Wpis z mikrobloga

#iiwojnaswiatowa #wojna #historia #ksiazki

Guy Sajer - Zapomniany Żołnierz

"Posuwaliśmy się w niewielkiej kolumnie złożonej z dziesięciu pojazdów. Ciężarówka, w której się znajdowałem, jechała mniej więcej w środku. Minęliśmy pluton czołgów przypominających pogrążone w mule potwory, gdy wyłaniają się podczas odpływu morza. Udawały się one na spotkanie ze znajdującym się zapewne w pobliżu nieprzyjacielem. Pomimo ogłuszającego warkotu ciężarówek, z lewej strony dochodził odgłos artylerii. Ernst i ja popatrzyliśmy na siebie niespokojnie. Zatrzymali nas Żołnierze przygotowujący stanowisko dla działa przeciwpancernego. — Wiejcie, chłopaki! — krzyknął oficer, kiedy zwolniliśmy. — Ruscy są tuż, tuż! To nam wystarczyło. Zastanawiałem się, jakim cudem Rosjanie, od których odskoczyliśmy co najmniej sto pięćdziesiąt kilometrów, mogli pojawić się tutaj. Ernst, który cały czas prowadził tatrę, dodał gazu. To samo zrobiło kilka jadących przed nami pojazdów. Nagle na niebie pojawiło się pięć samolotów lecących na średniej wysokości. Momentalnie zasygnalizowałem to przyjacielowi.
To Jaki! — krzyknął Ernst. — Musimy się schronić! Wszędzie dokoła było morze błota, tylko gdzieniegdzie widniały grupki niewysokich drzew. W powietrzu rozległo się donośne: „ter-ter-ter-ter"! Kolumna przyśpieszyła, usiłując wjechać w trochę bardziej pofałdowany teren by w ten sposób uchronić się przed sowieckimi samolotami. Pomimo wstrząsów jadącej ciężarówki i bryzgającego błota wychyliłem się na zewnątrz, aby lepiej widzieć. Nad nami trwała już walka powietrzna. Pojawiły się dwa Focke-Wulfy, strącając na swojej trasie dwa Jaki, które eksplodowały, hen za horyzontem na zachodzie.
(…)
Nasi ścigali dwa lub trzy pozostałe Jaki, lecz ostatni z nich zaczął ostro pikować na nasz konwój. Za nim rzucił się w pogoń jeden z Focke-Wulfów, usiłując najwyraźniej wziąć Ruska na celownik. Ledwie dotarliśmy do falistego terenu, gdy Rosjanin zaczął lecieć tuż nad ziemią, by móc otworzyć ogień z broni maszynowej. Jadące przed nami ciężarówki zatrzymywały się gwałtownie. Ci, którzy mieli dość sił, wyskakiwali z nich, jak tylko się dało, rzucając się w błoto. Ponieważ od kilku sekund miałem uchylone drzwiczki, bez najmniejszych trudności udało mi się zeskoczyć z auta stopami w błoto. Kiedy lądowałem w kałuży, nad nami rozległo się złowrogie: „ter-ter-ter-ter"! Leżąc twarzą w błocie, z zamkniętymi oczyma i rękami na głowie, słyszałem piekielny warkot obu przelatujących samolotów i odgłos broni maszynowej. W chwilę po tym doszedł do mych uszu głuchy odgłos eksplozji. Kiedy uniosłem głowę, zobaczyłem nabierający wysokości samolot z czarnymi krzyżami, a trzysta czy czterysta metrów dalej ciemną smugę dymu ze strąconego Jaka. Wokół wszyscy podnosili się z ziemi. Uff! Byliśmy w niezłych opałach!
— Ten już się nam nie dobierze do skóry — rzucił jakiś tęgi kapral, szczęśliwy, że zdołał przeżyć.
— Niech Żyje Luftwaffe! — wykrzyknęło kilku Żołnierzy.
— Nikt nie jest ranny? — wrzasnął feldfebel.
— No to w drogę!
Skierowałem się w stronę tatry, starając się choć z grubsza strząsnąć z siebie błoto, oblepiające mnie całego. Podchodząc do samochodu, zauważyłem dwa otwory w drzwiach, które pośpiesznie otworzyłem, wyskakując z ciężarówki w błoto, a które zamknęły się za mną same. Dwa okrągłe otwory o metalicznych obwódkach po odpryskach farby. Bez słowa otworzyłem nerwowo szoferkę. Tam dostrzegłem człowieka, którego widoku nigdy nie zapomnę, człowieka na j normalniej w świecie opartego o ławkę, człowieka, którego połowa twarzy była jedną, krwawą masą...
— Ernst! — odezwałem się zduszonym głosem
— Ernst! (rzuciłem się w jego kierunku). — Ernst! Ernst! Co jest...? Odpowiedz! Ernst! (nieprzytomnym wzrokiem starałem się dojrzeć rysy twarzy mojego nieszczęsnego przyjaciela).
— Ernst! — wrzasnąłem płaczliwym tonem. Kolumna samochodów ruszała już w drogę. Zeskoczyłem z ciężarówki. — Stać! Stać! Zatrzymać się! Jadące na czele pojazdy oddalały się powoli. Dwie ostatnie ciężarówki, znajdujące się za nami, trąbiły niecierpliwie.
— Hej! Wy tam! — krzyczałem, biegnąc w ich kierunku. — Zatrzymajcie się! Chodźcie... Mam rannego! Byłem oszołomiony. Uchyliły się drzwiczki jadącej bezpośrednio za mną ciężarówki. Z kabiny wychyliło się dwóch Żołnierzy.
— No, co jest, młodzieńcze?! Jedziesz, do cholery, czy nie?!
— Zaczekajcie! — wrzeszczałem jak opętany. — Mam rannego...
— A my mamy trzydziestu! — ryknęli obaj. — Zasuwaj! Niedaleko jest szpital!
— Ale to jest Ernst Neubach! Chodźcie, na miłość boską! Zachowywałem się jak obłąkany.
— No jedź już! — darli się — albo będziesz musiał pochować w błocie tego twojego rannego!
Wrzeszczeli tak głośno, Że prawie siebie nie słyszałem. Warkot mijających mnie ciężarówek zagłuszył moje rozpaczliwe wołania. Pozostałem sam z rosyjską ciężarówką pełną rannych Żołnierzy i z rannym lub umierającym Neubachem.
— Gnoje! Zaczekajcie na mnie! Zaczekajcie na mnie...! Nie odjeżdżajcie!
Wybuchnąłem rozpaczliwym płaczem, po czym przyszedł mi do głowy szalony pomysł. Chwyciłem mauzera, który został w kabinie. Zalane łzami oczy nie pozwalały mi normalnie widzieć. Po omacku znalazłem rączkę zamka i skierowałem b--ń lufą ku niebu. Wystrzeliłem pięć nabojów z magazynka, mając nadzieję, Że odjeżdżający odbiorą to jako wołanie o pomoc. Ciężarówki oddalały się, pozostawiając błotniste bruzdy."
Cender - #iiwojnaswiatowa #wojna #historia #ksiazki

Guy Sajer - Zapomniany Żołnier...

źródło: comment_1626426908jPZhW6Di5I0g1I2vOmmPHM.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach