Wpis z mikrobloga

Mili Państwo, od kilku dni media stawiają pytanie, dlaczego Arndt Freytag von Loringhoven, wytypowany na nowego ambasadora Niemiec w Warszawie, nie dostał jeszcze agrément, czyli zgody na przyjęcie szefa misji dyplomatycznej.

Spekuluje się, że chodzi o ojca dyplomaty, który był oficerem Wehrmachtu, adiutantem Guderiana i Krebsa oraz pełnił służbę w bunkrze Hitlera w kwietniu 1945 roku. W dodatku, jakiś jego dalszy przodek był Krzyżakiem.

Sam nie wiem, dlaczego agrément wciąż nie ma. Natomiast nieco bawi mnie lament wielu komentatorów nad tym, jak to kompletnie dewastujemy relacje z Niemcami w imię nie-wiadomo-czego. Od trzech dni czytam te załamywania rąk i zastanawiam się, czy ostatnie sześć lat obfitych w międzynarodowe zawirowania uszły uwadze ich autorów, którzy zachowują się jak zakochany młodzian, skrupulatnie analizując każdy swój gest względem oblubienicy, w obawie, że może skończyć się zerwaniem i gotowi są natychmiast błagać o wybaczenie, jeśli na jej twarzy zobaczą choć cień niezadowolenia. Tymczasem, polityka zagraniczna to nie ballady i romanse, a uniżenie jest wskazane tylko, gdy przynosi korzyści. Historia najnowsza relacji polsko-niemieckich nie wskazuje jednak, by pokora była tu wskazana.

Po pierwsze, prowadzona za czasów Radosława Sikorskiego mocno proniemiecka polityka zagraniczna, znana jako „powrót do polityki piastowskiej” nie przyniosła Polsce praktycznie żadnych namacalnych korzyści. Kanclerz Merkel zupełnie zlekceważyła polskie umizgi, czego przykładem jest chociażby sprawa pierwszego Nord Streamu. Sprawa, którą, nota bene, potem Sikorski starał się ze wszystkich sił relatywizować w swej lukrowanej książce-autoreklamie, gdzie oskarżał polskie porty o pieniactwo, bo obawiały się, że układanie gazociągu ograniczy do nich dostęp (tak, polski minister spraw zagranicznych miał pretensje do polskich portów, że protestują przeciw niemieckiem projektowi mogącemu uderzyć w ich interesy).

Nie bez powodu przywołałem postać Angeli Merkel i sprawę Nord Stream - w przypadku tej polityk, partnerstwo niemiecko-rosyjskie w kontekście polskim jest bowiem nad wyraz symboliczne, gdyż ubiegając się ona o urząd kanclerski zapewniała Polaków, że za każdym razem, gdy pojedzie do Moskwy, to będzie się zatrzymywać w Warszawie. Jak się miały te deklaracje do rzeczywistości - wszyscy wiemy, a wypełnione rosyjskim gazem rury podbałtyckiego gazociągu są tego smutnym znakiem. Zdanie Polski - mimo wzajemnych pięknych zapewnień o przyjaźni i współpracy - było lekceważone.

Po drugie - właśnie, najważniejsza rzecz. Berlin lekce sobie waży polskie interesy i nie czyni na tym polu specjalnych ukłonów w naszą stronę. Przykładów jest wiele i wystarczy przejrzeć katalog spraw istotnych dla regionu, by się o tym przekonać. Chronologicznie będzie to: casus Nord Stream, sprawa wojny na Ukrainie i rozmów w formacie normandzkim, kryzys migracyjny, Nord Stream 2 i cały anturaż w postaci skandalicznych prac nad dyrektywą gazową czy kwestia amerykańskich sankcji, relacje UE-Rosja, sytuacja na Białorusi - we wszystkich tych sprawach Niemcy jawnie dawali do zrozumienia, że nie widzą w Polsce partnera do wspólnej gry politycznej. Przy żadnej z tych spraw przesadnej troski i uwrażliwienia na relacje niemiecko-polskie ze strony naszego zachodniego sąsiada nie odnotowano.

Po trzecie, trzeba pamiętać, że Polska to kraj, gdzie pamięć o II Wojnie Światowej jest wciąż bardzo żywa - to właśnie Polacy byli pierwszymi ofiarami tego rozpętanego przez hitlerowskie Niemcy konfliktu, to Polacy ucierpieli w nim najbardziej i to Polacy mają pełne prawo podkreślać, że rozliczenie zbrodni niemieckich nie zostało nigdy dokonane. Taka jest specyfika naszej świadomości historyczno-kulturowej i dyplomacja RFN powinna to uwzględniać. Patrząc z tej perspektywy, biorąc pod uwagę dyplomatyczną wagę symboli, ambasador o takim bagażu rodzinnym, jak FvL jest dla Warszawy policzkiem.

Podkreślę ponownie - sam nie wiem, dlaczego FvL jeszcze agrément nie dostał. Zgodzę się natomiast z tym, co napisał red. Witold Jurasz - jeśli rozpętujemy jakąś awanturkę, to mam nadzieję, że robimy to w jakimś celu. Ergo, liczę, że sytuacja ta będzie miała jakąś dyplomatyczną kontynuację i na końcu przyniesie Polsce zysk.

#niemcy #4konserwy #polityka #neuropa #historia
  • 1