Wpis z mikrobloga

@uhu8 no no no, pierwsza połowa dekady 00s, gdzie pod hasłem 'new rock revolution' gitarowe granie było w rozkwicie, w jakim pewnie nie było już nigdy po, to faktycznie był #!$%@? moment dla rocka xD

@KurtGodel: patrzysz wycinkowo. W latach ~1995-2003 niewiele dobrego powstało. A jak powstawało, to ciężko na to było trafić, o ile ktoś nie ganiał po sklepach muzycznych.
I see your point, ale #!$%@?, umówmy się, że omawiany okres to nie był "drugie 1989-1992" z naciskiem na 1991.
@uhu8: 95-03 to nie jest okres, o którym wspomniałem.
ja po sklepach wtedy nie ganiałem, sebki, z którymi grałem po szkole w piłkę też nie, a nawet oni kojarzyli "Take Me Out" Franza Ferdinanda z anime music video zmontowanego z Dragon Balla Z, Banquet Bloc Party zasłyszanego na pirackiej fifie na plejkę, czy potrafili zanucić linię basową z Seven Nation Army wspomnianego White Stripes... ¯\_(ツ)_/¯

to tak żeby się nie zagłębiać
@KurtGodel: no ok, masz rację. Rock istniał, ale nie przebijał się w "wcześniej moich" stacjach radiowych i tv, a to co powstawało w rocku było w mniejszym stopniu "moimi klimatami". Linkin Park i Soad nigdy nie były moimi klimatami, a sam Franz Ferdinand to za mało, żeby uratować rok zdominowany w mediach przez Britney Spears czy Eiffel 65.
Z 1991 to też nie o Gunsów mi chodziło, tylko czarny album Metalliki,