Wpis z mikrobloga

Hej, napisałem takie tam opowiadanko o #krzysztofgonciarz i #mariuszmaxkolonko zainspirowany podcastami Pogadajmy Sobie

Tego ranka Gonciarz siedział w swoim ulubionym fotelu, w salonie swojej ulubionej, podwarszawskiej willi. Ósemkę dzieci wyjątkowo odprawił do szkół lokaj, by jego wierna żona – Kasia – mogła przy nim być w tych ciężkich chwilach. Przed Gonciarzem widniała konieczność dokonania trudnego, lecz nieuniknionego wyboru. Kasia siedziała mu na kolanach wtulając się w jego umięśniony tors. Gonciarz patrzył głębokim, analitycznym wzrokiem na holoekrany wyświetlające się nad zabytkowym stołem i leżące na nim wycinki gazet, kartki z książek. Twórca od miesięcy studiował je jako przygotowania do pełnometrażowego filmu dokumentalnego jaki miał kręcić. „Historia przemian ostatnich… 11 lat” myślał. „Kto mógł się spodziewać jak to się wszystko potoczy?” pytał sam siebie. Jak również pytał sam siebie jak to możliwe że rzeczywistość której chciał być skromnym komentatorem wciągnęła go tak nagle w kluczowy swój punkt. Przejechał ponownie wzrokiem po holoekranach na których widniały artykuły. Listopad 2015 „Nieoczekiwana nominacja na stanowisko prezesa TVP” i dalej w artykule „Nowo wybrana partia rządząca postanawia powierzyć stanowisko prezesa telewizji publicznej popularnemu wśród Polonii i nie tylko, komentatorowi, Mariuszowi Maxowi Kolonko”, „Co ciekawe, nowy prezes nie zamierza nawet przyjeżdżać do Polski, w imię swojej idei e-planingu, zamierza zarządzać telewizją ze swej siedziby w Nowym Yorku”. Kwiecień 2016 „Mariusz Max Kolonko odchodzi z TVP by rozpocząć własny projekt medialny”. Czerwiec 2016 „Mariusz Max Kolonko wyrasta na lidera?”. Grudzień 2016 „Co oznacza powstanie „Fundacji Rewolucyjnej”?”. Maj 2017 „Jak największy konglomerat medialny w Polsce radzi sobie na światowym rynku?”
Gonciarz przetarł oczy. Kasia zwróciła twarz ku jego twarzy. Wpatrywali się w siebie chwilę.
– Wiesz już dobrze co musisz zrobić – powiedziała Kasia.
– Wiem ale…
– Już niema miejsca na żadne „ale”. To co było w nas złe należy odrzucić, nieważne jak blisko z tym byliśmy. Musimy kroczyć drogą prawdy, nieważne jak bolesna by była.
– Wiem to wszystko lecz… ta droga naprawdę jest bolesna. I nie wiem, czy jest przeznaczona dla mnie. Czy jestem odpowiedni…
– Kochanie – objęła go – nie mówiłabym tak stanowczo gdybym nie miała absolutnej pewności, że nie ma odpowiedniejszej osoby do tego zadania niż ty. Że… ty sobie poradzisz… – to mówiąc ucałowała go w czoło.
Gonciarz wziął głęboki oddech.
– Dziękuje – powiedział odwzajemniając pocałunek – jesteś moją opoką. Teraz zrobię to, co słuszne bez lęku.
Kasia zeszła z jego kolan pozwalając mu wstać. Gonciarz pożegnał się z żoną i udał się do garażu, gdzie czekał na niego samochód. Auto otworzyło drzwi automatycznie. Gonciarz zasiadł w siedzeniu kierowcy i wyznaczył cel sztucznej inteligencji. Nowy Pałac Prezydencki. Samochód wyjechał z terenu willi i znalazła się na drodze ku miastu. „Warszawa…” pomyślał Gonciarz. Stolica w ostatnich latach zmieniła się nie do poznania. Rządy Mariusza Maxa Kolonki po sformowaniu IV-tej Republiki Polskiej Obojga Narodów, były okresem gigantycznego wprost rozwoju o rozmiarach, których nikt się nie spodziewał. Wzrost gospodarczy wymusił niemal kompletną przebudowę stołecznego miasta. Monumentalne, futurystyczne budowle zajmowały 472% powierzchni Warszawy z początku 2020. Idealna stolica nowego imperium jakim stała się Polska.
Samochód Gonciarza zwolnił – wjeżdżał już na teren zabudowany, trzeba było być ostrożnym. Jechał właśnie po ulicy Bitwy Chicagowskiej, pamiętnego starcia gdy to właśnie polonijne oddziały pod zdalną wodzą Mariusza Maxa Kolonki zdecydowały o losach kluczowego starcia w wojnie między USA a Wolnymi Stanami George’a Floyda w listopadzie 2020. Lecz teraz był 2030, teraz były już nowe problemy, z którymi to Gonciarz będzie musiał się zmierzyć.
Zbliżał się powoli do centrum czego widzialną oznaką były wielusettysięczne tłumy protestujących. Pełno było oddziałów policji i wojska. Między budynkami latały helikoptery, drony i policjanci z jetpackami. W atmosferze czuć było napięcie. Każdy o odpowiednim oku był wstanie dostrzec, że wszyscy oni tylko czekają by rzucić się sobie do gardeł. Czekają. Na odpowiedni sygnał. Na czele strajku stała Hanna Tygras, tyleż piękna co niebezpieczna kobieta – wielka, charyzmatyczna przywódczyni środowisk konserwatywnych, przywódczyni opozycji. Gonciarz wysiadł z auta i stanął przed oddziałem tajnych służb. Nie musiał się w żadnym wypadku przedstawiać. Osoba jego pokroju, szanowany i cieszący się autorytetem społecznym biznesmen, artysta, intelektualista, mentor i drogowskaz życiowy dla rzesz ludzkich – Krzysztof Gonciarz był im oczywiście znany. Tak samo jak znane było tajne jego zaproszenie przez prezydenta Kolonko na spotkanie w Pałacu Prezydenckim. Agenci zebrali się wokół niego i aktywowali krąg teleportacyjny, który przeniósł go przed wejście do pałacu. Brama otworzyła się. Gonciarz obrócił się jeszcze by ujrzeć plac IV-tej Republiki, tłumy protestujących i pomnik Nemezis, której kult ustanowił Kolonko po zwycięstwie w wolnych od zbiórek podpisów wyborach prezydenckich. W tłumie, na piedestale zobaczył również Hannę Tygras. Ich spojrzenia się spotkały. Gonciarz odwrócił się i wszedł na teren pałacu. Budynek był wielki, niektóre jego punkty sięgały 1500 metrów i zajmował 13% obecnej powierzchni Warszawy. Wykonany był w stylu klasycystycznym. Po wejściu do środka Gonciarz znalazł się w ciemnym, podłużnym holu. Ściany i podłoga wykonane były z czarno-zielonego kamienia, kolumny zaś z milionów maleńkich, całkowicie czarnych kostek kryształu, połączonych ze sobą. Sufit toną w mroku. Jedyne światło pochodziło od rozstawionych regularnie między kolumnami lamp stylizowanych na te z międzywojnia. Gonciarz przeszedł po czerwonym dywanie do końca holu, gdzie czekała na niego otwarta winda z jednym tylko przyciskiem. „Do prezydenta” głosił złoty napis. Po wciśnięciu go drzwi windy zamknęły się. Winda dysponowała technologią niemal całkowicie uniemożliwiającą wyczucie ruchu. A jeśli nawet pasażer go wyczuje, nie uda mu się wyczuć jego kierunku.
Po chwili drzwi windy rozwarły się ponownie, ukazując Gonciarzowi salę fotelową. Po opuszczeniu windy Gonciarz zdał sobie sprawę iż winda wyszła z podłogi, stawiając go blisko podwyższenia, na którym znajdował się fotel prezydencki. Siedział na nim sam prezydent-prorok, Mariusz Max Kolonko w otoczeniu swoich akolitów. Nie było to wcale oczywiste, gdyż przez większość swojej prezydentury nie opuszczał „schowka na miotły”. Nawet na najważniejsze święta państwowe nagrywał swoje orędzia do narodu a następnie puszczano je na wielkich ekranach w całej Polsce. Jego przyjazd oznacza, że wziął obecną sytuację na poważnie.
– Jesteś więc.
– Tak, Panie prezydencie – rzekł chłodno.
– A zatem. Jak pewnie widzisz sytuacja jest poważna. Te protesty… One nie skończą się dobrze. Z moich analiz wynika, że osiągniemy punkt nemezis. Właśnie dziś. Dlatego właśnie tak ważne było sprowadzenie cię tu osobiście. Sprowadzenie mnie tu osobiście… - widać było po nim roztrzęsienie – Teraz, właśnie w tym momencie, wraz z upływem czasu dochodzi do wielkich pływów kosmicznych sił i… - zamilkł pochylony. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. – Ty – wskazał na niego – ty jesteś kluczem. W twoich rękach leży los hasztag R revolution, wszystkiego co zbudowaliśmy – wystawił obie ręce w błagalnym geście – możesz zatkać dziurę w czasoprzestrzeni tej czasoprzestrzeni… swoim poparciem dla nas.
Wpatrywali się w siebie oczekują na to co miało za chwilę nastąpić. Prezydent Kolonko wyprostował się powoli, dysząc z rozemocjonowania, opadł na oparcie fotela. W końcu po chwili zdającej się być wiecznością Gonciarz odezwał się.
– Rozumiem… lecz nie mogę go udzielić.
Ponownie zapadła cisza przerywana tylko szemraniem akolitów Kolonki.
– Nie rozumiem – oczy mu się zwęziły, oddech przyspieszył.
– Przykro mi, Panie prezydencie. Nie udzielę Panu poparcia.
Na te słowa szemranie wśród akolitów podniosło się jeszcze bardziej. Nagle jeden z nich zbliżył się do fotela prezydenckiego i pokazał swemu liderowi obraz z tabletu. Mariusz zaczął się trząść i sapać jeszcze bardziej niż wcześniej. Zwężone źrenice biegały po oczach jak oszalałe. Prezydent powstał gniewnie odpychając sługusa tak mocno, że ten padł na podłogę. Odwrócił się do płaskorzeźby Nemezis na ścianie za fotelem.
– A więc to tak… - mówił z szaleńczym uśmieszkiem. Zwrócił się do Gonciarza. – To ty… ucieleśnienie punktu nemezis – oczy mu płonęły. Na przemian warczał i zalewał się śmiechem.
– P… Panie prezydencie – odezwał się jeden z akolitów, który podniósł tablet obrazujący sytuacje w Polsce – sytuacja powtórzyła się w innych miastach. Kraków, Poznań, Wrocław, Gdańsk, Szczecin, Lublin, Rzeszów, Lwów, Mińsk, Wilno, Kijów! Teraz Białystok i Toruń… I regularnie dołączają następne. Z protestujących tłumów wyszły uzbrojone oddziały. Cała Polska to pole bitwy. Policja i tajne służby sobie nie radzą, a zaskoczone wojsko nie jest w stanie się zmobilizować. To skala, której nie przewidywaliśmy, czy przejmie Pan dowodzenieeeiii AAAAA!
Kolonko uderzył go w furii. Sługa przeleciał pół sali nim uderzył o posadzkę z trzaskiem pękających kości. Max wziął głęboki oddech.
– Planowałeś to prawda? Planowaliście!? Jak mogłeś zdradzić swego prezydenta!?
– Prezydenta? Szaleńca. Popatrz na siebie! Popatrz na to wszystko! To… To sekciarstwo! To właśnie rewolucja.
– Moja rewolucja przyniosła chwałę Rzeczpospolitej! To ja pierwszy zjednoczyłem naród polski i polonijny, obaliłem stare rządu postkomuny, sprawiłem, że Polacy stali się panami i właścicielami we własnym kraju, odzyskałem dla Polski kresy!
– Tak! Ja zdaję sobie z tego sprawę. Nie myśl, że to wszystko przychodzi mi z łatwością… Ja też w ciebie wierzyłem. I byłem dumny z twojego dzieła. Ono z pewnością przetrwa, niezależnie co się z tobą teraz stanie. Przyrzekam ci to.
– Milcz!
– Jednak nie mogę dłużej przymykać oko na gwałt jaki dokonuje się na polskiej wierze, tradycji i wartościach! Ten śmieszny kult i sprawa aborcji…
– To Nemezis zaprowadziła nas tutaj, tu gdzie jesteśmy!
– Jeszcze nie jest za późno. Poddaj się. Każ policji i służbom się wycofać i nie interweniować w działania Strajku i ustąp ze stanowiska.
– Jak śmiesz, ja jestem demokratycznie wybranym prezydentem IV-tej RP, w wolnych od zbiórek podpisów wyborach! Ten urząd to ja!
– Ja nie wierzę w demokrację. Ponieważ za jej fasadą rządzą mafie, służby i loże.
To powiedziawszy zaczął iść ku podwyższeniu na jakim znajdował się Kolonko. Ten machnięciem ręki wysłał swoich akolitów do ataku. Jeden rzucił się na Gonciarza lecz ten złapał napastnika w locie i cisnął nim, zwalając z nóg trzech innych. Następnie podbiegło do niego dwóch próbujących wyprowadzić ciosy lecz Gonciarz uniknął ich bez trudu i jednym, sprawnym ruchem położył obydwu na ziemię.
– I co? Tylko na tyle stać słynnego Krzysztofa Gonciarza? – wołał Kolonko.
Pięciu powalonych przez niego wstało, a reszta zdążyła go otoczyć. Teraz walka zaczęła się na serio. Ciosy sługusów Kolonki sypały się bezlitośnie, lecz Gonciarz przyjmował je wszystkie po czym gromił ich własnymi. Kolonko słuchał dźwięków walki wpatrując się w ekran, na którym widniały obrazy przebiegającego właśnie powstania. Zdobywane ulice i budynki, osaczane oddziały policji i służb, niszczone strategiczne punkty komunikacyjne, odcinano prąd bazom a sporadycznie nawet wysadzano arsenały by opóźnić mobilizację wojska. Wszystko przebiegało w niewiarygodnym tempie i z nieludzką wręcz precyzją.
– A więc tego chcesz. Tego właśnie chcesz kochanie, prawda!? – Mówił zwrócony ku płaskorzeźbie Nemezis. – Zatem to dostaniesz bejbe! – zdarł z siebie górną część swojego ubioru – własnoręcznie wygnę czasoprzestrzeń na właściwe miejsce jeśli tego chcesz!
Zszedł z podwyższenia i skierował się w stronę Gonciarza. W tym momencie na polu walki zostało tylko trzech akolitów. Widząc co się dzieje zaprzestali walki zaczęli odsuwać ciała pokonanych towarzyszy.
Stanęli naprzeciw siebie. Rozpoczęli pojedynek bez słów. Pierwsza seria ciosów i uników trwała kilka minut. W końcu Gonciarz pojął rytm ciosów Kolonki i w odpowiednim momencie wydał cios którego Max się nie spodziewał, lecz był on zbyt słaby. Mariusz przyjął go i odpowiedział jeszcze zacieklejszą serią ciosów. Krzysztof zaczął się cofać. Przeraziła go myśl, że może nie dać rady, że może zawieść. Był kluczowym elementem planu. Siły i zasoby powstania były dokładnie wyliczone na spacyfikowanie policji i służb oraz opóźnienie wojska. Wszystko opierało się na tym, że po przejęciu od środka Pałacu Prezydenckiego przez Gonciarza a w nim wszystkich osób władzy, w obliczu spektakularnych sukcesów powstania wojsko uzna procesy kształtowania się nowej władzy warszawskiej jakie zajdą potem. Lecz jeśli teraz przegra, Kolonko upojony sukcesem przejmie ręczne sterowanie nad wszystkimi organami militarnymi i poprowadzi je do stłumienia powstania. Konsekwencje tego były by straszne. Lecz wtem przypomniały mu się słowa jego żony, Kasi. „…nie mówiłabym tak stanowczo gdybym nie miała absolutnej pewności, że nie ma odpowiedniejszej osoby do tego zadania niż ty. Że… ty sobie poradzisz…” Gonciarz spiął się i złapał pięść Kolonki. Prezydent wyrwał się lecz teraz to Gonciarz przejął inicjatywę. Nastąpiła kolejna wymiana ciosów. Gonciarz teraz wiedział dobrze co musi zrobić. Znał już styl Kolonki. Poczekał na odpowiedni moment i wyprowadził cios. Z całą mocą. Kolonka poleciał przez salę. Przebił się przez fotel i zatrzymał dopiero na płaskorzeźbie Nemezis, którą przecięły głębokie pęknięcia. Kolonko następnie spadł pięć metrów w dół na podłogę.
Gonciarz odetchnął. Rozejrzał się. Trzej ostali akolici po ułożeniu swoich kompanów pod ścianą w bezpiecznych pozycjach zmierzało do końca korytarza by się ewakuować. Gonciarz potężnym skokiem znalazł się przed nimi po czym ich znokautował.
– Niema co zwlekać – powiedział do siebie Gonciarz – trzeba czym prędzej przebić się do pokoju sterowania budynkiem, powinien być niedaleko i… - Zamilkł. Na drugim końcu sali usłyszał ciche sapanie. Przebiegł szybko pomieszczenie. Kolonko przeżył. Nie był jednak w stanie się podnieść. Miał połamane wszystkie kości. Próbował coś powiedzieć. Gonciarz kucną nad nim. Wsłuchał się w jego głos.
– Co zamierzacie zrobić?
– To co ty mogłeś zrobić a czego nie zrobienie doprowadziło cię do zguby. Mogłeś przywrócić blask chwały dawnego porządku. Odwrócić losy zmian światowych, ocalić ludzkie dusze od degeneracji. Mogłeś zostać królem. Teraz mnie przyjdzie dźwigać to brzemię.
Gdy to usłyszał, Mariusz Max Kolonko wyzionął ducha.

#heheszki #4konserwy #polityka