Wpis z mikrobloga

#wielkawojnafabularnie T4 - Wiosna 1915
CZAS SZALEŃSTWA

Karta postaci
Discord gry
Mapa Europy (credits: Uaimmiau)
Mapa Afryki po turze 4 (spoiler, duh)

Bosman Gala wbiegł do kajuty kapitańskiej okrętu. Drżał z przerażenia, po raz pierwszy przez całą swoją dwudziestoletnią służbę.

- Podpływają. Są coraz bliżej. Admirale, nie powinniśmy się już ewakuować?
- I gdzie popłyniesz tą szalupą? W kolejną minę? - prychnął de la Gregua, sięgając po ustawioną na półce drewnianą szkatułkę, z której wyciągnął niewielką czarno-biało-czerwoną flagę. - Nie, zamiast tego zawieś to zamiast bandery.

Do wyraźnego przerażenia na twarzy bosmana dołączyło zdziwienie.

- co
- Przynajmniej dzięki temu zatonie kolejny szwabski statek – powiedział z uśmiechem Greg, a widząc nieustępujący niepokój na twarzy swojego adiutanta dodał - spokojnie, mam pewien plan.

Bosman odbiegł. Admirał opuścił kajutę krótko po nim. Wchodząc na pokład, wyciągnął lornetkę i skierował ją w stronę Morza Czarnego, gdzie ujrzał dziesiątki stalowych konstrukcji wynurzających się z wody jedna po drugiej.

- Byle zdążył...

==

Mężczyzna w garniturze przebiegł przez stocznię i zatrzymał się przed

- Dlaczego nie ratujecie uwięzionego niemieckiego okrętu? - zapytał ze wzburzeniem.
- Przepraszam, kim ty w ogóle jesteś? I z tego co wiem, to chyba franc-
- No przecież to ja, Abdul, nie poznajesz mnie? Po co miałbym cię okłamywać?
- A, racja, to ty Abdul. Wybacz, nie poznałem cię. - powiedział stoczniowiec, próbując przypomnieć sobie, czy zna jakiegokolwiek Abdula. - W każdym razie okr-
- Okręt. Nie ma czasu do stracenia. Musimy jak najszybciej przeprowadzić go przez miny i dokonać napraw. Od tego zależą losy wojny. Szybko, bierzcie jakieś łajby, bierzcie statek na hol i wprowadźcie go do portu.
- Cóż, to brzmi dość...

Błysk od strony wody poraził rozmawiających. Stoczniowiec odwrócił się i mrużąc oczy zobaczył płonący statek z niemiecką banderą, rozdarty przez serię eksplozji.

- Allah akbar, Abdul, najmocniej przepra... Abdul? Gdzie jesteś? - stoczniowiec rozglądał się, ale jego rozmówca po prostu zniknoł.

==

Kilka minut wcześniej.

- A może spróbujemy przejąć statek pokojowo? Będziemy mogli zbadać technologię i...
- Wykluczone – uciął Hans Alt – ta francuska bestia na pewno ma jeszcze kilka kart w rękawie. Nie pozwolę im znowu uciec. Trzeba zatopić ten okręt. Raz. Na. Zawsze.
- Ale czy to bezpieczne?

Niemiec oddałby naprawdę dużo, żeby w tym momencie spiorunować Pashę Barbarossę wzrokiem. Ale nie mógł – ten był zbyt daleko, a piorunowanie wzrokiem przez radio nie działało. Jedynym, co mógł oddać, była salwa w stronę uwięzionego w cieśninie francuskiego pancernika. Działa pięciu okrętów skierowały się ku jednemu punktowi, a po chwili dołączyło do nich także kolejne dziesięć. Cała armada zgromadzona u wrót Bosforu wystrzeliła w jednym momencie, po krótkiej chwili zmieniając Galów w kulę ognia i kończąc historię dumy francuskiej marynarki.

==

- O rajuśku, jeszcze nigdy nie widziałam takiego wielkiego wybuchu! - stwierdziła Lindsay Ettenmoors, obecna w konstantynopolskiej dzielnicy portowej amerykańska dziennikarka.
- Hehe mała, zapewniam, nie był tak wielki jak GIGAKEBSIK z baraniną na cienkim z rodzinnego przepisu. Mówię ci, bestia wielka jak ta łapa! - oznajmił miejscowy, Janusz Koran-Mekka, napinając mięśnie. Pomiędzy dwójką zapadła krępująca cisza. Nagle Janusz zobaczył kątem oka wybiegającą ze stoczni postać, której nie powinno tam być.

- STÓJ, ŚMIECIU! - wykrzyknął i ruszył w pościg. Patrząc na biegnącego Turka, Lindsay pomyślała, że może i miał kontrowersyjne poglądy i śmierdział, ale nie można było mu odmówić sprawności fizycznej. Na jego nieszczęście, nie można było odmówić także sprytu jego przeciwnikowi, który gdy tylko spostrzegł ogon, zmienił kierunek i zamiast wgłąb miasta pobiegł w stronę wody, gdzie zgromadzony gęsty tłum gapiów oglądał dymiące szczątki stambulskiego mostu i francuskiego pancernika. Różnica odległości między dwójką wystarczyła, by po dobiegnięciu na bulwar Koran-Mekka nie miał już szans na znalezienie wśród tłumu niepozornej postaci.

==

- Jak się spało? - Henry Blackadder przywitał brata.
- Miałem... straszny sen. Że okopy atakowały hordy austriackich nieumarłych pod wodzą Franciszka Ferdynanda... Tak, wiem jak to brzmi, ale wyglądało to realistycznie. I strasznie.
- To... dość ciekawe. Miałem ten sam sen.

Generałowie spojrzeli po sobie. Coś takiego jeszcze nigdy im się nie przydarzyło.

- W każdym razie – przerwał ciszę George – trzeba zastanowić się nad ostatecznym rozwiązaniem kwestii fortu w Strasburgu. Moim zdaniem jesteśmy już naprawdę blisko zwycięstwa, a każdy dzień statusu quo to dzień więcej dla Niemców na przysłanie posiłków.
- Zgadzam się. - odpowiedział Henry – Wydzieliłem już oddział pięciu tysięcy Żydów, którzy przeprowadzą rozpoznanie bojem.
- Tych Żydów? - George wskazał na grupę mężczyzn w sandałach trzymających transparenty z napisami w dziwnym alfabecie, skandujących jakieś hasła.
- Ech, zaczęło się...

Blackadder podszedł do protestujących żołnierzy.

- O co chodzi teraz?
- JAK ŚMIECIE ŚMIEĆ WYSYŁAĆ NAS NA ŚMIERĆ W SZABAT WY ŚMIECIE. - spokojnie powiedział rabin przewodzący protestom.

Podczas gdy spierające się strony przerzucały się argumentami, a część zgromadzonych zaczęła zbierać także kamienie do przerzucania, uwagę George'a przykuło coś przy umocnieniach, które dzisiaj kolejny raz miały być szturmowane.

- Chyba mamy poważniejszy problem – wskazał na tyralierę żołnierzy w pikielhaubach przed fortem szybko biegnących w dół, w stronę obozu Ententy.

Henry Blackadder zbladł.

- Arcyksiąże Franciszek...

==

Brutalność nowoprzybyłej armii generała von Graffa przerażała nawet Gunthera von Uaima. Wspomagani artylerią, Austriacy byli bliscy zatopienia całego obozu we krwi zabitych wrogów.

- Henry? Henry, gdzie jesteś? - spanikowany George biegał po całych okopach. Obóz stał się niebezpiecznym miejscem. Zbłąkana kula przecięła generałowi skroń, z której zaczęła sączyć się krew. Biorąc pod uwagę, ile kul wystrzelono w jego stronę, można było uznać za cud to, że żył. Przedzierając się pomiędzy postrzępionymi namiotami, Blackadder w końcu rozpoznał brata w jednym z leżących, zakrwawionych, poprzebijanych bagnetami ciał.

- Mój Boże... nie...

==

Kiedy tylko ostrzał z północy ucichł, Nikołaj Roschatserkov wezwał do siebie swojego adiutanta.

- Mamy chwilę spokoju. Wykorzystajmy ją jak najskuteczniej. Wyprowadzamy działa z fortu, przybliżamy je tak, by pozycje centralnych znalazły się w zasięgu i rozpoczynamy ostrzał. Wszyscy mają być gotowi najpóźniej za godzinę. Jasne?
- Przecież... przecież ten pomysł to szaleństwo! W forcie mamy jakąś ochronę, ale tam, na płaskim terenie... zabiją nas od razu!
- A co, wolisz tak dalej żyć? - z oczu Roschatserkova biło szaleństwo – Skoro i tak nie czeka nas tu nic oprócz śmierci, sprawmy, żeby nasi wrogowie także cierpieli.

Oficer nie odważył się zaprotestować.

==

- Szach i... - Bitis Zamani nawet nie był zaskoczony, że plansza nagle zaczęła drgać. Obaj generałowie natychmiast wybiegli z baraku i wydali odpowiednie komendy. Artylerzyści zebrali się w błyskawicznym tempie, sprawnie ustawili działa na nowe cele i załadowali nowy, eksperymentalny typ pocisków.

Zaciekły ostrzał z amunicji rozrywającej był bardziej skuteczny w ranieniu celów niż kiedykolwiek, wybił dziury w rosyjskich szeregach i zmienił kontrolowany odwrót w paniczną ucieczkę z której, jak miało się okazać, na pozycje mieli dotrzeć tylko nieliczni. Jeden z tureckich pocisków wybuchł tuż obok Roschatserkova, poważnie go raniąc. Adiutant, mamrocząc pod nosem słowa znaczące mniej więcej "a nie mówiłem", pomógł mu wstać.

- Nic panu nie jest?
- Ała k... rzeczywiście... ała jak mnie wszystko boli...

==

- Tak jak się spodziewaliśmy... - radiotelegrafista z pokładu "Abugz Orotnas" odczytywał wiadomość wysłaną przez Connora Serene'a – cały Kattegat jest zaminowany. Straciliśmy już jeden z okrętów... Obawiamy się, że dalszy ruch byłby zbyt niebezpieczny...

Sir James Slant zamyślił się.

- No cóż. Przygotować się do odpłynięcia. Kotwice w górę tak szybko, jak będzie to możliwe.

Brytyjczyk wyszedł na pokład, nabił fajkę i paląc ją, zamyślony patrzył w niebo. Nawet jak na noc, było wyjątkowo ciemno - gęste, szare chmury zasłaniały księżyc i gwiazdy.

- Fatalna pogoda na taką operację... Ale może zdąży się rozjaśn...

Przez kadłub jednego z okrętów przetoczyła się seria wybuchów, rozjaśniając noc. Wkrótce potem drugi podzielił ten sam los. Na pozostałych, w tym na okręcie flagowym, rozległy się syreny budzące śpiącą część załogi.

- Wybrałem zły moment na zapalenie fajki – pomyślał Slant, szybkim krokiem ruszając na mostek.

Warunki nie służyły nikomu. Okręty podwodne miały trudności z oddawaniem celnych strzałów pod ostrzałem, zaś marynarze Slanta w ciemnościach musieli opierać się na instynkcie. Bitwa była daleka od rozstrzygnięcia.

==

Zdradek Sikorski skosztował herbaty, po czym wyciągnął z marynarki piersiówkę i dolał do filiżanki kilka kropel przezroczystego płynu o charakterystycznej woni etanolu. Skosztował herbaty ponownie, skrzywił się i dolał więcej alkoholu.

- Ekhem. Tak właściwie w czym mogę panu pomóc? - król Rumunii zapytał swojego gościa patrząc to na jego twarz, to na jego filiżankę.
- Podobno złapaliście ostatnio groźnego niemieckiego podkreślam niemieckiego bandytę.
- Zgadza się. Co w związku z tym?
- Pewnie wiecie, że cała Ententa jest w stanie wojny z Niemcami. Jesteśmy przekonani, że więzień, jako ważny niemiecki agent, posiada strategicznie istotne informacje. Chcemy go przewieźć na nasz teren i przesłuchać po swojemu, a jeśli dowiemy się czegoś więcej natychmiast wam przekażemy.
- Obawiam się, że to niemożliwe. Jego działania stanowiły zagrożenie dla całego bytu naszego kraju. Przed wyrokiem nie możemy go wydać nikomu, nawet wam. Co pomyśleliby o nas nasi obywatele?

Sikorski pociągnął łyk "herbaty" z filiżanki.

- Ojej. Przykro mi słyszeć, że nie zależy wam na dobrych relacjach z-

Policja odeskortowała zbrodniarza na dworzec, skąd przejęły go służby Ententy i wpakowały do sprowadzonego spod Moskwy pociągu bez okien, który bez zwłoki wyruszył w stronę rosyjskiej granicy.

==

- Ironia. Umrę sto metrów od szpitala. - pomyślał Dobrin Dragomirov Strashilov.

Bułgar nie był głupi. Nawet z krótkiego spotkania z zamachowcem, który z zaułka oddał w jego kierunku dwa strzały, a teraz przeszukiwał jego aktówkę, potrafił wydedukować dość dużo. Wiedział, że musiał być śledzony już od momentu, gdy wysiadł z pociągu na rzymskim dworcu. Wiedział, że zamachowiec dokładnie znał jego codzienną trasę i zwyczaje, i specjalnie wybrał miejsce, w którym będzie sam, i moment, w którym będzie wracać ze spotkania z dokumentami. I nie miał wątpliwości, że ten sam człowiek pozbawił życia Józefa Wittlina. Ale, co najważniejsze, rozpoznał jego twarz.

Ostatkiem sił wycharczał:

- Zapłacisz... za to... Silicon...

Zaskoczony Brytyjczyk podniósł głowę znad walizki i jeszcze raz sięgnął po rewolwer.

- Co tu się dzieje? - dobiegł głos z głównej ulicy, zanim Silicon zdążył oddać dobijający strzał. Dyplomata zabrał teczkę i wybiegł z uliczki tuż przed nosem zaskoczonego przechodnia, który zaskoczył się jeszcze bardziej gdy tylko zajrzał do zaułka i zobaczył tam leżącego, zakrwawionego człowieka.

Postrzelony Bułgar wysilił się jeszcze na pomachanie środkowym palcem za uciekającym, po czym stracił przytomność.

==

- Dziadku - zaczął Radomir Popović - potrzebuję pomocy.

Dziadek na moment przestał polerować szablę, której używał jeszcze podczas Wiosny Ludów.

- Słucham?
- Wykorzystaj swoje kontakty w podziemiu niepodległościowym. Węgrzy muszą powstać. Muszą zrzucić austriackie jarzmo.
- Ha. To już nie te czasy. Nie te czasy... Austriacy nie ciemiężą już Węgrów. Teraz to Węgrzy ciemiężą. Słowaków... Rumunów... Przez wojnę kraj chwieje się w posadach, ale jeśli szukasz buntowników, nie znajdziesz ich tutaj.

Popović zamyślił się.

- Mam jeszcze jeden pomysł. Coś, dzięki czemu i wilk będzie syty, i owca cała.
- Jak chcesz to zrobić?
- Ja to bym od razu...
- Co by obywatel od razu? - zapytał uśmiechnięty kardynał von Zurichskich, wchodząc do mieszkania. Razem z obstawą wojska. - Jak dobrze, że Węgrzy to pobożny naród, który broni władzy pochodzącej od Boga. Aresztować ich. I zapłacić sąsiadom.

==

Północna Afryka, świeżo przywrócona pod panowanie dumnych potomków Osmana, rozbudzała wyobraźnię od najdawniejszych czasów. Dom dla tysięcy lat cywilizacji, obmywany wodami, na których bitwy morskie toczono już w najbardziej zamierzchłych czasach, świadek triumfów najwybitniejszych wodzów w historii, od faraonów, przez Cezara, po Napoleo-

- Gdzie są te przeklęte statki – wyjęczał Lodewijk van Oranje, którego armia czekała na transport już od kilku tygodni. - Jak ten admirał od siedmiu boleści wreszcie łaskawie się tu zjawi, chyba pierwszą rzeczą jaką zrobię będzie skopanie mu du-
Opalająca się na piasku i ciągle pisząca jakieś notatki Helga von Schmetterling zamknęła notes i uśmiechnęła się.
- Dla zabicia czasu ostatnio zaczęłam badać reakcje ludzi na przykre wydarzenia. Tak, wiem, dziwnie to brzmi, ale... zauważyłam, że u wielu powtarza się pewien schemat. Pierwszą reakcją zwykle jest zaprzeczenie. Widziałam je także u ciebie, przez pierwsze kilka dni, pamiętasz jak chodziłeś po porcie żeby upewnić się czy na pewno nie ma zaokrętowanego żadnego statku wojskowego? Potem przychodzi gniew. To widać w tobie teraz.
- A może, jeśli postanowię zostać na brzegu, przypłynie akurat dość statków na chociaż jedną armię? - rzucił Holender - I przynajmniej wy przepłyniecie?
- Etap trzeci: targowanie...

==

- Generale, na pewno idziemy w dobrą stronę?
- Nie gadaj, tylko maszeruj. Musimy jak najszybciej Rosjan tam, gdzie ich zaboli.
- No dobrze, ale Rosja leży bardziej na wsch...
- Wrócił zwiad! - do Georga Radtke podbiegł inny z oficerów. - Napotkali Rosjan, na północ od naszych pozycji!
- No i sam widzisz – uśmiechnął się generał do pierwszego oficera, który, nie wierząc własnym uszom, odwrócił się w stronę dopiero co miniętych zabudowań miejscowości Landsberg an der Warthe. - Dobra wszyscy, bagnet w dłoń, Rosjanina goń goń goń!

Żołnierze jęknęli. Dopiero teraz Radtke zwrócił uwagę, że większość z nich słania się na nogach, osłabiona wielogodzinnymi marszobiegami każdego dnia przez ostatnie tygodnie, i cała armia zdecydowanie nie wyglądała na gotową do boju.

- No dobra... Możemy to przełożyć na jutro.

==






Czas na podjęcie decyzji do niedzieli, 23 sierpnia, do godziny 23:59.
Formularz dla graczy ENTENTY: https://forms.gle/Ca3QoxxpK8ULG9Ud6
Formularz dla graczy TRÓJPRZYMIERZA: https://forms.gle/CMQQw3m7a3oJhiJK7
Kroomka - #wielkawojnafabularnie T4 - Wiosna 1915
CZAS SZALEŃSTWA

Karta postaci
...

źródło: comment_1597962367IvItFaH2tVaxB81J7h9bwW.jpg

Pobierz
  • 8
Hans siedział w swojej kajucie opierając czoło na rękach, wysokie ciśnienie powoli z niego schodziło. Bitwa morska i teraz egzekucja to było sporo jak na pierwsze wojenne działania w życiu. Spoglądając na stół i stojącą na nim trzecią filiżankę melasy wyobraził sobie nabijającego się nad jego stanem Dalzima.
Czując, że nie zniesie dalej ciasnoty pomieszczenia uznał, że wyjdzie na zewnątrz skoro statek i tak jest na powierzchni.

Otwierający się właz nagrodził go
Dalzim wpatrywał się w kubek z wodą siedząc w swojej kajucie. Ostatnie miesiące na Morzu Czarnym były dla niego frustrujące. Dzień w dzień patrolował osmańskie granice ale bez skutku - nie napotkał żadnego wroga. Gdyby nie to że obiecał sobie nie pić alkoholu do końca wojny, kubek wypełniony byłby teraz zapewne winem, żeby zapić niepowodzenia. Chwilę zadumy przerwało pukanie do drzwi.
- Wejść - zawołał
- Panie admirale. Depesza ze Stambułu.
Adiutant