Wpis z mikrobloga

Cały ten język młodzieżowy to jedna wielka ściema i mistyfikacja. Tego nie ma. To wymyślono po to, żeby językoznawcy mieli z czego robić stopnie naukowe.
Ewentualnie moja teza w wersji słabszej: większość tak zwanego "języka młodzieżowego" to nonsens, a nie żaden język.

Słowa kandydujące to tytułu "młodzieżowe słowo roku" można podzielić na trzy grupy:
1. Opisujące zjawiska występujące wśród młodzieży: alternatywka, julka, jesieniara. Pojawiło się coś nowego - trzeba to nazwać. Te słowa nie są żadnym "językiem młodzieżowym", są po prostu nazwami nowych zjawisk w młodzieżowej kulturze. Przykładowo, słowa "alternatywka" może równie dobrze używać 17-latek i 70-latek, bo gdyby ten drugi chciał jakoś opisać sposób bycia swojej wnuczki, to lepszego słowa po prostu nie ma. Fakt, że młodsi częściej używają tego słowa wynika jedynie stąd, że częściej stykają się z jego desygnatem.

2. "Eluwina", "eluwa", "narson", "wiadomix" (wszystkie te żenujące słowa wziąłem ze słownika nastolatków na stronie edziadkowie.pl) - pewna podgrupa młodzieży lubi manifestować swoją oryginalność przez takie improwizowane na gorąco zniekształcenia. Gdy spotkamy takiego kogoś za tydzień, przywita się z nami już inaczej - wymyśli już coś nowego do tego czasu. To są słowa efemeryczne, niestabilne, jednorazowe wykwity czyjejś kreatywności. Czyjeś jednorazowe powiedzonka. Może i fajne, ale sądzę, nawet ich autorzy uznaliby ich częste używanie za obciach.

3. "Dwudzionek", "zwyklak", "masny", "mamadżer" - tych słów nie ma. Ktoś je kiedyś wymyślił, komuś innemu się spodobały, więc je zgłosił, kapituła konkursu je doceniła, bo faktycznie są pomysłowe. Owszem, są fajne, nie mówię, że nie.. Ale na tym w sumie koniec. Nie upowszechniły się. Zniknęły, zanim weszły do języka potocznego.

#mlodziezowesloworoku #jezykpolski
  • 1