. Teraz pewnie cud też się nie wydarzy, czyli nie zagramy nagle nie wiadomo jak widowiskowo. Nawet w jak najgorszym stylu, ale trzeba zapunktować, a jednocześnie pewnie cały czas rozglądać się za nowym trenerem, bo mocni rywale w LE nie zwalniają z punktowania w lidze. Tam sytuacja jest tak dramatyczna, że już samo utrzymanie posady przez Czesława na dłużej niż kolejnych kilka/kilkanaście dni będzie jakimś cudem.

#kimbalegia #legia
  • 2
@Kimbaloula: Ja mam dwóch anty-liderów

Zapomniałeś o Luquinasie - gość spadł z formą chyba na same dno, co chwile irytujące próby wymuszenia fauli, niecelne podania i ewidentne braki kondycyjne :( , szkoda bo Luki z zeszłego sezonu to by się przydał.

Drugi to Lopez, dawno nie maiłem tak że nie mogę ścierpieć piłkarza Legii, kiedyś mój kolega nie mógł patrzeć na Żyrę i teraz mam tak z Lopezem, dalej mam wrażenie,