Aktywne Wpisy
Mefedronka +465
Mirki, w końcu jestem singielką. Mogę robić co chcę.
Potrzebuję 500 plusów, żeby rozpocząć szalony projekt.
Każdemu plusującemu prześlę na pw zdjęcia.
Będzie to z jedną, no... może dwiema takimi marchewkami jak się uda.
Raczej na wykopie nikt tego nie robił, więc jakiś powiew świeżości doświadczycie.
Plusy zbieram do godz. 18:00. (。◕‿‿◕。)
Kto mnie zna, ten wie, że dotrzymuję słowa i wysyłam zdjęcia na prośbę
Potrzebuję 500 plusów, żeby rozpocząć szalony projekt.
Każdemu plusującemu prześlę na pw zdjęcia.
Będzie to z jedną, no... może dwiema takimi marchewkami jak się uda.
Raczej na wykopie nikt tego nie robił, więc jakiś powiew świeżości doświadczycie.
Plusy zbieram do godz. 18:00. (。◕‿‿◕。)
Kto mnie zna, ten wie, że dotrzymuję słowa i wysyłam zdjęcia na prośbę
LatajacyOwad +4
W przypadku wojny, z przydział do jakiej roli byłby dla Ciebie najbardziej akceptowalny?
- Żołnierz wojsk powietrzno-desantowych 3.8% (37)
- Żołnierz piechoty 3.3% (32)
- Snajper 10.1% (98)
- Pilot drona bojowego 21.5% (209)
- Kierowca ciężarówki 4.4% (43)
- Kierowca transportera opancerzonego 1.1% (11)
- Człogista 2.5% (24)
- Kucharz 26.3% (256)
- Sanitariusz 3.9% (38)
- Logistyk 23.1% (225)
Niedouczony, niecierpliwy i żądny wrażeń uczeń to przekleństwo każdego mistrza - a to dorwie się taki do jakiejś zakazanej księgi, a to wykradnie jakiś magiczny artefakt, a to znowu zamieni się przez przypadek w kurczaka lub przyzwie Wielkiego Przedwiecznego.
Średniowieczni młodzi adepci #magia i #nekromancja również przejawiali niezdrową tendencję do pakowania się w kłopoty. Jeśli wierzyć źródłom pisanym, konsekwencje ich wybryków bywały równie spektakularne, co tragiczne w skutkach. Warto dodać, że w średniowieczu rolę mistrza-nekromanty odgrywał tradycyjnie nauczyciel akademicki lub wykształcony duchowny, natomiast rola niesfornych uczniów przypadała studentom i klerykom - w niektórych źródłach słowa "student", "uczeń" i "kleryk" są czasem używane wymiennie jako określenia młodych, uczących się osób.
Poniżej kilka średniowiecznych opowieści obrazujących, jak kończyły się czasem eksperymenty ciekawskich uczniów i zbyt pewnych swych umiejętności adeptów.
...przeczytam, co może pójść nie tak?
Ta historia pochodzi ze wspomnień Jóna Halldórssona, islandzkiego biskupa żyjącego na przełomie XIII i XIV wieku. Wydarzyła się podobno w czasie, kiedy duchowny studiował na uniwersytecie w Paryżu (studia zaczynano wówczas około czternastego roku życia). Jeden z nauczycieli akademickich Jóna miał w zwyczaju przynosić na zajęcia jakąś dziwną księgę, prawdopodobnie magiczną. Jak się można domyślić, wzbudziło to ciekawość ucznia.
Pewnego dnia mistrz wyszedł w trakcie zajęć i pozostawił dziwną księgę bez nadzoru. Młody Jón zrobił wówczas to, co pewnie zrobiłby każdy ciekawski uczeń na jego miejscu - podszedł do pulpitu i zerknął do księgi. Mało tego, przeczytał sobie na głos krótki fragment.
Jak tylko skończył, za oknem natychmiast rozpętała się gwałtowna wichura, zupełnie nieoczekiwana o tej porze roku. Jón trochę się przeraził, zwłaszcza, że nie miał pojęcia, jak to odkręcić. Co gorsza, na korytarzu rozległy się kroki powracającego mistrza. Jón pośpiesznie usiadł z powrotem na swoje miejsce, udając, że nic się stało.
Mistrz wrócił, spojrzał za okno i trochę się zdziwił. W zdumieniu orzekł, że jeśli taka wichura potrwa do wieczora, to niechybnie osuszy wszystkie jeziora w całym kraju. W tym momencie przyszło mu do głowy, że ktoś tu chyba poczęstował się jego księgą - i zażądał wyjaśnień. Jón ostatecznie przyznał się do swojego postępku i opowiedział, co zrobił.
Mistrz, jak tylko usłyszał całą historię, pośpiesznie zajrzał do księgi i przeczytał na głos jakiś inny jej fragment. Wichura natychmiast ucichła, a Jón w swoich wspomnieniach podsumował cały przypadek słowami: "takie rzeczy wydatnie pokazują, jakie sztuki żyją w [magicznych] księgach..."
Co ciekawe, o upodobaniu paryskich wykładowców do ksiąg magicznych wspominał też teolog Guillaume d'Auvergne, który również studiował w Paryżu - na kilkadziesiąt lat przed Halldórssonem.
...przywołam, co może pójść nie tak?
Rzecz ta miała się zdarzyć pod koniec XV wieku, za panowania wielkiego mistrza krzyżackiego Jana von Tieffen. W tej historii, opisanej w Kronice Szymona Grunaua, mamy grupę dwunastu studentów z Królewca, którzy postanowili, że przywołają diabła, aby uzyskać od niego magiczny przedmiot - tak zwany trzynasty szyling. Ta cudowna moneta miała sprawiać, że posiadającemu ją człowiekowi nigdy nie brakowało pieniędzy. Jak stwierdza kronikarz, ten, kto miał trzynasty szyling, "mógł hasać do woli" ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Studenci - co ciekawe, wszyscy mieli na imię Jan, co może mieć znaczenie symboliczne lub mediacyjne - udali się w noc Bożego Narodzenia na położone nieopodal miasta wzgórze Glappenberg (na którym w 1273 roku miał zostać stracony wódz pruskiego plemienia Warnów). Odprawili tam rytuał, którego elementem miało być podeptanie krzyża. Wkrótce potem ujrzeli wokół siebie diabelskie zwidy i samego diabła, który zaczął do nich przemawiać w obcym języku.
Studenci okazali się jednak nieco roszczeniowi, bo oprócz trzynastego szylinga zażądali od diabła, żeby wyjawił im miejsce ukrycia skarbów (częsta praktyka - uważano, że demony mają wiedzę o wszelkich zakopanych pod ziemią bogactwach), a także, żeby przepowiedział im przyszłość i ujawnił, czy zakon krzyżacki odzyska ziemię pruską. Nie do końca wiadomo, czy diabeł poczuł się urażony, czy to studenci zaniedbali BHP, czy może i jedno, i drugie - tak czy inaczej, sprawa skończyła się niewesoło.
Po kilku godzinach trwania rytuału bilans był następujący: czterech Janów padło trupem na miejscu, a czterech oszalało, bo choć otrzymali upragniony trzynasty szyling, nie mogli się go pozbyć - chodzi prawdopodobnie o to, że jak wiele przeklętych przedmiotów, nawet wyrzucony "powracał" do właściciela. Reszta studentów przeżyła tylko dlatego, że uciekła do pobliskiego kościoła i opowiedziała tam o wszystkim duchownemu.
Mistrzu, pomusz
Wyjątkowego pecha musiał mieć uczeń pewnego nekromanty z Toledo, który w wyniku błędu w sztuce wziął i umarł, a jego dusza została zaciągnięta przez przywołanego demona do piekła. Nie wiadomo dokładnie, co poszło nie tak - śmierć w trakcie rytuału następowała często z przestrachu, więc może podczas inkantacji uczeń zapomniał zakląć demona, żeby przybył do niego w postaci niebudzącej przerażenia. Tak czy inaczej, sprawa musiała być poważna.
Na szczęście, mistrz zlitował się nad uczniem i podjął się żmudnych, subtelnych negocjacji z diabłem celem odzyskania duszy nieszczęśnika. Przywrócony do życia młodzieniec uznał jednak, że ten fach chyba nie jest dla niego - podziękował mistrzowi, wyjechał z Toledo i resztę życia spędził jako mnich w klasztorze cysterskim.
Ilustracja poniżej: diabeł niosący duszę do piekła. Widać, że lubi swoją robotę.
#apaturium - zapraszam do obserwowania ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#sredniowiecze #historia #qualitycontent