Aktywne Wpisy

Lewusx +549
24h do wyjścia.
Liga PRO otwiera przede mną drzwi, a tak naprawdę sam sobie je otworzyłem, pisząc tutaj w roku 2020, że zdobędę kartę w ciągu 3-4 lat, zdobyłem ją w 3.
Teraz mamy 2025, a ja jestem na poziomie absolutnie światowym, staje na deskach z zawodnikami Mr. Olympia.
Jaram
Liga PRO otwiera przede mną drzwi, a tak naprawdę sam sobie je otworzyłem, pisząc tutaj w roku 2020, że zdobędę kartę w ciągu 3-4 lat, zdobyłem ją w 3.
Teraz mamy 2025, a ja jestem na poziomie absolutnie światowym, staje na deskach z zawodnikami Mr. Olympia.
Jaram
źródło: IMG_4876
Pobierz
Teuvo +72
podoba mi się na tym windows 11 że jak się zawiesi explorator plików i się go ubije przez task manager bo nic innego nie da rady zrobić to wtedy znika pasek zadań, menu start, pulpit i wszystko
lata mijają a windows wciąż to samo g---o
lata mijają a windows wciąż to samo g---o





Nazwisko Wittgensteina powinno być znane bez mała każdemu, kto choć odrobinę „zainteresował się filozofią”, nawet jeśli z pismami Ludwiga kontaktu bezpośredniego nie miał. Wittgenstein na ogół bywa opisywany jako najistotniejszy myśliciel XX wieku, ojciec-założyciel tradycji analitycznej, organizator przewrotu pragmatycznego w filozofii języka i ten koleś, który wyprodukował tyle chwytliwych jednolinijkowców, że wystarczyłoby ich na całe życie udawania mędrca na dowolnej platformie społecznościowej. Od dekad zjawiają się kolejne komentarze i egzegezy; kolejni filozofowie interpretują to, co Wittgenstein napisał, inni zaś dowodzą, że ci pierwsi nic nie zrozumieli, oni sami zaś owszem. Niejedna dyskusja wybuchła na temat private language argument, rule-following, meaning as use i ludwigowego nonsensu. Te kwestie nie będą nas tu jednak interesować. Sądząc na podstawie biografii i osobistych pism, muszę przyznać, że nie wydaje mi się, aby Wittgenstein uważał, że te aspekty są warte dziesięcioleci wałkowania na różne sposoby. Co nas tu interesuje, to to jak Ludwig postrzegał swoją filozofię i do kogo kierował swoje niejasne uwagi. Kto może zyskać na lekturze jego pism i co może z niej zyskać.
Niewątpliwie są tu tacy, co miewają raz na czas „rozkminy”. Jednego złapie na kiblu myśl, że być może żyje w symulacji i wtedy pocznie zastanawiać się, czy Simom przy sraniu też woda chlapie po dupie. Inny uda się w kwasowy trip i zacznie bełkotać o tym, jak wszystko jest jednym albo że Ja nie istnieje. Jeszcze inny narzuci sobie reżim czytania o filozofii i będzie eksplorował własności bytu czy zasady niesprzeczności, by potem chcieć katować tym dzieci w szkołach. Bywają w końcu i tacy, co poświęcają filozofowaniu nie tylko każdą wolną chwilę, ale towarzyszy im ono również w innych czynnościach, stając się sposobem na życie, a czasem nawet źródłem utrzymania. Każdy w wymienionych powyżej typów – których rozgraniczenie jest, przyznaję, zgrubne – wyniesie być może pożytek z lektury Wittgensteina. Oczywiście zysk uzależniony jest od odpowiedzi na pytanie: jak ważna jest dla Ciebie filozofia?, i tym samym jest on potencjalnie największy w tej ostatniej grupie, bo i sam Ludwig do tej ostatniej grupy należał (choć przez większość życia usiłował grupę tę opuścić).
Czym jednak jest filozofia? Na czym polega? Co jest jej przedmiotem? Na ogół charakteryzacja zawiera odniesienia do takich pojęć jak byt, wiedza, prawda, dobro i istota. Filozofia, jak się ją przedstawia, polega na zgłębianiu podstaw bytu, warunków poznania, istoty świadomości, istnienia sensu czy jednoczących zasad. Co istnieje, a co nie? Czy można być pewnym czegokolwiek? Pociągnąć za wajchę czy może samemu rzucić się pod wagonik? Prawie zawsze filozofię przedstawia się jako poszukiwanie fundamentów; jako pogoń za esencją; jako odkrywanie tego, co ukryte. Starożytni chcieli form i idei, scholastycy wglądu w istotę boga, nowożytni szukali możliwości wiedzy. Nawet dziś szuka się odpowiedzi na pytania: czym jest nauka? w jaki sposób nasze nazwy wskazują na to, na co wskazują? jak to jest być nietoperzem? Problem z tak rozumianą filozofią jest według Wittgensteina taki, że skazana jest na porażkę, bowiem opiera się na pozorach i iluzji. Iluzji, której sam ulegał.
Za życia Wittgenstein wydał tylko jedną książkę: Traktat logiczno-filozoficzny. Główną myśl stojącą za Traktatem można opisać następująco: świat posiada formę i forma ta ujawnia się, gdy odpowiednio zanalizujemy zdanie opisujące jakiś stan rzeczy. I choć różnic między „wczesnym” a „późnym” Wittgensteinem jest znacznie mniej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, to Ludwig doszedł później do wniosku, że popełnił ten sam błąd, który popełniają na ogół inni filozofowie. Błąd polegający na przekonaniu, że jest coś ukrytego, co wymaga ujawnienia (analizy); że jest coś tajemniczego, co wymaga wyjaśnienia (w jaki sposób język reprezentuje świat); że jest potrzebna teoria (logicznego atomizmu). Teoria znaczenia, teoria wiedzy, teoria nauki, teoria świadomości. Potrzeby te jednak rodzi sama filozofia, gdy traci z oczu kontekst życia, i wtedy sama skrywa przed swoim wzrokiem to, co bez niej znajduje się na widoku. Pragnąc jedności, przestajemy spoglądać na różnorodność sposobów użycia słów wiedza i wiedzieć i stajemy nagle zdziwieni przed „problemem wiedzy”. Ignorując wielość kontekstów, w których mowa o świadomości oraz postawę, jaką przyjmują ludzie wobec siebie, kreślimy obraz zombie „takich samych jak my, ale innych” i sądzimy, że coś wykazaliśmy, podczas gdy nasz obraz pozbawiony jest tak kształtów, jak i barw.
Dlaczego jednak walczyć z taką filozofią? Nawet jeśli jest jałowa, to co komu szkodzi? Tu wraca kwestia tego, jaką rolę pełni filozofia w życiu ludzkim. Dla znacznej części ludzi Wittgenstein nie będzie miał nic ciekawego do powiedzenia. Prawdopodobnie dla niedzielnych „rozkminiaczy” również. Im więcej jednak czasu i wysiłku poświęcamy na refleksję, tym mocniej powinniśmy docenić jego batalię. Ten, kto cierpiał na bezsenność przez problem tożsamości, być może znajdzie wytchnienie, idąc za radami Wittgensteina. Nasze inklinacje ku ujednoliceniu pchają nas w błoto konceptualnej konfuzji. Wiedzeni chęcią narzucenia światu własnej reprezentacji mówimy sobie: „ale przecież tak być musi”. I brniemy dalej w bagno, przeświadczeni, że w końcu trafimy na ścieżkę wiodącą na druga stronę. Co proponuje nam Wittgenstein, to cofnąć się i dostrzec, że bagno jest dziełem nas samych. Wycofanie się jednak wymaga wysiłku. Nie wysiłku intelektu, ale woli. Warunkiem poprawnie prowadzonej filozofii jest szczerość wobec samego siebie, a „nothing is so difficult as not deceiving oneself”. Aby wyjść z błota, czasem trzeba porzucić buty. I to niejedną ich parę, bowiem ataraksja daje się osiągnąć, ale nie utrzymać.
Kto szukałby intelektualnego ukojenia, nie znajdzie go jednak w tym czy innym paragrafie Dociekań filozoficznych. Na ich kartach natrafi wprawdzie na dialog, lecz nie jest to dialog Wittgensteina z oponentami i kolegami z uniwersytetu, tym bardziej z naszymi demonami. Wszystkie głosy Dociekań należą bowiem do samego Wittgensteina. Filozofia, która proponował, nie jest przedsięwzięciem akademickim czy działalnością społeczną. Filozofia w stylu wittgensteinowskim to obligacja wobec samego siebie i jest dziełem samotniczym. Ludwig udziela jednak rady: patrz i opisuj, ale nie wyjaśniaj, bo nie ma nic do wyjaśnienia. Gramatyka w końcu ujawnia się, tak jak w końcu ujawnia się zamysł poety w jego wierszu, jeśli dostatecznie często go czytamy. Klasyczna filozofia nakazuje patrzeć przez teleskop lub mikroskop, co do pewnego momentu niesie pożytek, ale oglądając jedynie wyizolowane obiekty, nie można uchwycić całego krajobrazu. Nie wgląd jest potrzebny, ale przegląd. I nie musisz iść na drugą stronę bagna, bo już jesteś w odpowiednim miejscu. Najpewniej stoją ci, którzy zostali na ziemi, zamiast wspinać się po drabinie.
#nowyonanizm #filozofia
Nie pisz tak, bo się wstydzę i będę usuwał.
Komentarz usunięty przez autora
Nie rozumiem tego.
Pisząc, że potrzebny jest przegląd, nawiązywałem do ludwigowego übersicht. Wgląd jest tu rozumiany jako skupienie się na wyabstrahowanym, pojedynczym aspekcie. Dlaczego jednak przegląd, a nie ogląd? Ogląd zakłada spojrzenie z zewnątrz, my jednak jesteśmy zanurzeni w naszych formach życia. Różnica jak między tworzeniem mapy na podstawie zdjęć satelitarnych a tworzeniem jej
odnosi się do tego, by swoje jakieś tezy jak najbardziej precyzyjnie (logicznie) przedstawiać, ale ich nie tłumaczyć, a ja mam takie doświadczenia, że czasem jedna rzecz może być przedstawiona na kilka różnych sposobów, i akurat jakiś mało formalny opis może przypadkiem