Wpis z mikrobloga

Noxalia Aeliathys/Daelin Cadera

Świergot dobiegający gdzieś zza pleców wyrwał śniącą Noxalię z bezkresu pozbawionego marzeń i koszmarów snu.
Rozpoznał drzemiący razem z nią brak emocji i otchłań pustki. Białe włosy zakrywały twarz dziewczyny, ale nie potrzebował wzroku, by wiedzieć, że od paru minut nasłuchiwała otoczenia, nie otwierając przy tym oczu. Nawet nie ruszyła się z miejsca, gdy tupnął butem obok.
Nim otworzyła powieki, ruszyła lekko kłykciem o okrywający ją koc i przeszukała kieszenie w poszukiwaniu swojego oręża. Zamiast miecza napotkała jedynie twardą tkaninę spodni.
Ciekawiło go jak wielkie musiało być jej zdziwienie, gdy pierwszą rzeczą, którą zdążyła ujrzeć, był wpatrujący się w nią wojownik.
- Su cuy'gar. - Przywitał ją. - Długo spałaś.
Noxalia rozejrzała się wpierw za mieczem, jakąkolwiek inną bronią i dopiero po chwili zareagowała tak jak przewidział.
- Daelin? - Spytała.
Ruszył hełmem w zgodzie. Oczywiście nie musiał go nosić, lecz jedność i siła klanu wymagała oddania. Wierności większej, niż ta, którą posiadali Jedi względem Zakonu.
- Uzdrowiciele myśleli, że nigdy się nie obudzisz. - Odparł. - Dziwne. Mylili się.
Młoda dziewczyna wyszła z grubego okrycia, a jej lśniące bielą włosy rozproszyły się po lekkiej koszulki. Fioletowe worki pod oczami jako jedyne szpeciły jej twarz.
Daelin odwrócił głowę w bok. Kolorowe wskaźniki i ekrany zabrzęczały, oznajmiając o pobudzce pacjenta. Już po chwili do pokoju wkroczyła mała grupka odzianych w brązowe i jasne szaty Jedi. Ich talent w uzdrawianiu i zleczeniu wszelkich okaleczeń i ran była dla niego tajemnicą tak wielką, że całkowicie zrezygnował z dalszych prób wyuczenia się leczniczego rzemiosła.
- Gdzie jestem? - Zapytała ostro, niemal odpychając od siebie badające jej stan kobiety. - I czemu znów założyłeś ten kupę złomu?
Po małym pomieszczeniu rozbrzmiał krótki, okraszony metalicznym trzaskiem śmiech. Hełm na jego głowie miał swoje wady, lecz sztuczna zmiana głosu od zawsze była jego ulubionym skutkiem ubocznym.
- Udesii. Uspokój się. Jesteśmy w Świątyni, w skrzydle szpitalnym jeśli o to pytasz. - Daelin poprawił hełm. - A jeżeli chodzi o tę "kupę złomu", to chyba przyzwyczaiłaś się do jej widoku?
Noxalia warknęła cicho, przewracając głową z irytacji. Uzdrowiciele jeszcze przez chwilę nakładali pokryte kolto bandaże i zadawali kolejne pytania o stan zdrowotny. Najgorsza część pobytu w lecznicy Świątyni Jedi właśnie się skończyła, a przewodzący grupce lekarz zanotował coś na grubym datapadzie, po czym wyszedł w milczeniu, wymieniając z nim ciekawskie spojrzenie.
- Nie, niespecjalnie. - Rzekła dziewczyna. - Mógłbyś ją chociaż przemalować na ładniejsze barwy. Albo pożyczyć.
- Jeśli przywitania mamy już za sobą... - Zaczął.
Lecz dziewczyna nie zezwoliła mu nawet na rozpoczęcie. Natychmiast sięgnęła po wiszący na jego pasie miecz i zaatakowała. Fioletowa klinga zawisła nad jego gardłem, a oczy Noxali wpatrywały się w wciąż siedzącego na krześle Mandalorianina z otwartą wrogością.
- Śledziłeś mnie - Wycedziła przez zęby.
Daelin nie ruszył się z miejsca. Obecność dziewczyny w Mocy była dobrze widoczna, ale coś nie było na swoim miejscu, jakby jej cała esencja owiła się w gruby płaszcz pozbawiony emocji czy uczuć. Nie miał pojęcia dlaczego tak było i szczerze mówiąc nie powinno go tak ciekawić.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Odrzekł metalicznym głosem.
- O, doprawdy? - Syknęła Noxalia. - Myślisz, że nie pamiętam? Kto mnie zaatakował? Mów!
Przez jej twarz sunęły się krople potu, a w zmrużonych brwiach rozpoznał lęk. Oczywiście, że czuła strach i zmęczenie. Gdyby przybył o kilka sekund później...
Nie zamierzał o tym dłużej myśleć, a jego milczenie i tak trwało wystarczająco wiele.
- Mówię prawdę. - Odparł, po czym podniósł się z fotela, nawet nie czekając aż klinga cofnie się w tył. Sięgnął w Mocy, a parę chwil potem jej miecz ponownie wrócił w jego ręce. - Nie byłaś śledzona. A przynajmniej nie przeze mnie. Łowca nie szuka zwierzyny, kiedy sam nią jest.
- Kim oni są? - Spytała, a bardziej zażądała odpowiedzi. - Dobrze wiesz o kim mówię.
Mandalorianin wzruszył ramionami, oglądając uważnie rękojeść jej miecza. Ozdobne wykonanie i niezwykła lekkość sprawiały wrażenie zabawki dla dzieci, ale każdy Jedi wiedział do czego służy święta broń.
- Tropicielami. Myśliwymi. Sługami zła. - Rzekł pokrótce. - Na tę chwilę nie mogę powiedzieć ci wiele.Tropiłem ich od tygodni, znajdując jedynie kolejne truchła. Spędziłem dni tylko na tym, by dowiedzieć się czy w ogóle istnieją. Wiem tylko jedno, Noxalio: Nie byłaś ich pierwszą ofiarą.
Dziewczyna zastygła w miejscu. Ubrana jedynie w białą koszulkę i brudne od zaschniętego błota spodnie trzęsła się z zimna, jakby cały pokój ogarnął mróz.
- Chyba nie chcesz powiedzieć...
- Nie liczyłem wszystkich ofiar. Czasem rozpoznanie ciał było... - Przerwał, obserwując ją wzrokiem. Nie bał się mówić tego podobnych rzeczy. Dla Mando śmierć była jedynie błahostką.
- Mówiłeś już Radzie? - Zapytała. W jej głosie wyczuł ton groźby.
Daelin pokręcił głową, oddając miecz w jej ręce.
- Chyba oboje wiemy w jakim stanie znajduje się Rada? - Powiedział. - Zresztą i tak mają ważniejsze sprawy na głowie. Poszukiwanie Sithów i Galak Pizzy zajmuje im wystarczająco wiele czasu.
- Sithowie mogą być teraz najmniejszym problemem. - Poinformowała.
- Dlatego wciąż tutaj jesteś. - Odrzekł Mando, po czym przeszedł się po pokoju raz w tę i drugą stronę. - Szczerze mówiąc, postawiłaś mnie w dwuznaczniej sytuacji. Mógłbym zdradzić Radzie wszystko, nie zyskując nic, ale nie jest to jedyna opcja...
Zanim Noxalia zdążyła dokończyć, po korytarzu obok przeszedł alarm. Ze świątyni właśnie wylatywał kolejny transport z wyładowanymi po brzegi rycerzami i mistrzami. Coś wisiało w powietrzu, a Daelin już wiedział, że nie mogło być to nic dobrego.
- Chcesz, abym ci pomogła. - Przyznała dziewczyna. - Myślałam, że Mandalorianie nie potrzebują w niczym pomocy, a co dopiero innych Jedi i detektywów.
Daelin ugryzł się w wargę i skinął zakrytą przez hełm głową.
- Jak widać czasy się zmieniają. Galaktyka nie jest już tak spokojna jak myślimy, a każdego dnia jest coraz gorzej. Nie będę się narzucać, ale nie należę do tych cierpliwych. Ret'urcye mhi, Aeliathys. - Spojrzał na nią po raz ostatni i wyszedł.
Z wyjątkiem do spraw Zakonu, gdzie często musiał czekać długie dni, nim któryś z mistrzów wreszcie odpowie na jego sprawy. Czasem zastanawiał się czy urodzenie się Mando było darem czy też przekleństwem, za które musiał teraz płacić.
Już wychodził, gdy usłyszał za sobą syk włączonego miecza. Noxalia stała gotowa i wpatrzona w niego niczym drapieżnik.
- Tak więc kiedy zaczynamy?
Wojownik odpowiedział ciszą, po czym pokiwał głową. Czas polowania właśnie się zaczął, a syn Mandalory nie zamierzał przegrać.

#lacunafabularniestarwars #lacunafabularnieczarnolisto
Hrabia_Vik - Noxalia Aeliathys/Daelin Cadera


 Świergot dobiegający gdzieś zza pl...

źródło: comment_1584473823aoW4wRVK2UsxT1cHPAWTSL.jpg

Pobierz