Wpis z mikrobloga

Zbierałem się za tego posta jak Stonoga do więzienia, ale w końcu się za niego wziąłem. Ostatnio pokazywałem Wam zdjęcie Diunki, adoptowanej (niby na dom tymczasowy), ale ja już wiem że zostanie na stałe (tylko moja różowa o tym nie wie). Wpis dostał wiele plusów i bardzo miłych komentarzy, tak więc postanowiłem napisać kilka słów o tym jak Diuna ma się na dziś, i jak to wyglądało w pierwszych dniach.

Na początku, jak to na początku, była zestresowana. Ale to co zrobiła w pierwszej kolejności po wejściu do domu rozbroiło mnie doszczętnie. Wszedłem do kibla, żeby umyć ręce. Ona zaciekawiona weszła ze mną, bo zostawiłem otwarte drzwi. Obniuchała co się dało, po czym... wlazła do kociej kuwety, złapała w zęby największą kupę jaką znalazła i z prędkością dwukrotnie przekraczającą prędkość światła wybiegła z kibla i... radośnie tą kupę skonsumowała XD Niby śmieszne, ale smutne, o tym w kolejnych akapitach.

Początkowo było bardzo nieufna, a na głaskanie reagowała podkulonym ogonem i strachem. Oznaczało to jedno - czułości od ludzi wcześniej nie zaznała, a z tego co wiem jedyny kontakt z ludzkimi dłońmi miała gdy te ją biły. Szybko jednak znalazła sobie miejsce dla siebie, rozłożyła się wygodnie na kanapie i było po niej widać że samo to że w domu jest ciepło, a ona może położyć się na czymś miękkim było dla niej nowością.

Nowością był też dla niej spacer. Kompletnie nie wiedziała jak się zachowywać na smyczy, tak jakby nie rozumiała kompletnie tej koncepcji. Nie jest to dziwne, bo całe dotychczasowe życie spędziła zamknięta w kojcuo rozmiarach 3x4,5 metra. Mijały dni, a ona w końcu zaczęła się do wychodzenia przyzwyczajać, choć minie jeszcze dużo czasu zanim spuścimy ją ze smyczy. Nie wygląda jakby się czegoś specjalnie bała, nie licząc ludzkiego dotyku, ale powoli pracujemy nad tym żeby zrozumiała że w tym domu nikt na nią ręki nie podniesie, a dotyk jest po to żeby ją pogłaskać czy przytulić.

No i rzecz ostatnia. Jedzenie. Nie potrafiła za bardo zrozumieć koncepcji michy pełnej żarcia, za to robiła (i nadal robi) wszystko żeby dostać się do jakiegokolwiek kawałka żarcia które my jemy na obiad, śniadanie czy kolację. Dziś po obiedzie zrzuciła(!) z kuchenki dużego woka, którego specjalnie położyłem jak najdalej żeby się do niego nie dostała. Otóż jakimś cudem zrzuciła go na podłogę, po czym zeżarła w mgnieniu oka ~300 gram wątróbki z cebulą która miała zostać mi na kolację XD.

Na nauczenie jej jedzenia psiej karmy znalazłem jednak sposób. Nie chciała tknąć chrupek które miała w misce, więc wrzuciłem tam 2 plasterki krakowskiej. Zniknęły w 0,0000000001 sekundy. I wtedy mnie oświeciło. Wziąłem jej miskę na blat, wziąłem hamburgera (takiego z biedry), porwałem go na kawałki, i zmieszałem z suchą karmą. Położyłem jej miskę na ziemi, i stał się cud. Zeżarła wszystko, zarówno burgera jak i chrupki. Jest mały sukces!. Mam wrażenie że od tego momentu chętniej je suchą karmę, ale trochę pracy jeszcze przed nami ;) To tyle na dziś.

#psy #pokazpsa #smiesznypiesek #adoptujniekupuj #adopcja #pieseczkizprzypadku
  • Odpowiedz