Wpis z mikrobloga

Hej mirasy poniżej wstawiam podsumowanie mojej ostatniej #wyprawakajakowa #kajaki Minęły już ponad dwa tygodnie od tego ale wreszcie mam chwile czasu i weny żeby to skończyć. Był to stosunkowo krótki trip w porównaniu do wcześniejszych wyprawa ale jednak sporo kilometrów mimo to udało się zrobić (prawie 180 km). Płynąłem 3 pełne dni, jak zawsze drobnymi przerwami w trakcie oraz obozowaniem na dziko przy rzece. Trasa już mi znana bo płynąłem identyczną na początku maja. Jest to oczywiście trasa Bystrzycą z Lublina do Wieprza i dalej Wieprzem za Dęblin (no i kawałem Wisłą). Różnica taka miedzy tymi wyprawami że tu miałem lepszą pogodę i wydaje mi się że lepszy kajak (bardziej zwrotny i wytrzymalszy co na Bystrzycy jest szczególnie ważne). Oczywiście jak zawsze miałem ze sobą sporo sprzętu kempingowego, co by uprzyjemnić sobie podróż i oczywiście jak zawsze zabrałem za dużo rzeczy i jedzenia, których potem w cale nie użyłem/nie zjadłem. Ogólnie co wyprawę obiecuje sobie że będę kupował jak najmniej żarcia, żeby mieć motywacje do odwiedzania okolicznych wiosek i sklepów i poznawania tychże wiosek i ludzi tam mieszkających, jednakże zawsze przed wyprawą ostatecznie się zaopatrzam jak jakiś preepers , chyba robie to podświadomie xD.

Dodam że wyprawa oprócz aspektu rekreacyjnego miała też cel logistyczny. Mianowicie po pierwszej wyprawie jeden z moich kajaków został w Lublinie u mnie na stancji (kolega zrezygnował z płynięcia). Więc jako że zbliża się jesień a właściciel stancji miał robić jakiś remont w garażu w którym trzymałem kajak, to trzeba było go przetransportować na leże zimowe do mnie do domu. Dlatego pomyślałem że czemu by nie połączyć pożytecznego z przyjemnym i nie zrobić sobie krótkiego tripa kajakowe, wystarczy jeden dzień wolny w pracy i powinno się udać, jak pomyślałem tak też zrobiłem, a teraz możecie o tym poczytać ;)
Przechodząc do sedna tego postu, poniżej macie podsumowania tych 3 dni plus współrzędne lokalizacji.

Dzień 1: Trasa 54 km.
Był to piątek, piateczek, piątunio a ja dodatkowo wziąłem sobie urlop w pracy aby moc już tego dnia zacząć. Z tym że tego tygodnia miałem 3 zmiany w robocie, więc od razu z pracy pojechałem do mechanika oddałem samochód i poszedłem na stancje po kajak i rzeczy. Po spakowaniu wszystkiego na kajak, przy pomocy wózka transportowego, dociągnąłem całość nad brzeg rzeki w okolicach jazu przy ulicy firlejowskiej. Ludzie którzy rano jechali do pracy w #lublin musieli mieć dobrego mindfucka jak zobaczyli typa w kapoku ciągnącego kajak xD.

Do rzeki zwodowałem się w okolicach 8 rano i ruszyłem w drogę ku niewdzięcznej Bystrzycy (jej dolnego biegu) by znowu zmierzyć się z przeszkodami, które na mnie tam czekały. Po drodze jeszcze w Lublinie spotkałem sporo wędkarzy, jeden się nawet mocno zdziwił że kajakarz w tym rejonie rzeki pływa xD. Po około 1 godzinach spokojnego i przyjemnego płynięcia dotarłem do mostu na obwodnicy Lublina, gdzie miała zacząć się znowu ciężka przepraw przez śmieci i zawalone drzewa. Wtedy jeszcze liczyłem że może jednak Wody Polskie trochę udrożniły rzekę i uda się ją pokonać bez aż tak dużego wysiłku. Jednak oczywiście się myliłem, mimo początkowych dobrych znaków (brak pierwszej przeszkody z maja)i po około pół godziny dotarłem do pierwszej tamy śmieci. Tym razem już tak nie straszyła, gdyż cała była porośnięta trawą i badylami. Oczywistym było że nie uda mi się przez nią przebić ani przerzucić kajaka, gdyż nie było się na czym oprzeć a jej długość kilku metrów wymagała by dość długiego ciągnięcia kajaka pod tak niestabilnym „gruntem”. Pozostałą tylko jedna opcja czyli przejście bokiem, jednak tu mi się poszczęściło, bo przedmą jakaś grupa nieszczęśników zapusiciła się w ten rejon i wyrobiła przejście w trawie i krzakach. Idąc ich śladem przytargałem kajak i ruszyłem dalej ku kolejnym tamą. Ślady po wcześniejszych eksploratorach skończyły się przy miejscowości Bystrzyca, czyli gdzieś tam postanowili sobie odpuścić dalszą męczarnie. Ja ruszyłem dalej by pomimo przeszkód i tracenia cierpliwości oraz bliskiej utraty oka (sucha gałąź uderzyła w okolice oka i porysowała twarz) około 14:30 dotrzeć do zbawiennych wód Wieprza.

Dalsze płyniecie tego dnia to już była czysta przyjemność, w Zawieprzycach nawet spotkałem grupę kajakarzy, którzy startowali ze swoim spływem rekreacyjnym. Ja szybkim tempem ruszyłem w stronę Lubartowa, wcześniej przed miastem robiąc sobie przerwę obiadową. Po 18 dopłynąłem do plaży Lubartów, jednak tym razem nie zatrzymałem się tam jak to miałem w zwyczaju, gdyż było już późno a mi zależało na znalezieniu spokojnego miejsca snu. Ostatecznie takie miejsce znalazłem na łące niedaleko Szczekarkowa (20 minut drogi od mostu), i tam rozbiłem mój obóz i zjadłem kolacje (jajecznica z 6 ocalałych po Bystrzycy jajek). Tu niestety miałem nieciekawą akcję bo rozbiłem się na brzegu gdzie była wykoszona trawa z ostrymi łodygami. Pech chciał że gdy napompowałem materac i na niego siadłem, łodyga przebiła go na wylot i musiałem spać na flaku, bo było za ciemno żeby znaleźć dziurę (a powietrze po zaklejeniu następnego dnia i tak schodziło).

Start: 51.243235, 22.579572
Śmieciowa zapora 1 51.281260, 22.655461
Śmieciowa zapora 2 51.283909, 22.657406
Śmieciowa zapora 3 51.284370, 22.660053
Drzewna zapora 51.340061, 22.748383
Przerwa obiadowa: 51.460140, 22.633410
Obóz: 51.49262450866094, 22.64666669462611

Podsumowanie dnia pierwszego: https://www.wykop.pl/wpis/59755519/ja-to-chyba-jestem-masochista-ze-sie-zdecydowalem-/

Dzień 2: Trasa 64 km
Tego dnia wstałem koło 7 i powoli zacząłem ogarniać siebie i ekwipunek by około 8:30 wypłynąć w dalszy rejs. Celem było dopłyniecie za Jeziorzany, czyli całkiem solidny kawałek. Szybkim tempem udało mi się dopłynąć do Leszkowic, gdzie spotkałem grupę kajakarzy, szybko ich wypłynąłem i ruszyłem dalej. Jako że była to sobota to spodziewałem się dużych ilości kajakarzy na spływach tego dnia ale o dziwo spotkałem potem jeszcze jedną grupę, która rozbijała się w Jeziorzanach i to właśnie też była jakaś dłuższa ekspedycja rodziców z dzecimi (w sumie fajny sposób żeby dzieciaki przeżyły dobra przygodę).
Dalej płynąłem już trochę spokojniej, by oszczędzić siły na resztę dnia. Około 12:30 dopłynąłem do Sułoszyna, gdzie wybrałem się na wyprawę do sklepu, gdyż koniczyna mi się woda (był to dość upalny weekend) i przy okazji po piwka ( ͡º ͜ʖ͡º). Kajak standardowo zostawiłem przy brzegu a ze sobą wziąłem jedynie portfel i wiosło. Po zakupach i powrocie na brzeg spotkałem dwóch gości, którzy akurat podjechali ciągnikiem (mieli ładować jakieś drzewo), po krótkim przedstawieniu mojej podróży, wypiliśmy wspólnie piwko i pogadaliśmy o sprawach około kajakowych i lokalnych. Uwielbiam takie spotkania z randomowymi ludźmi, zawsze można sobie przyjemnie porozmawiać, wypić piwko i powymieniać się doświadczeniami. Po około 30 minutach musiałem ich jednak opuścić i ruszyć w dalszą drogę w stronę Woli Sromowkiej a potem przez dzikie ostępy Wieprza do Jeziorzan. Za Wolą, w okolicy jednego z moich starych obozów z majowej wyprawy, zrobiłem sobie przerwę obiadową (kuskus z pulpetami ze słoika). Piękno tamtych rejonów Wieprza jest urzekające, rzeka pięknie meandruje a w około rozciągają się zielone łąki niekiedy przecięte zagajnikami drzew lub pojedynczymi drzewami (głownie wierzbami).

Po 30 minutowej przerwie ruszyłem w dalszą drogę w głąb tych urokliwych rejonów. Po drodze wśród meandrów i trzcin rzeki napotkałem gości płynących pontonem z silnikiem (prawie na mnie wpadli jak wychyliłem się z zakrętu). Pomachaliśmy sobie i każdy ruszył w swoją drogę. Po drodze udało mi się ujrzeć parę czapli białych praz sporo kaczek. Dodatkowo standardowo ślady bytności bobrów ale oprócz tego nic niestety niezwykłego. Około 18 dopłynąłem w końcu do Jeziorzan, gdzie nad tamtejszymi łąkami pasły się krowy i konie, naprawdę świetny widok, żałuje ze nie zrobiłem zdjęć).Nie zatrzymywałem się w wiosce, gdyż miałem wszystko co potrzebne a wieczór się zbliżał i wolałem dopłynąć jak najdalej niż niepotrzebnie tracić czas. Ostatecznie tego dnia udało się dopłynąć za wioskę Blizocin i tam rozbić namiot na skoszonej łące ale tym razem sprawdziłem miejsce rozbicia, żeby znów nie przebić materaca xD.

Wyprawa do sklepu: 51.597786, 22.509507
Przerwa obiadowa: 51.600847, 22.378103
Obóz: 51.582852, 22.206914

Dzień 3: Trasa 61 km
Tego dnia wstałem po 5 żeby zrobić siku i po wyjściu z namioty moim oczom ukazała się potężna mgła, na tyle duża że ciężko było cokolwiek zauważyć w promieniu 3 metrów (nie było widać drugiego brzegu rzeki). Z tego powodu położyłem się dalej i poczekałem aż mgła opadnie i wyjdzie pełne słońce. Ostatecznie udało się ruszyć chwilę po 8 rano. Celem tego dnia była oczywiście meta w Prażmowie. Jak zawsze z rana ruszyłem żwawo, dzień zapowiadał się naprawdę pięknie. Po drodze spotkałem kajakarkę w obozie (najwyraźniej tez robiła długi trip bo miała sporo rzeczy i dmuchany kajak), która się właśnie rozciągała, ale niestety nie odpowiedziała na moje dzień dobry i się nie zapoznaliśmy ( ͡° ʖ̯ ͡°).
Około 10 byłem już w Drązkowie i ruszyłem w stronę Białek Dolnych, co ciekawe na tym etapie nie spotkałem więcej kajaków, pomimo że około 10 grupy na ogół startują. Dopiero przy altanie w białkach dolnych napotkałem startującą grupę, okazało się ze są z mojej gminy, bo używali kajaków gminnych (takie jak mój z ostatniej wyprawy), jednak nikogo z nich nie kojarzyłem (jakieś małolaty).

Około12-13 dotarłem do mostu na trasie S17 i w okolicy spotkałem kolejne grupki kajakarzy, którzy płynęli do Bobrownik i Dęblina. Około godziny 14 dotarłem na miejsce mojego starego obozu z majowej wyprawy, gdzie tym razem zrobiłem sobie przerwę obiadową (Kus Kus +gołabki ze słoika+ mięso z słoika). Po zjedzeniu ruszyłem dalej ale pogoda zaczęła się psuć i pojawiły się burzowe chmury. Podczas podpływania do mostu w Bobrownikach, rozpoczęła się ostra ulewa i wraz z innym kajakiem rozpoczęliśmy morderczy wyścig pod most ale ostatecznie nim tam dopłynęliśmy to ulewa się skończyła. Ja za to trochę zwolniłem by pogadać sobie z napotkanymi kajakarzami, którzy płynęli pod Dęblin. Pytali mnie o sporo szczegółów dotyczących wyprawa długodystansowych i widać że spodobała im się taka opcja. Dałem nawet jednemu gościowi numer telefonu jak by miał jakieś dodatkowe pytania. Niedaleko ujścia Wieprza do Wisły rozstaliśmy się, oni dobili do brzegu a ja popłynąłem dalej. Po drodze też napotkałem cos Ala festyn albo imprezę poprawioną z wesela, puszczali głośno muzykę i chlali xD.

Ostatecznie około 16 dotarłem do Wisły a około 18 dotarłem do Prażmowa, gdzie zakończyłem swój krótki spływ. Było bardzo miło i mimo że burza złapała mnie pod koniec to i tak byłem zadowolony.

Przerwa obiadowa: 51.548619, 21.970775
Meta: 51.573705, 21.695366

No i to by było na tyle, z fartem mirski ( ͡º ͜ʖ͡º)
#podruzujzwykopem #podroze #pokazmorde
Pobierz
źródło: comment_16302335617EjdAI0oCdBCB0smjXo2wK.jpg
  • 34
oczywiście jak zawsze zabrałem za dużo rzeczy i jedzenia, których potem w cale nie użyłem/nie zjadłem. Ogólnie co wyprawę obiecuje sobie że będę kupował jak najmniej żarcia


@szaman136: skąd ja to znam...

Ludzie którzy rano jechali do pracy w #lublin musieli mieć dobrego mindfucka jak zobaczyli typa w kapoku ciągnącego kajak xD.

Właśnie sobie to wyobraziłam xDDD

Super wyprawa i relacja, miras! Pływaj, pisz - będę czytać i planować swoje wojaże
@MMM22 tzn ja kupowałem turystyki z wypożyczalni gdy robiłem dłuższe spływy żeby nie transportować kajaka. Mam dwa aquariusy Rio i Trump. Rio jest na pewno lepszy ale to o tak turystyk. Że sztywnych słyszalnem dobre opinie o jedynce roteko track czy jakoś tak.

Na ten moment jednak nie kupował bym sztywnego tylko coś wysokociśnieniowego np Aqua Marina tomahowk