Aktywne Wpisy
Ksiega_dusz +207
Mam w pracy analityczkę na stanowisku „Analityk Systemowy”. Oczywiście przebranżowiona w czasach ssania i gdzie brano do IT każdego kto miał puls i umiał powiedzieć słowo „JSON”. Jest po „europeistyce”. Była też na Erasmus, podczas gdy ja waliłem konia z depresji (żadna mnie nie chciała) i uczyłem się po nocach na kolokwium z języka C.
Zarabia coś koło 14-15k brutto na UoP, stażu ma 5 lat. Zarabia niewiele mniej ode mnie, bo ja mam 19k brutto na UoP jako programista Java z 7 latami expa.
Do czego pije? Przeglądałem ofertę pracy w mojej firmie na Analityka Systemowego i w wymaganiach jest jasno napisane że umiejętność SQL’a, znajomość REST API, umiejętność modelowania BPMN czy UML. Wspomaganie procesu wytwarzania oprogramowania.
Pracuje
Zarabia coś koło 14-15k brutto na UoP, stażu ma 5 lat. Zarabia niewiele mniej ode mnie, bo ja mam 19k brutto na UoP jako programista Java z 7 latami expa.
Do czego pije? Przeglądałem ofertę pracy w mojej firmie na Analityka Systemowego i w wymaganiach jest jasno napisane że umiejętność SQL’a, znajomość REST API, umiejętność modelowania BPMN czy UML. Wspomaganie procesu wytwarzania oprogramowania.
Pracuje
WielkiNos +333
Jak wiadomo mamy konkret inflację i trzymanie pieniędzy pod materacem jest krótko mówiąc głupie, z tego prostego względu, że tracimy na tym kilka procent rocznie (a co do oficjalnych danych inflacyjnych to lol - poczytajcie co jest w koszyku xD ta inflacja jest z 2x wyższa jak nic). I tak kilka procent tu i tam, i po 30 latach zostaje gówno i dykta. Więc trzeba coś z tym zrobić. Co można zrobić?
Lokata / konto oszczędnościowe etc.
W standardowych sytuacjach, lokata czy konto oszczędnościowe nigdy nie pokryje straty z powodu inflacji. Co więcej, można mieć duuuży problem w razie „runu” na banki - gdy każdy chce wyjąć swoje pieniądze, system bankowy upada i klops. Co prawda jest Bankowy Fundusz Gwarancyjny, ale nie oszukujmy się, on działa tylko w sytuacji gdy upadnie jeden, dwa banki - nie w sytuacji gdy upada cały system. Drugie ryzyko, które ponosimy, to ryzyko bail-in - czyli tego, że rząd uzna, że chce się uratować i zabierze ludziom oszczędności z kont (przykład Cypru kilka lat temu). Trzecie ryzyko, to ryzyko hiperinflacji. Inflacje wypieprzy do góry, no i na za nasze oszczędności możemy kupić lizaka. Te same ryzyko zresztą ponosimy przy okazji trzymania pieniędzy w materacu.
Nieruchomości:
Ulubiony obecny konik Polaków. Każdy, kogo nie zapytam sądzi, że nieruchomości nigdy nie tanieją i tylko idą do góry. Zła informacja jest taka, że podobnie myślano w Stanach, tworzone śmieszne instrumenty oparte o tę ideę - no i jak się skończyło wiemy. Reguły kapitalizmu są brutalne - nic nie jest „gwarantowane”, że wzrośnie. Historycznie owszem, nieruchomości są niezłym miejscem na ulokowanie kapitału, ale pamiętajmy, że podwyższanie ich cen nie jest wieczne, a niestety przy założeniu, że jest - ludzie boleśnie mogą się o tym przekonać. Nie mówię, że nieruchomości to zła inwestycja - to całkiem niezła sprawa na dłuższy okres, ale należy przygotować się na to, że może być dłuższy okres, gdzie nasz majątek będzie topnieć - a wynajem będzie trudny i mało opłacalny.
W przypadku inwestycji w nieruchomości jesteśmy jednak prawie całkowicie kryci przed ryzykiem inflacyjnym, bo jeśli inflacja skacze, zwykle ceny najmu i kupna nieruchomości podążają za nią nieuchronnie. Istnieje natomiast inne ryzyko. W przyszłości może być tak jak w Berlinie czy Singapurze, gdzie obostrzenia przy najmie, sprzedaży czy wyrzucaniu lokatorów będą tak horrendalne, że nie będzie kompletnie opłacało się być posiadaczem nieruchomości. Inne ryzyko to podwyższenie podatków bądź słynny podatek katastralny. Może się szybko okazać, że koszt utrzymania nieruchomości będzie o wiele wyższy niż aprecjacja (zwyżka ceny) rok do roku. Musimy również pamiętać o ryzyku miejsca tzn. Może się okazać, że miejsce w którym kupiliśmy nieruchomość będzie do dupy - np ludzie którzy kupili wiele lat temu mieszkania w Polsce powiatowej nie doświadczyli nawet ułamka zysku jaki uzyskali ludzie inwestujący w mieszkanie w Wawie)
REIT - czyli Nieruchomości bis
To jest alternatywa do inwestycji w nieruchomości. REIT to Real Estate Investment Trust - czyli taki instrument finansowy (głównie w Stanach ale nie tylko), gdzie możemy kupić nieruchomość jak akcje na giełdzie, cena tych udziałów uzależniona jest tylko od ceny nieruchomości i możemy dostawać od nich „dywidendę” czyli procent zysku od najmu tych nieruchomości. Tu możemy kupować różne udziały. Udziały np. W domach opieki nad starymi ludźmi, developerce, szpitalach, trailer parkach - czym chcecie. Plusów jest kilka - jeden największy jest taki, że możemy szybko pozbyć się takich udziałów, nie musimy bawić się w długotrwałe upłynnianie nieruchomości kupionej normalnie (próbowaliście kiedyś sprzedać mieszkanie? Można się bujać latami) Drugi jest taki, że miejsce położenia średnio nas interesuje, bo zwykle takie REITy mają po kilkaset różnych nieruchomości rozsianych po kraju. nie płacimy również PCC tylko belkę od zysku (lepsza opcja, bo zależy od zysku). Minus jest taki, że dywidenda z takich udziałów niestety pewnie będzie niższa niż bezpośredni fizyczny wynajem nieruchomości. Kolejny minus jest taki, że nie tak łatwo zainwestować w to w Polsce, ale jak się zainteresujecie to jest kilka sposobów.
Pisać dalej o kolejnych formach czy dać se spokój?
#inwestowanie #inflacja #gospodarka #oszczednosci #nieruchomosci #ekonomia
@qwertee: @Kresman: @qazplm: @Tino: @RacuchZawodowiec: @PanNosaczCebula: @Sepzpietryny: @Kartofelek:
@Nuuk: Dzięki za wysiłek, choć mi tu trochę wygląda na spam REIT'owy. Podaj proszę konkrety, instytucje choćby w Polsce - z tą inwestycją nie masz wpływu na jej działanie czy finalne wyniki, choć jest niemal bezobsługowa. Jak z giełdą, gdzie pakujesz kasę i z nadzieją liczysz, że się zwróci (nie mając realnego wpływu na poprawę wyniku). W tym jest sęk, że lokując gdziekolwiek gotówkę, powierzając ją innym operatorom, ograniczasz