Aktywne Wpisy
GianlorenzoB +493
Przechodziłem właśnie Gajową we #wroclaw i pomyślałem że dawno nikt nie wrzucał na
wykop pamiętnego wypadku ( ͡° ͜ʖ ͡°)
wykop pamiętnego wypadku ( ͡° ͜ʖ ͡°)
dsomgi00 +51
Wrzucam jako ciekawostkę jak wygląda sylwetka z teściem na poziomie 540 ng/dl. Dzisiaj jako life-time natural przebadałem się po 11 latach stażu i mam bekę jak widzę małolatów z testem po 300-500 co chodzą i p------ą, że mają przez to depreche i forma im nie idzie xDDDD. Swoją drogą dementuje ploty typów co p--------i, że pewnie się kuje, ale sieje propagande. W komentarzu wyniiki z dzisiaj.
#pokazforme #testosteron
#pokazforme #testosteron
Dzisiejszą historię można wysłuchać również na youtube.
W 1976 roku Chowchilla było małym miasteczkiem leżącym w Kalifornii, które liczyło zaledwie 5000 mieszkańców. Większość z nich zajmowała się rolnictwem.
Po zakończeniu roku szkolnego dzieci miały możliwość uczęszczania do "szkoły letniej". Szkoła letnia kojarzy się od razu z uczęszczaniem do niej za karę, jednak w tym przypadku był to raczej rodzaj półkolonii. W pierwszej połowie dnia dzieci miały lekcje, natomiast w drugiej różne zajęcia sportowe, rekreacyjne czy inne wycieczki. Taki rodzaj szkoły letniej okazał się wielkim hitem. Ostatnim dniem miał być 16 lipca, ale zarówno dzieci, jak i ich rodzice, nauczyciele i kierowcy autobusów podpisali petycję, aby zajęcia odbywały się przez całe wakacje.
W czwartek 15 lipca, dzień przed oficjalnym zakończeniem szkoły, dzieci po południu pojechały na basen. Około 16.00 odebrał je stamtąd kierowca szkolnego autobusu, Frank Edward Ray, którego nazywano „Ed”. Ed prowadził szkolny autobus od przeszło 30 lat. Mimo że mógłby już przejść na emeryturę, nie chciał tego robić, ponieważ uwielbiał swoją pracę.
Między basenem a szkołą podstawową Dairyland Ed powinien zrobić cztery przystanki. Po pierwszych trzech w autobusie została 26 dzieci w wieku od 5 do 14 lat. W pewnym momencie Ed zauważył, że wąska droga, którą jechali, zablokowana jest przez białą furgonetkę z podniesioną maską. Gdy mężczyzna zwolnił, aby zaproponować pomoc, do autobusu wsiadło trzech mężczyzn, których twarze zakryte były nylonowymi rajstopami. Byli uzbrojeni.
Larry Park, która miała wtedy zaledwie 6 lat, wspominała po latach, że przez rajstopy wyglądało jakby ich oczodoły były puste. Miała wrażenie, że patrzy na śmierć.
Jeden z porywaczy przejął kierownicę autobusu, podczas gdy drugi cały czas trzymał pistolet przy skroni Eda, a trzeci jechał za nimi furgonetką. Ed ciągle powtarzał dzieciom, żeby były cicho i robiły to co mówią porywacze. Mówił szorstkim tonem, co było do niego niepodobne.
Po około 15 minutach dojechali do zarośniętego terenu przy płytkiej odnodze rzeki Chowchilla, gdzie czekała już na nich druga furgonetka. Mężczyźni zmusili Eda i dzieci do przejścia do dwóch samochodów. Musieli skakać z autobusu do furgonetek, aby nie zostawić żadnych śladów stóp na ziemi. Wnętrza samochodów zamieniono w prowizoryczne cele za pomocą drewnianych paneli oraz zaklejając okna. Panowała w nich całkowita ciemność.
Przez następne 11 czy 12 godzin Ed i dzieci transportowane były w ciasnych furgonetkach, siedząc jedno na drugim. Starsze dzieci śpiewały piosenki, aby uspokoić młodsze. Robiły to, mimo przerażającego staruchu, który same odczuwały. Wewnątrz było strasznie duszno i gorąco, ponieważ na zewnątrz temperatura sięgała niemal 38 stopni Celsjusza. Przez cały ten czas nikomu nie podano wody ani jedzenia, nie przewidziano także postojów na skorzystanie z toalety. Niektóre z dzieci miały chorobę lokomocyjną. Wszystko to sprawiło, że musiał panować tam niesamowity odór.
Ed był zawsze bardzo punktualny, więc gdy nie dojechał na czas na czwarty przystanek, rodzice zaczęli się martwić. Oczywiście każdemu mogło się zdarzyć drobne spóźnienie, ale wraz z upływem kolejnych minut niepokój wzrastał. Ustalono, że na trzecim przystanku był punktualnie, więc podejrzewano, że autobus musiał się zepsuć gdzieś między trzecim a czwartym przystankiem. Sprawdzono trasę, jednak po autobusie nie było ani śladu.
Zaniepokojeni rodzice zaczęli niemal masowo zgłaszać się na policję i już o godzinie 19.00 rozpoczęto poszukiwania na dużą skalę. Godzinę później zaangażowano helikopter, którego pilot zobaczył szkolny autobus stojący w zaroślach nieopodal koryta rzeki. Można było go zauważyć tylko z powietrza.
Policjanci natychmiast ruszyli w to miejsce, jednak po dzieciach nie było śladu. Jedynym pocieszeniem był fakt, że w autobusie nie było żadnych śladów krwi czy przemocy. Wokół niego nie było również śladów stóp, a jedynie ślady kół mogące pochodzić od furgonetek.
Jak dotąd nie było żadnego żądania okupu. Z resztą jaki okup mógł wchodzić w grę. Chowchilla była małą rolniczą miejscowością. Żadna z rodzin nie była specjalnie zamożna.
Zaczęła więc rozpowszechniać się teoria, że za wszystkim stoi Zodiac, którego działalność w San Francisco obejmowała początek lat 70. W jednym z listów napisał, że planuje napaść na autobus z dziećmi w wieku szkolnym.
Tymczasem po 12 godzinach jazdy furgonetki zaczęły zwalniać. Następnie porywacze wyciągali z pojazdu jedną osobę naraz, zamykali drzwi i po kilku minutach wyciągali kolejną. Dzieci były przerażone. Nie wiedziały co się dzieje. Niektóre z nich próbowały się ukryć, jednak wszystkie zostały wkrótce wyciągnięte z samochodów.
Każde z dzieci pytano o ich imię, nazwisko, adres i numer telefonu. Porywacze zabierali od nich również kawałki ubrań lub czapki z daszkiem, które później porozrzucali po różnych drogach próbując wprowadzić policję w ślepe zaułki. Na zewnątrz czekała na nich drewniana drabina prowadząca do środka dziury w ziemi. Wszyscy po kolei byli zmuszani do schodzenia w dół, 3,5 metra pod powierzchnię. Niektóre z dzieci były przekonane, że wysyłają ich wprost do piekła.
W rzeczywistości w ziemi zakopana była stara przyczepa ciężarówki wypełniona brudnymi materacami. Był w niej również stół, na którym stały opakowania z masłem orzechowym, płatkami śniadaniowymi i chleb. Stół otoczony był baniakami z wodą pitną. W nadkolach wycięto dziury mające służyć za toalety. Szumiały wentylatory.
Zanim wszyscy się obejrzeli, porywacze wyciągnęli drabinę. Zrzucili im rolkę papieru toaletowego i powiedzieli, że po nich wrócą. Następnie zakryli otwór w suficie grubą blachą, którą obciążyli dwoma akumulatorami o wadze 45 kg każdy. Całość zasypali ziemią. Gdy skończyli było około 3.30 w nocy.
Nikt z uwięzionych nie wiedział jak długo będą przetrzymywani ani czy ktokolwiek z nich wyjdzie z tego żywy.
Minęło 12 godzin. Warunki się pogarszały. Jedzenia starczyło zaledwie na jeden posiłek. Panowała ciasnota, upał, zaduch i smród uryny. Wentylatory działały coraz wolniej, dach zaczął się zapadać a ściany chwiać. Wizja śmierci była coraz bliższa. Musieli się wydostać.
14-letni Michael Marschall wraz z kolegą zaczął układać materace jeden na drugim tuż pod włazem w suficie. Początkowo Ed był temu przeciwny, ponieważ obawiał się, że jeden z porywaczy został na straży. Wkrótce jednak zaczął pomagać chłopcom. Naprzemiennie napierali na obciążony właz, aż w końcu udało im się przesunąć leżące na nim akumulatory i blacha przesunęła się. Był to jednak dopiero początek.
Porywacze zbudowali wokół włazu coś na kształt drewnianego pudła, na tyle dużego, że Michael mógł się w nim zmieścić. 14-latek tak długo uderzał w nie, aż ujrzeli pierwsze promienie światła. Po 16 godzinach pod ziemią pojawiła się realna szansa na uwolnienie. Wystawienie głowy na powierzchnię musiało jednak kosztować Michaela wiele odwagi. Prawdopodobnym było, że jeden z porywaczy został na straży i będzie strzelał, gdy tylko zobaczy, że ktoś wychyla się w dołu. Tak się jednak nie stało. Na powierzchni nikt nie czekał.
Było około godziny 20.00, gdy wszystkim udało się wyjść z dołu. Wokół widzieli wzgórza i drzewa. Słyszeli dźwięki ciężkiego sprzętu. Nie mieli wyjścia, więc popędzili w kierunku wydobywającego się dźwięku, mimo że mogli pobiec wprost w ręce porywaczy. Na wszelki wypadek Michael zaczął biec w innym kierunku, aby w razie złapania grupy przez porywaczy, zawiadomić pomoc. Nic takiego nie miało jednak miejsca, żaden z porywaczy nie zadał sobie trudu, aby stać na straży. Byli w kamieniołomie w Livermore, 160 km od Chowchilla. Gdy dobiegli do budki strażnika, mężczyzna już wiedział kim są. O porwaniu autobusu szkolnego było głośno w mediach. Natychmiast zawiadomiono policję.
Ed i dzieci zostali przetransportowani do centrum rehabilitacyjnego w więzieniu Santa Rita. Tam policjanci zrobili zdjęcia i przebadali każdego ocalałego. Zostali również przesłuchani, ale nie mogli zbyt wiele powiedzieć o swoich porywaczach.
W ciągu kolejnych dni policja zajęła się przeszukiwaniem kamieniołomu oraz wydostawaniem zakopanej w ziemi ciężarówki. Mieli nadzieję, że uda im się natrafić na ślady, które pomogą w ustaleniu tożsamości porywaczy.
Było bardzo prawdopodobne, że porywacz musiał mieć klucze do kamieniołomu, więc syn właściciela był jednym z pierwszych podejrzanych. Dodatkowo ochroniarze zeznali, że kilka miesięcy wcześniej widzieli 24-letniego Fredricka Woodsa IV, gdy kopał dużą dziurę w kamieniołomie wraz z dwójką innych młodych mężczyzn. Fredrick miał już kartotekę policyjną, ponieważ dwa lata wcześniej został aresztowany za kradzież samochodu. Towarzyszył mu wtedy jego rówieśnik, James Schoenfeld, oraz jego o dwa lata młodszy brat, Richard Schoenfeld. Otrzymali wyroki w zawieszeniu. Wszyscy trzej pochodzili z zamożnych rodzin mieszkających na przedmieściach San Francisco. Ojciec Jamesa i Richarda był pediatrą, a ojciec Freda właścicielem różnych nieruchomości i firm.
Funkcjonariusze uzyskali nakaz przeszukania majątku ojca Freda. Znaleźli jeden z pistoletów użytych podczas porwania. Dodatkowo w pokoju Freda znaleziono kartkę, na której rozpisany został plan porwania wraz z możliwymi problemami i sposobami ich rozwiązania. Na innej kartce zapisano również szkic noty o okupie.
Wydano nakaz aresztowania i rozpoczęła się obława. Mężczyźni uznawani byli za uzbrojonych i niebezpiecznych. Po kilku dniach najmłodszy z mężczyzn, 22-letni Richard, oddał się w ręce policji. Pozostała dwójka uciekła z Kalifornii. Niedługo później policja aresztowała Jamesa w stanie Waszyngton, gdzie rozpoznano go, gdy prowadził furgonetkę. Następnie aresztowano Fredricka w Kanadzie.
Dlaczego mężczyźni nie zgłosili swojego żądania okupu? Powód był bardzo prozaiczny. Próbowali dodzwonić się na komisariat policji w Chowchilla, ale linie były cały czas zajęte przez rodziców i rodziny porwanych dzieci. Zmęczeni całonocną jazdą położyli się spać, a gdy się obudzili, było już po wszystkim. Usłyszeli w radiu, że kierowca autobusu i dzieci uciekły.
Okazało się, że pomimo ogromnych majątków swoich rodziców, wszyscy trzej mężczyźni byli poważnie zadłużeni. Starszy z braci Schoenfeld, James, pracował jako pomocnik kelnera. Ojciec dał mu pieniądze na zakup Jaguara, ale nie było go stać na opłacenie ubezpieczenia, więc musiał sprzedać samochód. Następnie wraz z Fredrickiem próbowali inwestować w nieruchomości, ale zamiast zarobić, stracili około 30 000 dolarów. James był winny Fredowi pieniądze, które ten z kolei pożyczył od swojego kuzyna.
Mężczyźni próbowali wejść w branżę filmową wymyślając scenariusz „idealnej” zbrodni. W pewnym momencie Fred przeczytał w gazecie, że stan Kalifornia dysponuje nadwyżką miliarda dolarów. Postanowili wcielić swój „idealny” plan w życie i uwolnić Kalifornię od 5 nadprogramowych milionów, które stan mógł przecież przeznaczyć na okup za kilkoro dzieci.
Postanowili porwać wiele dzieci, ponieważ chcieli dostać kilka milionów okupu, a dzieci są cenne. Państwo byłoby skłonne zapłacić, aby nic im się nie stało. Dodatkowo dzieci to łatwe ofiary, nie walczą.
Dowody były przytłaczające. Fredrick, James i Richard przyznali się do 27 zarzutów porwania dla okupu. Nie przyznali się natomiast do ośmiu zarzutów obrażeń cielesnych, które zarzucał im prokurator. Niektóre z dzieci zgłosiły nudności, krwawienia z nosa i omdlenia. Inne miały na ciele siniaki i ślady poparzeń.
Tymczasem Ed i odważne dzieciaki zostały okrzyknięte bohaterami. W nagrodę zorganizowano nawet dla nich wycieczkę do Disneylandu. Ed otrzymał wyróżnienie za wybitne zasługi na rzecz społeczeństwa, a każdy 26 lutego świętowano w Chowchilla jako dzień jego imienia.
Michael, który odegrał w tej historii ogromną rolę, w rzeczywistości znalazł się w tym autobusie przez przypadek. Zazwyczaj odbierała go matka, jednak poprzedniego wieczoru nakryła go pijącego p--o z kolegą. Za karę miał wracać autobusem i przypadkowo wybrał akurat ten.
Proces rozpoczął się kilkanaście miesięcy później. Część z dzieci zeznawała przed sądem przeciwko swoim porywaczom. 17 lutego 1978 roku wszyscy trzej zostali skazani na dożywotnie więzienie bez możliwości zwolnienia warunkowego. Tylko Richard wyraził wyrzuty sumienia.
Prawnicy złożyli jednak apelację, ponieważ nie zgadzali się ze stwierdzeniem, że mężczyźni byli odpowiedzialni za obrażenia ciała. W 1980 roku wygrali i wyrok Fredricka, Jamesa i Richarda został zmieniony na dożywocie z możliwością zwolnienia warunkowego.
Wszyscy trzej przez lata stawili się na około 60 przesłuchań warunkowych. W 2012 roku, 36 lat po porwaniu, Richard jako pierwszy otrzymał zwolnienie warunkowe. Rok wcześniej jego adwokat powiedział „Mój klient miał wtedy 22 lata, a jego planem nie było nikogo skrzywdzić. Nikt nie toleruje przestępstwa, ale podatnicy muszą go utrzymywać w więzieniu, co jest niedorzeczne. Zemsta to luksus, na który Kalifornii już nie stać.”.
W 2015 roku na wolność wyszedł starszy brat Richarda, James. Oboje zamieszkali ze swoją 93-letnią matką, której Richard został opiekunem. James wykonuje prace architektoniczne, czego nauczył się w więzieniu.
Fredrick wciąż przebywa w więzieniu. Jego ostatnie przesłuchanie w sprawie zwolnienia warunkowego miało miejsce w październiku 2019 roku i zostało, po raz siedemnasty lub dziewiętnasty (w zależności od źródła), odrzucone. Do kolejnego będzie miał prawo dopiero w 2024 roku. Fred nie jest jednak wzorowym więźniem. Wielokrotnie był przyłapany na posiadaniu pornografii i telefonów komórkowych pochodzących z kontrabandy.
Warto zauważyć, że zaledwie 36 godzin piekła, jakie przeszły dzieci, rzutowało później na całe ich życia. Trauma sprawiła, że wiele z nich miało później problemy z uzależnieniem od alkoholu czy narkotyków, cierpiało na klaustrofobię, odczuwało ogromny niepokój, nawet w dorosłym życiu musiało spać przy zapalonym świetle, a nawet wtedy męczyły ich koszmary...
Ed zmarł w 2012 roku w wieku 91 lat. Przed śmiercią odwiedziło go wielu z porwanych uczniów. Odkupił autobus szkolny od Chowchilla, ponieważ nie chciał, żeby trafił na złomowisko. Później podarował go swojemu sąsiadowi, który prawdopodobnie do dzisiaj trzyma go na swojej posesji.
W 2016 roku 25 dzieci, które przeżyły porwanie, złożyło pozew przeciwko porywaczom. Wygrali i otrzymali pieniądze, które zostały wypłacone z funduszu powierniczego Fredricka Woodsa. Mężczyzna był spadkobiercą dwóch zamożnych rodzin i jego fundusz miał opiewać nawet na 100 milionów dolarów, chociaż jego prawnik zakwestionował tę kwotę. Dokładna kwota odszkodowania wypłaconego porwanym nigdy nie została ujawniona, ale jedna z osób stwierdziła, że „starczy na dobrą terapię, ale to za mało na kupno domu”.
Przy okazji wyszło na jaw, że Fred będąc za kratami, prowadził kilka firm, w tym kopalnię złota i salon samochodowy. Nie powiadomił jednak o tym fakcie władz więzienia. Podczas pobytu w więzieniu zdążył trzykrotnie się ożenić i kupić rezydencję znajdującą się o 30 minut drogi od więzienia.
Źródła: youtube.com, en.m.wikipedia.org, cbsnews.com, mentalfoss.com, dailymail.co.uk, fresnobee.com, mamamia.com
#historieriley
Komentarz usunięty przez autora
Ale i tak fajne, plusik na zachętę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Rozwija się i powodzenia ( ͡° ͜ʖ ͡
Te więzienia to jak hotele, można brać śluby, prowadzić firmy czy nawet inwestować w nieruchomości, a wszystko to z celi ( ͡° ͜ʖ ͡°)