Jak na mnie przystało, wziąłem się za instrumenta. Godzina późna, Księżyc napieprza w okno, wygwieżdżone niebo. Grając zastanawiam się co było wcześniej.
Patrząc na moje #!$%@?, przypominam sobie o tym, dlaczego mnie nie uformowali z innej gliny.
Automatycznie po urodzeniu zdiagnozowali u mnie wadę serca. Chcieli mnie ciąć, ale dla pewności mnie nie kroili - jak wynikało z relacji mamełe z tatełe.
Zazwyczaj byłem lichym, słabym, suchym chłopakiem, który przypominał trzcinę na wietrze. Nie należałem do fizycznych wygrywów, szybko się męczyłem i padałem jak kawka. W podbazie miałem zazwyczaj #!$%@? co jakiś czas, pomijając to, że często ze mnie szydzili.
Mój ojciec kupił mi gitarę (w wieku lat 6) a komputer trochę później. Gdy nie miałem przyjaciół to te dwie rzeczy jakby miałem zamiast tego społeczeństwa.
Przewijając taśmę z życia, przypominam sobię pewną historię:
Parę lat temu myślałem, że nie będe przegrywem. Jak na Churchilla przystało - zawsze szanowałem przepiękne gazele. W moim życiu, które było przepełnione stulejarstwem, znalazła się osoba wykazująca mną zainteresowanie. Na imię miała Karolina...
Typowym optymizmem stulejarza, który @nigdy nie miał dziewczyny, pomyślałem, że warto rozmawiać.
Jak zawsze na samym początku rozmowy o kupie i takie tam... Potem przeszło to na "etap spotkań". Poczułem się jak podbazjowicz, bo tak to dzieci nawet nie robią. Gdy praktycznie śmieszkowaliśmy, gdy się porządnie zgraliśmy, to
Podobnie było z kilkoma innymi. Albo to były #fz, albo #!$%@?ęcia z dupy...
Paradoksalnie, to, co umiem i kim jestem, miało mi pomagać w znajomościach (czytaj: instrumenty, bycie romantykiem itp.), a to tak naprawdę wielkie
Życie jest nazbyt brutalne, dlatego czasem wolę lecieć w obłokach, abym nie zderzył się z mentalnym betonem.
Jak na mnie przystało, wziąłem się za instrumenta. Godzina późna, Księżyc napieprza w okno, wygwieżdżone niebo. Grając zastanawiam się co było wcześniej.
Patrząc na moje #!$%@?, przypominam sobie o tym, dlaczego mnie nie uformowali z innej gliny.
Automatycznie po urodzeniu zdiagnozowali u mnie wadę serca. Chcieli mnie ciąć, ale dla pewności mnie nie kroili - jak wynikało z relacji mamełe z tatełe.
Zazwyczaj byłem lichym, słabym, suchym chłopakiem, który przypominał trzcinę na wietrze. Nie należałem do fizycznych wygrywów, szybko się męczyłem i padałem jak kawka. W podbazie miałem zazwyczaj #!$%@? co jakiś czas, pomijając to, że często ze mnie szydzili.
Mój ojciec kupił mi gitarę (w wieku lat 6) a komputer trochę później. Gdy nie miałem przyjaciół to te dwie rzeczy jakby miałem zamiast tego społeczeństwa.
Przewijając taśmę z życia, przypominam sobię pewną historię:
Parę lat temu myślałem, że nie będe przegrywem. Jak na Churchilla przystało - zawsze szanowałem przepiękne gazele. W moim życiu, które było przepełnione stulejarstwem, znalazła się osoba wykazująca mną zainteresowanie. Na imię miała Karolina...
Typowym optymizmem stulejarza, który @nigdy nie miał dziewczyny, pomyślałem, że warto rozmawiać.
Jak zawsze na samym początku rozmowy o kupie i takie tam... Potem przeszło to na "etap spotkań". Poczułem się jak podbazjowicz, bo tak to dzieci nawet nie robią. Gdy praktycznie śmieszkowaliśmy, gdy się porządnie zgraliśmy, to
Podobnie było z kilkoma innymi. Albo to były #fz, albo #!$%@?ęcia z dupy...
Paradoksalnie, to, co umiem i kim jestem, miało mi pomagać w znajomościach (czytaj: instrumenty, bycie romantykiem itp.), a to tak naprawdę wielkie
Życie jest nazbyt brutalne, dlatego czasem wolę lecieć w obłokach, abym nie zderzył się z mentalnym betonem.
Myślę, że to chyba istnieje w głowie
Komentarz usunięty przez moderatora
trochę ich na to poleci ( ͡° ͜ʖ ͡°)